Andrzej Iwan. Na boisku ogrywał najlepszych obrońców, w życiu przegrywał z własnymi demonami

Jerzy Filipiuk
Jerzy Filipiuk
Andrzej Iwan to legenda Wisły Kraków
Andrzej Iwan to legenda Wisły Kraków Jan Hubrich / Polskapresse
Życie i kariera Andrzeja Iwana były pełne przeciwieństw: radości i smutku, sukcesów i porażek, szczęśliwych chwil i dziwacznych zachowań. W miarę upływu czasu - przemiany niesfornego chłopca w agresywnego młodzieńca, utalentowanego piłkarza w zawodowego gracza - jego barwny życiorys zaczynał przybierać coraz bardziej szary kolor, aż w końcu pokrył się ciemnością. Były piłkarz Wisły Kraków i reprezentacji Polski zmarł 27 grudnia 2022 roku w wieku 63 lat.

Czterokrotnie zdobył mistrzostwo Polski i tyleż razy próbował odebrać sobie życie. Zagrał na dwóch mundialach, a dwie dekady później w czasie mistrzostw świata przebywał w szpitalu psychiatrycznym.

W Arisie Saloniki w ciągu dwóch lat zarobił 800 tys. marek, a w Warszawie w trzy dni przegrał w kasynie ponad 100 tys. dolarów. Słynął z boiskowej egzekucji, a sam wpędzał się w sidła życiowej destrukcji. Grał na największych stadionach i wylądował w areszcie wojskowym, bywał w eleganckich lokalach i czyścił kible w pace.

Był uwielbiany przez kibiców, szanowany przez dziennikarzy, chwalony przez trenerów, ale sprawiał ból swym najbliższym. Miał trzeźwe spojrzenie na futbol, a zatracał się w pijackich eskapadach. Umiał jak mało kto dostrzec talent u innego gracza, a swój marnował w bezsensowny sposób. Ogrywał najlepszych obrońców i bramkarzy, a przegrywał z własnymi demonami.

„Jestem przygotowany na wszystko. Nie zbieram zaświadczeń z zakładów pracy, bo wiem, że nie dożyję wieku emerytalnego. W ten czy inny sposób już mnie nie będzie” – przekonywał w swej przerażająco szczerej biografii „Spalony”, napisanej przez Krzysztofa Stanowskiego i wydanej w 2012 roku. Rzeczywiście, nie doczekał emerytury, odszedł 10 lat później.

Boiskowy brylant

Andrzej Iwan był jednym z najlepszych piłkarzy w historii Wisły Kraków, jednym z największych talentów w dziejach polskiego futbolu. Choć nie osiągnął tyle, co wielu dużo bardziej utytułowanych graczy, nikt nie zaprzecza jego boiskowej wielkości.

- Był jednym z może pięciu najlepszych piłkarzy, z jakimi miałem przyjemność grać i trenować. A grałem między innymi z Włodzimierzem Lubańskim, Grzegorzem Latą, Kazimierzem Deyną. Jako piłkarz umiał wszystko: grać prawą i lewą nogą, przy niedużym wzroście także głową, miał dobry przegląd pola. Był zbliżony do ideału kompletnego zawodnika – wspomina byłego kolegę z Wisły i reprezentacji Zdzisław Kapka, dziś wiceprezes Małopolskiego Związku Piłki Nożnej.

- Jako piłkarz był charakterny, nieprzeciętnie utalentowany, świetnie wyszkolony technicznie, dynamiczny, biorący boiskowe zadania w swoje ręce – dodaje inny kumpel Iwana z krakowskiego klubu i drużyny narodowej Marek Kusto.

- Nie grałem z nim długo, ale mogę powiedzieć, że piłkarzem był bardzo dobrym, jednym z czołowych napastników ligi, podporą Wisły. Miał pecha, że na mundialu w 1982 roku złapał kontuzję i wypadł ze składu – zaznacza 100-krotny reprezentant Polski, były prezes PZPN Grzegorz Lato.

- Był najlepszym piłkarzem, jakiego w życiu trenowałem. Przed mistrzostwami świata w Argentynie zajmowałem się bramkarzami kadry u Jacka Gmocha. Na zgrupowaniu widziałem, że rodzi się talent dużej klasy. Na mundialu dużo sobie nie pograł, ale zawsze go ceniłem – wyznaje były piłkarz Górnika Zabrze i reprezentacji Hubert Kostka.

