Z wysokości trybun wyglądało, że rzut karny wykonał Pan na dużym spokoju. Rzeczywiście tak było?
Nie do końca, bo zawsze w takich sytuacjach jest podwyższone tętno. Trochę ułatwił mi jednak zadanie bramkarz Śląska, który poszedł wcześniej zdecydowanie w jeden róg. Pozostało skierować piłkę w drugi.
To ważny dzień dla Pana, bo po pierwsze po długiej przerwie wyszedł Pan w podstawowym składzie, po drugie strzelił Pan bramkę, a po trzecie Wisła wygrała.
Pozostaje tylko się cieszyć, bo było to dla nas ciężkie spotkanie. Najważniejsze jednak, że wreszcie wygraliśmy i wreszcie możemy być w dobrych humorach po ostatnim gwizdku sędziego.
Zmniejszyliście dystans do Śląska do siedmiu punktów. To ciągle dużo, ale czy można powiedzieć, że Wisła wróciła tą wygraną do walki o mistrzostwo Polski?
Nie spekulujemy. Wolimy skoncentrować się na grze i na następnym meczu.
Po takim meczu łatwiej jednak chyba patrzeć w przyszłość?
Na pewno nasze morale pójdzie do góry. Na treningach będzie przyjemniej i będzie łatwiej się pracowało. Te ostatnie porażki siedziały nam w głowach, a po takim zwycięstwie w ciężkim meczu od razu człowiek bardziej optymistycznie patrzy na świat.
Zdaje Pan sobie sprawę z tego, że przeszedł Pan do historii tego stadionu?
Dlaczego?
Bo jest Pan pierwszym Polakiem, który strzelił na nim bramkę. Wcześniej trafiał tutaj Voskamp i piłkarze włoscy w meczu reprezentacji.
To bardzo się cieszę z tego powodu. Najważniejsze jednak, że ten gol dał nam wygraną.
Były wątpliwości kto ma strzelać tego karnego?
Przed meczem byłem wyznaczony do strzelania karnego razem z Tomasem Jirsakiem. Mieliśmy na boisku podjąć decyzję, który z nas czuje się bardziej na siłach, żeby podejść do jedenastki. Tomas dał mi piłkę i powiedział tylko, żebym czekał do końca i spokojnie strzelił.
Pamięta Pan, kiedy ostatni raz był bohaterem meczu?
Myślę, że było to już dawno, kilka lat temu gdy strzeliłem hat-tricka w meczu z Odrą Wodzisław. Była szansa, żebym został bohaterem derbów Krakowa, gdy prowadziliśmy po mojej bramce na Suchych Stawach w 2010 roku. Niestety, później straciliśmy samobójczego gola i razem z nim mistrzostwo Polski.
Wniosek z tego płynie taki, że jest Pan piłkarzem na trudne momenty, bo wtedy przed meczem z Odrą też Wisła była w ciężkiej sytuacji, po dwóch porażkach.
Nie przesadzajmy. Nie można mówić, że to był mój dzień. Ja tylko strzeliłem bramkę z karnego. Ważne natomiast jest to, że cała drużyna dała z siebie wszystko. Ja natomiast mogłem zagrać lepiej, szczególnie w ofensywie. Bardziej jednak skoncentrowałem się na asekurowaniu Dragana Paljicia i Michaela Lameya. Próbowałem też pomagać chłopakom w środku, a z przodu było mnie mniej widać.
Drużyna wygrała w dobrym stylu z liderem bez Meliksona, Sobolewskiego, Bitona i praktycznie Małeckiego, który wszedł tylko na końcowe minuty. Co to Pana zdaniem oznacza?
To znaczy, że wyglądaliśmy właśnie jak drużyna, a nie zlepek piłkarzy. Jeden walczył za drugiego i ten element wyglądał dobrze. Przypomina się taki moment gdy za trenera Skorży też brakowało nam kilku zawodników i też w taki sposób sobie z tym poradziliśmy.
Skąd taka zmiana? Przecież w poprzednich meczach właśnie tego elementu brakowało wam przede wszystkim.
Myślę, że trochę pozytywnej gry było już w meczu z Górnikiem, mimo iż przegraliśmy tamto spotkanie. Próbowaliśmy jednak grać piłką i były niezłe momenty. Co mogę jeszcze powiedzieć. Trener Moskal dobrze przygotował nas pod względem taktycznym. Poszliśmy na początku pressingiem, ale wszyscy razem. Chcieliśmy wybić Śląskowi atuty z rąk. Wiedzieliśmy, że oni są dobrzy głównie w kontrach i stałych fragmentach gry. Trochę więcej tego mieli w drugiej połowie, ale poradziliśmy sobie.
A spodziewał się Pan, że od początku to wy będziecie mieć inicjatywę?
Akurat tego się spodziewałem, bo tak jak powiedziałem wcześniej, Śląsk najlepiej czuje się w kontratakach. Nie zdziwiło mnie zatem, że oddali nam inicjatywę.
Ten mecz przypominał spotkanie z Lechem, kiedy też po ciężkim okresie wygraliście na trudnym terenie. Tylko, że po Lechu przyszło Odense, a teraz w czwartek czeka na was ten sam rywal. Nie obawia się Pan, że historia może się powtórzyć?
To pokaże przyszłość już za kilka dni. Na razie cieszymy się z wygranej, pojedziemy do Krakowa, zregenerujemy siły i w czwartek zrobimy wszystko, żeby również wygrać.
A nie pomyślicie sobie przedwcześnie, że wszystko już w porządku?
Myślę, że tak nie pomyślimy. Jestem pewien, że odrobiliśmy już lekcję pokory i teraz będziemy mocno stąpać po ziemi.
To na koniec proszę powiedzieć czy nie wkręcił Pan za krótkich kołków w buty, bo ślizgał się Pan co chwilę na boisku?
To nie chodziło o kołki. Boisko we Wrocławiu jest zdradliwe, bo jest glinka, a pod nią twarda, śliska nawierzchnia. Przy takiej murawie, nawet jak wkręciłbym bardzo długie kołki, niewiele by to pomogło.
Rozmawiał we Wrocławiu Bartosz Karcz / Gazeta Krakowska
Wisła Kraków - live, mecze, stadion, kadra - czytaj na stronie klubowej
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na Twitterze!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?