Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bartoszek: Myślę, że nie zginę

Paweł Hochstim
- Jest jakieś zainteresowanie ze strony kilku klubów, ale na tę chwilę nie ma żadnych konkretów. Ale spokojnie, myślę, że nie zginę - mówi Maciej Bartoszek, były trener GKS Bełchatów, którego zatrudnienie rozważa podobno Arka Gdynia.

Ochłonął już Pan po zwolnieniu z Bełchatowa?
Jeszcze trochę czasu na to potrzebuję. Zawsze właściciel ma prawo do takiej decyzji. Tu nawet nie chodzi o decyzję, choć nie do końca jest ona dla mnie jasna, ale o samą formę rozstania się ze mną.

Czyli ta forma nie była odpowiednia?
Myślę, że dla pracownika, który pracował w klubie dwa lata i bez reszty angażował się w swoją pracę i wszystko to, co działo się w klubie, to chyba wypadałoby podziękować albo chociaż przyjść i pogadać. Po to, żeby rozstać się jak ludzie.

A jak dowiedział się Pan o tym, że kończy swoją pracę?
Od nowego prezesa. Odniosłem wrażenie, że był zmieszany, bo chyba nie wiedział, w jaki sposób ma mi to przekazać. A tak oficjalnie to dowiedziałem się razem z piłkarzami przed ostatnim treningiem w szatni. Wtedy nowy i stary prezes przyszli do szatni, by zakomunikować tę decyzję piłkarzom.

Ma Pan żal do szefów klubu?
Tak, czuję trochę żal. Głównie dlatego, że nie rozumiem powodu zwolnienia. To, że w trakcie sezonu zmieniły się cele i oczekiwania wobec drużyny, brałem raczej za dobrą monetę, bo czułem, że to może bardziej zmobilizować drużynę. Tym bardziej, że były też przedstawiane drużynie motywacje finansowe. Dla mnie, jako ambitnego trenera, było to bardzo ciekawe. Ale oczywiście wydawało mi się też, że szefowie klubu doskonale pamiętają, jakie cele przede mną postawili przed sezonem. A to, że w trakcie rozgrywek zespół był dodatkowo motywowany, to tylko mnie cieszyło, bo sądziłem, że może pomóc nam w walce o wyższe lokaty. Ale na pewno nie myślałem, że to będzie ostatecznie wykorzystane przeciwko mnie.

Do kogo ma Pan największy żal? Kto Pana najbardziej zawiódł?
Za wcześnie jest, by o tym mówić. Muszę pewne rzeczy sobie przeanalizować. Mogę powiedzieć, że żal mam do działaczy, bo jeżeli głównym celem w trakcie sezonu nagle okazał się awans do europejskich pucharów, to zupełnie nie rozumiem sprzedaży Janusza Gola, co w znaczny sposób osłabiło drużynę. Jak się walczy o wysokie cele, to takich piłkarzy się pozyskuje, a nie sprzedaje. Rozumiałem oczywiście, że jest trudna sytuacja klubu, że muszą być łatane dziury w budżecie, ale nie może być tak, że sprzedaje się najlepszych piłkarzy z klubu, i stawia się bardzo wysokie cele. Powiedzmy sobie szczerze - przed rundą wiosenną można było równie dobrze wymagać ode mnie zdobycia mistrzostwa Polski, a później mnie zwolnić. To było tak samo niemożliwe, jak zajęcie trzeciego miejsca. Zresztą w trakcie sezonu rozmawiałem z jedną z ważnych osób w GKS i zgodziliśmy się, że puchary to dla tej drużyny "mission impossible".

Przed sezonem GKS był typowany przez fachowców jako jeden z kandydatów do spadku.
Tak było. Ja pierwszy krzyczałem, że tak nie będzie. Pamiętam swoje wypowiedzi, że w GKS nic się na głowę nie wali, dziur żadnych nie ma i że GKS na pewno nie spadnie. Słowa dotrzymałem, bo przecież nie było zagrożenia spadkiem.

