Auf wiedersehen, "Franz". Koniec Wisły Smudy [KOMENTARZ]

Jakub Podsiadło
Franciszek Smuda pożegnał się z Wisłą Kraków
Franciszek Smuda pożegnał się z Wisłą Kraków Anna Kaczmarz/Polskapresse
Przez jednych uważany za szarlatana, który wbrew wszelkiej logice wyciągnął Wisłę za uszy z bagna – dla oponentów główny hamulcowy „Białej Gwiazdy”, a oprócz tego niemalże półanalfabeta i uparty dyletant. Jaki by naprawdę nie był, Franciszek Smuda po raz trzeci w trenerskiej karierze żegna się ze stadionem przy ulicy Reymonta, i to w dodatku znowu w przykrych okolicznościach.

To były naprawdę smutne obrazki. Sobotni mecz Wisły z Zawiszą jeszcze się nawet nie skończył, gdy nerwy puściły kibicom – z sektora fanatyków w kierunku samego trenera posypały się wyzwiska, których nie słyszał chyba żaden szkoleniowiec w historii klubu, odkąd opiekuje się nim Bogusław Cupiał. Po końcowym gwizdku sędziego było jeszcze więcej gwizdów i epitetów z trybun – doszło nawet do tego, że za opuszczającym stadion Smudą do samego parkingu dreptał ochroniarz. Oczywiście na wypadek, gdyby któremuś z krewkich kibiców coś strzeliło do głowy. Jeszcze wcześniej przybity „Franz” wyjątkowo wyszedł do dziennikarzy w strefie mieszanej i żalił się dobre kilka minut, bezradnie rozkładając ręce. Sama Wisła wcale nie spadła tego dnia z ekstraklasy, nie wypadła z pierwszej ósemki ani nawet nie przegrała derbów, ale dołożyła kolejną klęskę do najgorszego startu wiosny od niepamiętnych czasów. Na pewno od wtedy, gdy w podobnych okolicznościach z klubu wyleciał, bądź co bądź zasłużony, Maciej Skorża, a sezon musiał ratować Henryk Kasperczak.

Puchary „za pięć złotych”

Zacznijmy od tego, że Smuda podpadł wierchuszce nie tylko samymi wynikami. Pierwsze sygnały o tym, że szkoleniowiec-weteran może wynieść się z Reymonta, pojawiły się po niedawnym wywiadzie dla portalu Interia.pl. – Dostałem zawodników za pięć złotych – powiedział i tym samym rozjuszył zarząd „Białej Gwiazdy”. Ten sam, który tylko tej zimy dopiął transfery Bobana Jovicia oraz Jeana Barrientosa i ten sam, który ustami Roberta Gaszyńskiego obwieścił, że wiosną drużyna powalczy o europejskie puchary. Odkąd nowy prezes Wisły zwalił dziennikarzy z nóg tą zapowiedzią, stosunki między zarządem a trenerem zaczęły się nieodwracalnie psuć. Wspomniany wywiad był w zasadzie ostatnim krzykiem rozpaczy – wcześniej Smuda do spółki z piłkarzami tylko między wierszami dawał do zrozumienia, że dla zabiedzonej kadry podium będzie jak Everest, a majaki o fazie grupowej europejskich pucharów nie mają nic wspólnego z brutalną rzeczywistością. „Franz” stracił posadę, bo najprawdopodobniej dopuścił się zbrodni na marzeniach samego Bogusława Cupiała – trudno uwierzyć w to, żeby sprowadzony w roli strażaka i w dodatku dobrze zaznajomiony z tragiczną sytuacją klubu Gaszyński sam uknuł w głowie wariacki plan powrotu do Europy. Najnowsza historia Wisły zna podobne przypadki – zatrudnienie Smudy latem 2013 roku miało być ostatecznym remedium na bałagan, jaki powstał w klubie tuż po tym, jak wściekły Cupiał wyrzucił z klubu Holendrów Maaskanta i Valcxka. Wtedy poszło o nieudany plan błyskawicznego awansu do Ligi Mistrzów – teraz „Franz” nie zdążył nawet zaprzepaścić szansy na spełnienie marzeń despotycznego właściciela.

