Bednarz wygrał bitwę, ale kibice wygrali wojnę [KOMENTARZ]

Kasia Guzik
Kibice Wisły wygrali konflikt z Jackiem Bednarzem
Kibice Wisły wygrali konflikt z Jackiem Bednarzem Andrzej Banaś / Polskapresse
- Z wielką przyjemnością i radością informujemy, że wreszcie po ponad półrocznej przerwie wracamy na stadion – brzmią pierwsze słowa oświadczenia SKWK. Od wczoraj, gdy ogłoszono decyzję o zwolnieniu Jacka Bednarza, wiślaccy fani mają w Krakowie prawdziwe święto.

Wszystko zaczęło się już ponad pół roku temu. Fiasko rozmów na linii Stowarzyszenie Kibiców Wisły Kraków – prezes Wisły, Jacek Bednarz uniemożliwiło wprowadzenie w życie założeń akcji „złotówka od biletu”. Jej zasady były proste: wejściówki na mecze „Białej Gwiazdy” miałyby być nieznacznie droższe, a tak pozyskane pieniądze przekazane na aktywność kibiców na rzecz Wisły (m.in. na wybudowanie pomnika legendy klubu, Henryka Reymana, stworzenie murali o tematyce wiślackiej wewnątrz trybun stadionu, organizację akcji marketingowych, realizację akcji skierowanych przede wszystkim do dzieci: mikołajek, dnia dziecka). Niepowodzenie rozmów miało być wynikiem złej woli Bednarza.

Mimo to, niewiele osób mogło przewidzieć późniejszy bieg wydarzeń. Podczas krakowskich derbów kibice Wisły odpalili race, które następnie wylądowały na murawie. Na kolejny mecz trybuna C, na której doszło do tego zdarzenia, została zamknięta. Dodatkowo wszyscy ci, którzy zasiadali na niej podczas spotkania z Cracovią, nie mogli wejść na jeszcze inny mecz – z Ruchem Chorzów. Nieobecność na stadionie nie powstrzymała ich jednak przed… wrzuceniem rac na murawę. Z przystadionowej restauracji wystrzelono kilkanaście rac, które wylądowały na płycie boiska.

Po meczu wszystkich obecnych w restauracji spisała policja, a Bednarz wystosował wobec nich zakazy klubowe. Było to działanie stanowczo spóźnione i absurdalne. Podjęto je prawie dwie godziny po całym zdarzeniu, gdy w knajpie po meczu mogły przebywać osoby, które spotkanie oglądały z wysokości trybun, nie mogły więc wystrzelić rac spoza stadionu, chyba, że niczym Ojciec Pio posiadły zdolność bilokacji, co raczej można wykluczyć.

Następnie na stronie klubowej zamieszczono oświadczenie o zawieszeniu współpracy z SKWK, a samo Stowarzyszenie oznajmiło, że zawiesza swoją działalność na meczach piłkarskich. Od tego momentu stadion „Białej Gwiazdy” podczas meczów świecił pustkami. Frekwencję poprawiały nieco wprowadzone na trybuny oddziały policji oraz kibice, którzy na mecze przychodzili zachęceni darmowymi wejściówkami. Taka strategia nie mogła przynieść długofalowych korzyści i zysków. Jednak Bednarz robił dobrą minę do złej gry - Jeżeli będziemy mieli grać ten sezon wyłącznie z pracownikami klubu na trybunach, to ja jestem gotów to zrobić. Niech to będzie klub dla elity kulturalnej i intelektualnej, a nie dla swołoczy i bandy, która (…) przeszkadza swojemu ukochanemu klubowi - buńczucznie oświadczał prezes Wisły.

Bednarz zapominał chyba jednak, że piłka nożna bez kibiców nie ma sensu. Co prawda, można sobie ich wynająć – tak zrobił pewien Holender, który na aukcji kupił doping belgijskich fanów na mecz Holandii z Danią, ale w krakowskim klubie mogliby nie znaleźć na to funduszy. Zapowiadany przez prezesa „kłopot bogactwa” Wiśle chyba na razie nie grozi – Bednarz nie okazał się być drugim Nostradamusem. Jego pewność siebie, w obliczu suchych faktów, mogła zadziwiać. Wisła Kraków pozbawiona była dopływu większej części zysków z biletów – na stadionie zamiast zwyczajowych kilkunastu, a nawet kilkudziesięciu tysięcy ludzi, zasiadało około 4-5 tysięcy. Ze sponsorowania „Białej Gwiazdy” wycofywały się kolejne firmy, a pieniędzmi od obecnego sponsora, firmy Totolotek, klub musi dzielić się z firmą UFA Sport, z która to Bednarz podpisał nie do końca korzystną dla Wisły umowę. Nic nie wyszło też z szumnie zapowiadanego pozyskania sponsora strategicznego.

