Antoni Piechniczek: Zawsze czułem się ambasadorem Ruchu Chorzów
Nie licząc funkcji sportowych był pan już w swoim życiu senatorem i radnym sejmiku śląskiego, ale ambasadorem został chyba po raz pierwszy.
Na zostanie ambasadorem takiego klubu jak Ruch pracuje się przez całą karierę piłkarską, zresztą po niej również. W moim życiu zawodowym ta etykieta z napisem Ruch Chorzów zawsze była obecna i wielokrotnie mi w nim pomagała.
Co dla pana oznacza bycie ambasadorem Niebieskich?
Ten tytuł dostałem w środę wieczorem, ale przeświadczenie, że jestem przedstawicielem Ruchu, bo ambasador to jednak duże słowo, towarzyszyło mi przez całą karierę. Gdy trafiłem do reprezentacji Polski pytano gdzie on grał? Odpowiedź była oczywista - w Ruchu i Legii z jednym klubem zdobywając mistrzostwo, a z drugim Puchar Polski. Gdy byłem trenerem za granicą znów pytano o moje korzenie i zawsze odpowiadałem, że wywodzę się z najbardziej utytułowanego polskiego klubu. Jeśli ktoś kochał ten klub, jeśli się z nim utożsamiał to w jakich by nie był okolicznościach to zawsze był tym dobrym duchem Ruchu. Opowiadał o jego historii, sukcesach, wielkich piłkarzach, słowem był ambasadorem Niebieskich.
ZOBACZCIE ZDJĘCIA ANTONIEGO PIECHNICZKA Z GALI RUCHU
Urodzinowe spotkanie Ruchu odbyło się po trzech latach przerwy i widać było, że środowisku Niebieskich bardzo brakowało tych spotkań...
Jak się siedzi na takiej uroczystości przy stoliku numer 1 razem z innymi ambasadorami, a ja powiem żartobliwie „leśnymi dziadkami” i każdy były piłkarz Ruchu podchodzi i się z nami wita to jest to bardzo miłe. To także pokazuje jak wiele pokoleń na fenomen tego klubu pracowało. Pewnie każdy z tych wielkich graczy uważa, że to jego drużyna mistrzowska była najlepsza i ją darzy największym sentymentem.
Niestety kilku wspaniałych piłkarzy nie doczekało tej gali i odeszło w ostatnim czasie.
Tylko z mojej mistrzowskiej drużyny z 1968 r. w ostatnim okresie zmarli dwaj najwięksi zawodnicy, czyli Antoni Nieroba i Eugeniusz Faber. Przeżywaliśmy bardzo z kolegami ich choroby i cierpienia u schyłku życia, ale przecież tych dawnych gwiazd Ruchu, które ostatnio pożegnaliśmy było dużo więcej. Wielu z nich z pewnością też zasłużyło na tytuł ambasadorów Ruchu i gdyby żyli to na pewno by go otrzymali. Mnie w gronie uhonorowanych zabrakło Waldka Fornalika, który zdobywał tytuł mistrza Polski jako piłkarz i jako trener, ale prezes Siemianowski obiecał, że pomyśli o nim za rok.
W trakcie gali wiele miejsca poświęcono Ernestowi Wilimowskiemu, który jest głównym bohaterem trzeciej części książki „Historia Ruchu Chorzów”.
„Ezi” przez wielu wciąż jest uważany za persona non grata, ale w Ruchu ma swój ołtarzyk. Jestem przekonany, że gdyby nie jego występy w reprezentacji Niemiec to stadion na Cichej nosiłby imię Ernesta Wilimowskiego.
Nie przeocz
Musisz to wiedzieć
Bądź na bieżąco i obserwuj
Trener Wojciech Łobodziński mówi o sytuacji kadrowej Arki Gdynia
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?