Jesienią graliście bardzo dobrze i tym rozbudziliście nadzieje pewnie nie tylko u kibiców, ale i u działaczy. Czego zabrakło wiosną, by powtórzyć taką samą dobrą rundę?
Trzech bardzo ważnych rzeczy. Organizacji, Janusza Gola i odpowiedniego przygotowania fizycznego. Te trzy czynniki wpłynęły na to, że PGE GKS Bełchatów zdobył sześć punktów mniej, niż w rundzie jesiennej. Ale trzeba pamiętać też, że zdobyliśmy tylko jeden punkt mniej od Lechii Gdańsk, która od początku mierzyła bardzo wysoko i wiadomo było, że ma wywalczyć puchary. W Lechii myśli się bardziej perspektywicznie i trener Tomasz Kafarski może spokojnie pracować, bo przed nim postawiono cel w postaci awansu do pucharów dopiero w 2012 roku. Dlatego spokojnie może budować zespół.

A jaki cel postawiono przed Panem w chwili rozpoczęcia pracy z pierwszym zespołem PGE GKS?
No właśnie, mnie nie dano żadnych konkretnych celów, bo one zmieniały się co kilka miesięcy. Przed sezonem słyszałem, że mam zająć miejsce od szóstego do dziesiątego. I byłem dziesiąty.

Mówił Pan, że fizycznie wiosną zespół nie był odpowiednio przygotowany. Może błędem była rezygnacja zimą z trenera Kazimierza Marandy i zastąpienie go Łukaszem Bortnikiem, który nie poradził sobie w Cracovii?
Nie chcę się na ten temat wypowiadać. Mogę tylko powiedzieć, że od początku optowałem za zatrudnieniem w klubie profesora Chmury. Jeżeli chodzi o trenera Marandę, to nie zawsze był z nami w klubie i nie wyjeżdżał z nami na mecze. Można powiedzieć, że był po prostu uzupełnieniem, pomagał mi. Natomiast do rundy wiosennej zespół pod kątem fizycznym przygotowywał trener Bortnik. Ale za to jak wygląda zespół, odpowiadam ja. To oczywiste.

Wiadomo, że GKS ma dość duże zaległości wobec piłkarzy. To pewnie też mogło wpłynąć niekorzystnie na drużynę.
Myślę, że tak. To jest właśnie to, o czym mówiłem, gdy wspomniałem o organizacji. Chodzi tu o pieniądze, ale nie tylko. Kwestia organizacji pozostawiała wiele do życzenia. Byłem zdziwiony, że w klubie z ekstraklasy można borykać się z takimi problemami.

A z Panem klub już się rozliczył?
Nie.

Duże są te zaległości?
Dla mnie duże. Nie mam oszczędności, nie składałem pieniędzy, żyłem na bieżąco i nie jest tajemnicą, że nie zarabiałem dużo w klubie. Gdy dostałem szansę pracy w ekstraklasie, pieniądze nie były dla mnie najważniejsze. Zaległości nie są tajemnicą. Klub jest winny zawodnikom półtorej pensji, a z tytułu premii nie dostaliśmy w tym roku ani złotówki. To samo dotyczy mnie. Zawodnicy dodatkowo mają jeszcze niezapłaconą część wyjściówek. Jesienią jedną z form motywacyjnych było wypłacanie premii po każdym meczu. I to fajnie działało, wygrywaliśmy.

Przed poprzednim sezonem, gdy zatrudniano Pana na stanowisku trenera pierwszej drużyny mówiono, że to dobry wybór na czasy kryzysu, bo jest Pan tani.
Teraz ponoć kryzys jest jeszcze większy, ja jestem bardziej doświadczony, a tymczasem zrezygnowano ze mnie. Dziwi mnie, że rok temu miano do mnie zaufanie, a teraz, po roku pracy w ekstraklasie, jest inaczej. Wydaje mi się, że teraz działacze bardziej powinni mi ufać, niż rok temu. Z nikim nie rozmawiałem o podwyżce, zresztą ja w ogóle z nikim nie rozmawiałem na temat nowej umowy. Po prostu działacze zdecydowali, że ze mnie rezygnują.