Brak pieniędzy = brak konkretnych wzmocnień zespołu. I nie chodzi tu o to, by być drugą Lechią Gdańsk i kupować po kilkunastu piłkarzy w jednym okienku transferowym. Chodzi o to, że klub jest na tyle źle zarządzany, że o ile „pierwszą jedenastkę” stanowią nieźli piłkarze, o tyle, gdy spojrzymy na ławkę rezerwowych, możemy sobie wyobrazić jak wielki byłby problem, gdyby z powodu kontuzji ze składu wypadł jeden z podstawowych zawodników. Fakt jest taki: Wisła Kraków ma problem ze skompletowaniem meczowej osiemnastki. Gdyby nie niedoświadczeni juniorzy, na ławce Wisły zasiadałoby trzech zawodników: Bieszczad, Czekaj i Sarki.

Na piłkarzy nie ma pieniędzy m.in. dlatego, że zarządzany przez Bednarza (na marginesie, z wykształcenia prawnika) klub nie potrafi wywiązać się ze zobowiązań finansowych wobec swoich byłych graczy. Do Genkova trzeba było dokładać – nie dość, że odszedł za darmo, to jeszcze Wisła zapłacić ma mu zaległe 350 000 euro. Za darmo z Wisły odszedł także inny zawodnik z jeszcze wówczas ważnym kontraktem, Cezary Wilk.

Sukcesem zamienionym w porażkę jest także internetowa sprzedaż biletów i karnetów. System nie działa jak należy, ewentualnie nie działa wcale, na co ciężko znaleźć usprawiedliwienie.

Można więc mówić i pisać o walce Bednarza ze stadionowymi chuliganami, hołotą czy bandytyzmem. Można pochwalać jego zabawę w „dobrego szeryfa”. Jednak zdrowy rozsądek nakazuje sobie zadać pytania: z kim naprawdę walczy Bednarz, jakie korzyści przynosi to Wiśle i co przede wszystkim należy do zadań prezesa dużego klubu. Czy jest to wydawanie oświadczeń i udzielanie wywiadów z częstotliwością godną pozazdroszczenia przez niejednego celebrytę?

- Jacek Bednarz jest prezesem Wisły Kraków SA i reprezentuje spółkę. A ta nie pozwoli na to, żeby najważniejsza w niej osoba była w ten sposób traktowana przez ludzi, którzy nie zasługują na to, żeby ich nazwać choćby pseudokibicami. Nie ma dla nich miejsca na tym stadionie, dopóki ja tutaj będę. Oświadczam, że się nigdzie nie wybieram i mam głęboko w dupie co będzie napisane na jakimkolwiek murze w tym mieście, czy gdziekolwiek – mówił jeszcze niedawno przedstawiciel „elity kulturalnej i intelektualnej”, Jacek Bednarz. I przeliczył się: nie jest już prezesem Wisły, klub stanął po stronie kibiców i już jasne jest kto kogo „ma głęboko w d...”.

Swój najbliższy mecz „Biała Gwiazda” rozegra przy Reymonta w piątek. W szeregach wiślackich kibiców trwa pełna mobilizacja: wykupują bilety i karnety, przedłużają karty kibica, szykują się do żywiołowego dopingu. Dziś w przystadionowej restauracji świętować będą swój powrót na Reymonta. Blokady Kart Kibica nałożone z inicjatywy Bednarza zostały anulowane. SKWK tłumaczy, że w trosce o polepszenie kondycji finansowej klubu wystosowało prośbę do zarządu o podwyższenie cen biletów – za wyciągnięcie Wisły z ruiny mają odpowiedzialność wziąć także kibice. Już wiadomo, że zarząd „Białej Gwiazdy” przystał na taką propozycję. Dodatkowy przychód z biletów ma zostać przeznaczony na spłatę zobowiązań.

Wygląda na to, że dla tej części kibiców, która domagała się zwolnienia Bednarza „po burzy słońce wyszło zza chmur” – tak jak w jednej z wiślackich przyśpiewek. Casus Bednarza pokazał, że z kibicami można wygrać niejedną bitwę, ale trudno wygrać całą wojnę. Zapowiadał on całkowite pozbycie się nastawionych wrogo do niego kibiców, a tymczasem sam został całkowicie usunięty. Kto mieczem wojuje, od miecza ginie.

Obserwuj @guzik_kasia

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24