Trudne małżeństwo

A przecież Smuda pasował do obecnej Wisły jak ulał – gdy przychodził do klubu, zdawał się być uszyty na miarę problemów, jakie trawiły „Białą Gwiazdę” po nieszczęsnej holenderskiej czystce. Mariaż „Franza” z podupadłym klubem był potrzebny obu stronom – Cupiał wezwał trenera po starej znajomości, żeby wyciągnął klub za uszy z kłopotów możliwie najmniejszym kosztem, a sam Smuda musiał szybko podreperować reputację splamioną zepsutym EURO 2012 i nieudanym epizodem w niemieckim Jahn Regensburg. Po powrocie szkoleniowca pod Wawel nie brakło ekspertów, którzy typowali ogołoconą z różnej maści dezerterów i wierzycieli drużynę nawet do opuszczenia ligi. Tymczasem, stary wyga szybko zaskoczył cały piłkarski światek i wywindował Wisłę na podium, przy okazji robiąc z piłkarzy kalibru Miśkiewicza, Burligi, Chrapka i Garguły czołowych zawodników wiślackiej jedenastki. Obraz fenomenalnej jesieni trochę zmąciła słabsza wiosna, i tak zakończona wynikiem znacznie ponad stan – Wisła Smudy ostatecznie finiszowała na piątym miejscu. Poważne problemy zaczęły się dopiero wtedy, gdy z niewypłacalnego klubu zaczęli uciekać kolejni zawodnicy, zastępowani przez zarząd tańszymi zamiennikami. Zeszłej jesieni pod wodzą „Franza” błyszczał nawet Maciej Sadlok, do momentu przenosin do Krakowa zlewający się gdzieś z ligową szarzyzną. Na jego nieszczęście, po jesiennych porażkach z Cracovią i Legią oraz odpuszczeniu Pucharu Polski większość kredytu zaufania u „góry” nagle wyparowała. Smuda cudem uratował się od wilczego biletu, a próbą generalną miała być tegoroczna wiosna. Jak wiele zależało ostatnio od samego szkoleniowca, a jak wiele od zdemotywowanych poślizgami w wypłatach piłkarzy, nie dowiemy się w najbliższej przyszłości – upokorzony trzecim już zwolnieniem z Wisły Smuda chyba nie chce zamykać sobie drogi powrotu do klubu żadnym kontrowersyjnym wywiadem.

Scheda po Smudzie

Wisła Franciszka Smudy dokonała żywota chyba w najgorszym możliwym stylu, przegrywając z ostatnią drużyną ligowej tabeli. „Franz” poprowadził jeszcze niedzielny trening w Myślenicach, z kolei już w poniedziałek przestał być szkoleniowcem zespołu. Decyzję zarządu (i to niekoniecznie w kontekście nierealnych celów) będzie można ocenić we właściwych kategoriach dopiero po zakończeniu sezonu, ale już wiadomo, jakie sprawy pozostają rozgrzebane. Odejście Smudy niemal przesądza o tym, że z klubem pożegna się Semir Štilić – to postać trenera była jednym z nielicznych argumentów, które jakimś cudem mogły zatrzymać Bośniaka pod Wawelem. Zrobienie kozła ofiarnego z „Franza” było priorytetem, dlatego na tę chwilę klub raczej nie ma definitywnej kandydatury, jeśli chodzi o jego następcę. Od giełdy nazwisk aż boli głowa – niemal pewne jest tylko to, że zamiast Jana Urbana albo Jacka Zielińskiego (według mediów negocjujących już z Wisłą), czy też Kazimierza Moskala (zapowiedział, że nie chce wracać do klubu w roli strażaka), w nadchodzących meczach piłkarzy poprowadzi dotychczasowy asystent i taktyczny mózg sztabu szkoleniowego, Marcin Broniszewski. A to oznacza, że – zapewne okrojony o nieliczne autorskie „smudyzmy” - styl Smudowej Wisły przeżyje swojego zwolnionego twórcę o paręnaście dni.

Foto Olimpik/x-news

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24