Chyba nie była dla Pana komfortowa sytuacja, gdy gazety pisały, że zostanie Pan zwolniony, a klub ani tego nie potwierdzał, ani tego nie dementował?
Nieciekawie się czułem. Ale w środę było posiedzenie rady nadzorczej, a dzień wcześniej jedna z ważnych osób w klubie powiedziała mi, żebym nie patrzył na to, co jest pisane w gazetach, bo to tylko spekulacje. I zapewniano mnie, że będziemy rozmawiać. Tymczasem nie rozmawialiśmy. Nie jest to miłe, gdy czyta się w gazecie, że zaraz cię wywalą i nie ma na to żadnej reakcji klubu. Co gorsza, teraz okazuje się, że osoby, z którymi bardzo blisko współpracowałem musiały o tym wiedzieć, a jednak mi nikt słowa nie powiedział. No cóż, może nie mieli innego wyjścia. Dla mnie jest to dziwne, bo jeśli ktoś przyszedłby do mnie miesiąc temu i powiedział, że klub nie przedłuży umowy bo to, bo tamto, to ja bym to zrozumiał i tak samo pracował do końca sezonu. Ba, uważałbym to uczciwe postawienie sprawy, bo - powtarzam - klub ma prawo zwalniać trenerów. Ja taki jestem i ci ludzie przez dwa lata pracy w GKS powinni mnie poznać na tyle, by to wiedzieć. Może dla nich byłem za bardzo medialny, a może za mało? Może miałem niewyparzony jęzor, a może działaczom nie podobał się styl gry zespołu? Można było przyjść i to zakomunikować.

A ma Pan niewyparzony jęzor?
Nie wiem, ale może i mam. Może za dużo mówiłem w gazetach. Ale trudno mi jest to ocenić. Zawsze byłem po prostu sobą w Bełchatowie.

Najbardziej zasłynęła Pana odważna wypowiedź przed meczem z Widzewem. Mówił Pan, że piłkarsko GKS jest lepszy, że jest Pan spokojny o wynik, a tymczasem Widzew skończył ligę miejsce wyżej.
No i trudno. Wygraliśmy za to dwa razy z Legią Warszawa, a Legia jest też wyżej od nas. Chyba nikt, a najmniej piłkarze, nie oczekiwał ode mnie, żebym przed meczem z Widzewem się bał. Mam taki swój styl.

Jak już jesteśmy przy meczu z Widzewem, to słyszałem, że na ostatnim treningu przed wyjazdem do Łodzi do szatni przyszedł prezes i powiedział, że nie ma pieniędzy na wypłaty.
Tak, to było trochę niefortunne. Momentami czułem się jak strażak, który chodzi z gaśnicą i gasi pożary wzniecane przez osoby, które nie powinny tego robić. Ale na to całe zamieszanie w sprawach organizacyjnych złożyło się jednak wiele czynników, na które być może prezes nie miał wpływu. Niewątpliwie, poczynania w niektórych sytuacjach nie pomogły. Tak jak choćby ta sytuacja, gdy przed tak ważnym meczem nagle drużyna się dowiaduje, że ustalona data spłaty zaległości nie będzie dotrzymana, że obietnice o większych premiach za wysokie miejsce nie miały odzwierciedlenia w faktach, to na pewno to nie pomogło nam w najtrudniejszej fazie sezonu.

Czyli, jak się często mówi, nie ma sianka, nie ma granka?
To nie tak. Trafiłem na grupę bardzo ambitnych piłkarzy, mocno związanych z klubem, takich, którzy także mnie wspierali. Wydaje mi się, że miałem bardzo dobry kontakt z piłkarzami. I mimo tych wszystkich problemów oni bardzo chcieli i w samej końcówce udało im się podnieść.

Ale chyba mimo tego rozstania teraz może być Pan zadowolony z pracy w Bełchatowie?
Oczywiście, że tak. Cieszę się, że dano mi poprowadzić drużynę w ekstraklasie. Byłem najmłodszym trenerem w ekstraklasie, musiałem zmierzyć się z różnymi problemami, to wydaje mi się, że choć nie jestem zadowolony z dziesiątego miejsca, które zajęliśmy na koniec sezonu, to mimo wszystko uważam, że ten egzamin zdałem. I mam nadzieję, że jeszcze kiedyś będę pracował w ekstraklasie.

A teraz gdzie Pan będzie pracował? Słyszałem, że ma Pan propozycję z Arki Gdynia, która właśnie spadła z ekstraklasy i szuka trenera, który z powrotem wprowadzi ją na szczyt. To prawda?
Jest jakieś zainteresowanie ze strony kilku klubów, ale na tę chwilę nie ma żadnych konkretów. Ale spokojnie, myślę, że nie zginę.

Rozmawiał Paweł Hochstim / Dziennik Łódzki

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24