„Gumiok” na salonach

Do Wisły Iwan trafił z Wandy Kraków, której był wychowankiem i w której futbolowej sztuki uczył go niezapomniany wychowawca wielu piłkarzy Marian Pomorski. „Gumiok” z Nowej Huty w pierwszej drużynie „Białej Gwiazdy” zadebiutował mając niespełna 17 lat. Wiślackie początki nie były jednak usłane tylko różami…

- Pamiętam jego przyjście do Wisły, pojawienie się w pierwszym zespole. Trenowaliśmy na podmokłym boisku po roztopach. Andrzej co przyjął piłkę, to się przewracał. Śmialiśmy się, kogo nam tu przysłali. Nie zdawaliśmy sobie sprawy, że miał tremę i… złe obuwie. Szybko jednak przekonaliśmy się, że posiadał wysokie umiejętności – wspomina były wiślak Henryk Szymanowski.

I dodaje: - Andrzej miał szczęście, bo trafił do drużyny, w której grali reprezentanci Polski, jak mój brat Antoni, Adam Musiał, Zdzisław Kapka, Kazimierz Kmiecik czy Marek Kusto. Przy tej klasy piłkarzach mógł się rozwijać. A przecież grali w niej także inni młodzi, utalentowani zawodnicy: Krzysztof Budka, Piotr Skrobowski, Adam Nawałka, Leszek Lipka. To były fajne czasy…

Iwan z Wisłą zdobył mistrzostwo Polski w 1978 roku. Tytułów on i jego koledzy mogli mieć więcej, ale nie byli wzorami profesjonalizmu.

- W Wiśle była grupa zabawowa. Gdyby wszyscy zachowywali się tak, jak trzeba było, zdobylibyśmy mistrzostwo Polski nie tylko raz. Byliśmy jednak młodzi, rozrywkowi – przyznaje starszy z braci Szymanowskich.

Mógł osiągnąć dużo więcej

W Wiśle Iwan spędził dziewięć lat, w Górniku Zabrze grał trzy razy krócej, ale to w tym klubie aż trzykrotnie sięgnął po tytuł mistrza Polski. Na Śląsk trafił w nietypowych okolicznościach.

- Gdy został zawieszony przez Wisłę, wysłałem kierownika naszej drużyny Edwarda Sochę, żeby go ściągnął do Górnika – opowiada Kostka. - Andrzej był nieprzygotowany do sezonu, ale wiedziałem, że jeśli mi się uda go „naprawić” fizycznie, będzie naszym wzmocnieniem. I tak się stało. Górnik był mistrzem Polski, jednak szukaliśmy indywidualności. Trafił do nas wtedy także Jan Urban.

W zabrzańskim klubie Iwan zapracował na miano Piłkarza Roku w Polsce (1987) w plebiscytach „Piłki Nożnej” i „Sportu”. Po rozstaniu z Górnikiem (potem dwukrotnie do niego na krótko wrócił) grał w Niemczech (VfL Bochum), Grecji (Aris Saloniki) i Szwajcarii (w mało znanych klubach). Zawodniczą karierę zakończył w Polsce na obrzeżach wielkiej piłki.

W 1978 roku był najmłodszym uczestnikiem mundialu, w 1980 roku najlepszym strzelcem europejskich reprezentacji, w 1982 roku srebrnym medalistą MŚ, jednak w kadrze nie wykorzystał swego wielkiego potencjału. Z pewnością mógł osiągnąć dużo więcej.

- Znałem Andrzeja od 16. roku życia. Podpatrywałem go na treningach, widziałem, co potrafi zrobić z piłką. Byłem ciekaw, jak potoczy się jego kariera. Nie do końca wykorzystał swój potencjał, choć moim zdaniem nie było od niego lepszego piłkarza z roczników 1958-1959, może poza Mirosławem Okońskim. Kontuzje i różne problemy wyhamowały jego karierę – twierdzi inny kolega Iwana z drużyny „Białej Gwiazdy”, Marek Motyka.

Poza boiskiem dusza towarzystwa

Futbolową przygodę Iwan kontynuował najpierw jako trener (pierwszy lub asystent) w ukochanej Wiśle, a także m.in. w Zagłębiu Lubin i Okocimskim Brzesko, potem jako komentator sportowy i ekspert piłkarski, dyrektor sportowy Wieczystej Kraków (choć wolał określenie - doradca klubowy) oraz – krótko – w roli skauta w Wiśle.

