Burliga: Nie zastanawiam się, na jakim miejscu skończymy sezon

Bartosz Karcz/Gazeta Krakowska
Łukasz Burliga: Mam nadzieję, że będziemy dalej wygrywać
Łukasz Burliga: Mam nadzieję, że będziemy dalej wygrywać Andrzej Banaś/Polskapresse
- Zwycięstwa podbudowują poczucie własnej wartości i poprawiają atmosferę. Ja mam przede wszystkim nadzieję, że będziemy dalej wygrywać. Nie zastanawiam się jednak dzisiaj, na jakim miejscu skończymy ten sezon - mówi Łukasz Burliga, zawodnik Wisły Kraków.

Zobacz także w Gazecie Krakowskiej: Kule dla Justyny Kowalczyk, BMW trafi do dzieci

[b]Przypadło się trochę odpoczynku po tym, jak przez dwa tygodnie graliście w rytmie co trzy dni i przejechaliście ponad tysiąc kilometrów po Polsce? [/b]
Na pewno oddech się przydał, ale cieszymy się przede wszystkim, że ten okres, w którym graliśmy często, był dla nas tak udany. Odpoczęliśmy, popracowaliśmy na treningach i teraz powoli już zaczynamy się szykować do kolejnych meczów w lidze i Pucharze Polski.

W czasie tej przerwy pracowaliście normalnie, czy były to trochę inne treningi?
Pracowaliśmy nad podtrzymaniem siły, było trochę cięższych treningów. To był dobry czas na takie sprawy, bo wcześniej trenowaliśmy na zasadzie rozruch, mecz, rozbieganie i od nowa to samo.

Zanim przyszła ta przerwa, Pan miał okazję wywalczyć sobie miejsce w podstawowym składzie. Trochę dlatego, że koledzy mieli kontuzje, ale jednak piłkarze zawsze czekają na taki moment, żeby przekonać trenera do siebie. Myśli Pan, że to się Panu udało?
Człowiek zawsze chce więcej. Ja nie uważam, żeby gra w moim wykonaniu była super. Zawsze można coś poprawić, choć z drugiej strony, asysta w meczu z Polonią, a następnie gol i asysta w spotkaniu z Jagiellonią bardzo mnie ucieszyły.

I jeszcze pół asysty zabrał Panu sędzia w meczu z Pogonią, gdy nie uznał wam prawidłowej bramki.
No tak, choć ja bardziej żałowałem po tym spotkaniu dogodnej sytuacji, której nie zamieniłem na bramkę. Nie trafiłem jednak czysto w piłkę. Cóż, zdarza się. Trzeba próbować dalej.

Jakie ma Pan przeczucia przed meczem z Lechią? Do gry gotowy jest Kamil Kosowski. Czy to oznacza, że usiądzie Pan na ławce?
Nie mam żadnych przeczuć. Trener widzi, jak każdy pracuje na treningach i dokona wyboru, kto wyjdzie na boisko w podstawowym składzie w Gdańsku.

Jeszcze niedawno po remisach z Bełchatowem i Podbeskidziem wielu powtarzało, że powinniście oglądać się za siebie w tabeli. Teraz poszliście w niej w górę tabeli. Część z was tonuje optymizm i powtarza, że trzeba patrzeć na każdy kolejny mecz. Inni, jak np. Gordan Bunoza, mówią że trzecie miejsce jest w waszym zasięgu. Pan, do której grupy się zalicza?
Zwycięstwa podbudowują poczucie własnej wartości i poprawiają atmosferę. Ja mam przede wszystkim nadzieję, że będziemy dalej wygrywać. Nie zastanawiam się jednak dzisiaj, na jakim miejscu skończymy ten sezon. Czas pokaże, choć myślę, że ciągle większe szanse na awans do europejskich rozgrywek mamy poprzez Puchar Polski.

Wróćmy jeszcze do Lechii Gdańsk. Jak Pan ocenia ten zespół?
Dobrze grają piłką. Nawet w ostatnim meczu, który przegrali w Gliwcach, w mojej ocenie byli lepszym zespołem. Tak czasami się zdarza w futbolu, że nie wygrywa lepszy. Mecz jednak meczowi nie jest równy i ciężko przewidywać, jak potoczy się nasze spotkanie. My na pewno przyłożymy się do tego meczu na sto procent i zobaczymy, co z tego wyjdzie.

Mówi Pan, że Lechia gra piłką. To chyba dobrze dla was, bo wy też taki styl lubicie.
Ja osobiście lubię grać z takimi drużynami jak Lechia, a nie np. z Podbeskidziem, który preferuje zupełnie inny styl, polegający przede wszystkim na przerywaniu akcji, wybijaniu przeciwnika z uderzenia, a w mniejszym stopniu na konstruowaniu czegoś samemu. Myślę, że w Gdańsku może być zatem ładny dla oka mecz i że to my go wygramy.

Ile Pana zdaniem Lechia straciła na wartości po odejściu Razacka Traore?
Na pewno jeszcze jesienią była to najważniejsza postać w drużynie z Gdańska. Traore zawsze robił na boisku zamieszanie, potrafił sam stworzyć kilka sytuacji w meczu. Teraz ta gra rozkłada się na większą liczbę zawodników. Trudno jednak to oceniać w jednoznaczny sposób. Czasem jest bowiem tak, że odchodzi lider zespołu, a ten paradoksalnie zaczyna grać lepiej.

Czyli tak jak ma to miejsce w Wiśle, która po odejściu Maora Meliksona gra znacznie lepiej niż jesienią.
Może czasami rzeczywiście z nami było tak, że jak nie szło, to podawało się piłkę do Maora, a on indywidualnie próbował coś zrobić. Teraz Maora z nami nie ma, więc trzeba brać odpowiedzialność na swoje barki i większość z nas to robi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24