Poza boiskiem był uważany za duszę towarzystwa, człowieka lubianego chyba przez wszystkich. I choć niektórzy byli obrażeni za jego bezkompromisowe komentarze na temat kolegów z Wisły, Górnika i reprezentacji, dziś z trudem przyjmują wieści o jego śmierci i wyznają, jak świetnego kompana stracili.

- Był moim przyjacielem, bardzo dobrym kolegą. Miał taki charakter, że dawał się lubić – podkreśla Kusto.

- Podcięło mi nogi, gdy się dowiedziałem o śmierci Andrzeja. Nadal jestem otumaniony tym strasznym faktem. Byliśmy kumplami z krwi i kości. Odszedł wspaniały piłkarz, kolega, kumpel z charyzmą – mówi były piłkarz Cracovii Andrzej Turecki.

- Poza boiskiem był osobą bardzo błyskotliwą, inteligentną, z poczuciem humoru, o niesamowitej pamięci i wiedzy; w normalnych sytuacjach człowiekiem do rany przyłóż – przekonuje Kapka.

- Bardzo lubiłem Andrzeja. Był szczerym, oddanym chłopakiem, dobrym serdecznym kolegą. Był lubiany w zespole, bo dobrze grał w piłkę. Z czasem stał się topowym zawodnikiem. Był pomocnym dla innych, potrafił zachęcać do pracy – podkreśla Henryk Szymanowski.

- Jestem totalnie przybity śmiercią Andrzeja. Był to człowiek, którego darzyłem sympatią. Wielki gawędziarz, lubił opowiadać różne historie, spotykać się z innymi ludźmi. Kibice go kochali, lubili przebywać w jego towarzystwie – dodaje Motyka.

Nie przestawał myśleć o śmierci

Iwan już jako dziecko lubił psoty, bójki, draki. Nie zmienił się jako piłkarz, wywołując afery i skandale, z najsłynniejszym na czele, w nowohuckiej restauracji „Stylowa”, gdzie w pijackiej furii chciał dorwać wyśmiewającą go kelnerkę, a potem „spałowany” przez zomowców, po uwolnieniu z kajdanek, ciężko pobił dwóch milicjantów, za co ponownie został skatowany. Do łatki alkoholika i awanturnika doszło miano przegrywającego hazardzisty. Nie bał się nikogo i niczego, ale dopadały go demony. Te najstraszniejsze.

Przeżył cztery próby samobójcze, pierwszą w 2008 roku, ostatnią w ubiegłym roku. Nie pomogła żyletka, potem tabletki… Pił na umór, trafił do więzienia za kilkuletnie znęcanie się psychiczne nad żoną. I nie przestawał myśleć o śmierci.

- Nie był pierwszym człowiekiem, który miał tak poważne problemy. Jeden potrafi się z tym uporać, drugi nie. To indywidualna sprawa. Nie ma na to jednego lekarstwa. Andrzej nie miał recepty na to, co go dręczyło – przekonuje Turecki.

- Gdy dopadały go demony, miał problemy. Wiele osób starało się mu pomóc, chodził na terapie, jednak nie mógł sobie poradzić z samym sobą – zaznacza Kapka.

- Nie spodziewałem się, że tak szybko się z nami pożegna – mówi Motyka. - Wydawało się, że ostatnio u niego wszystko było dobrze. Żal mi jego rodziny. Miał fantastyczną żonę, syna (Bartek też był piłkarzem, a następnie trenerem – przyp.), córkę i wnuczkę, którą uwielbiał. Wiele razy mówiłem mu, żeby dał sobie spokój z alkoholem, ale trudno było go przekonać. Mówił, że bez alkoholu nie da sobie rady. Moje słowa trafiały w próżnię. A mógł sobie spokojnie żyć, pracować w Wieczystej lub Wiśle, albo jako komentator, bo kochał oceniać piłkarzy, oglądać mecze.

- Ostatni raz widziałem Andrzeja na pogrzebie Janusza Adamczyka na Salwatorze w 2018 roku. Niestety, dawna wiślacka drużyna kompletuje się nam na tamtym świecie: Stanisław Gonet, Janusz Krupiński, Adam Musiał, Janusz Adamczyk, Andrzej Iwan… - konstatuje Szymanowski.

Pogrzeb Andrzeja Iwana odbędzie się 5 stycznia 2023 roku o godz. 12.20 na cmentarzu Czerwony Prądnik (cmentarz Batowicki) w Krakowie.

od 12 lat
Wideo

Wspaniałe show Harlem Globetrotters w Tauron Arenie Kraków

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gol24.pl Gol 24