80-letni wolontariusz Hans van der Vrugt uhonorowany na gali Złotej Piłki
Hans van de Vrugt to niezwykła postać. Ma 79 lat i, jak sam mówi, z każdym kolejnym wielkim turniejem jego pasja do piłki nożnej jest coraz większa. Ten sympatyczny Holender zwiedził niemal cały świat, piłki szukał wszędzie, poznał wielu niezwykle zasłużonych dla futbolu ludzi. Szczególną postacią w jego wieloletniej piłkarskiej przygodzie był Kazimierz Deyna.
Pamięta Pan moment, w którym poznał Kazimierza Deynę?
Oczywiście. To było w 1984 roku. Poznałem go w San Diego Sockers. Kiedy przychodziłem do drużyny, „Kazi” już tam był. Szybko złapaliśmy dobry kontakt. Całkiem nieźle mówił po angielsku.
Jakie zrobił na Panu wrażenie?
To był niesamowity zawodnik. Bardzo dobrze go zapamiętałem. Nawet teraz widzę jego sylwetkę, pamiętam jego sposób poruszania. Był graczem bardzo zaawansowanym technicznie. Miał świetne czucie piłki, jego podania były wyborne – precyzyjne, zawsze grane w tempo, pod odpowiednim kątem. Pod względem techniki nie miał sobie równych. Podobnymi umiejętnościami dysponował jedynie Hugo Perez, nasz napastnik urodzony w Salwadorze. „Kazi” na boisku "widział" jednak więcej. Ale w końcu był kapitanem reprezentacji Polski. Musiał być dobry.
Jak mu się grało w Stanach? Jak wkomponował się w drużynę?
Kiedy przychodziłem do San Diego, drużyna zaczynała grać w rozgrywkach halowych. Dla Deyny początki były dosyć trudne. Był przecież piłkarzem grającym na wymiarowym boisku przez zdecydowaną większość swojej kariery. To na dużych, odkrytych obiektach święcił największe triumfy. Występy w MISL (Major Indoor Soccer League – halowa piłka nożna w USA) to zupełnie inna bajka. „Kaz” był jednak bardzo zdolnym graczem, szybko przystosował się do rozgrywek halowych, poznał sposób gry na boisku otoczonym bandami. Nie potrzebował wiele czasu, żeby stać się wyróżniającym zawodnikiem. Pamiętam jak przy jednym dryblingu ogrywał kilku rywali precyzyjnie odbijając piłkę od bandy i obiegając każdego z przeciwników. Naprawdę był świetny.
Jakie były Pana relacje z nim?
To był bardzo pozytywny człowiek. Często żartowaliśmy. Obaj pochodziliśmy z Europy, więc trzymaliśmy się razem. Nawet pojechaliśmy razem na Mundial ’86 w Meksyku. On znał się z kadrą reprezentacji Polski, ja znałem trenera Kanadyjczyków i Rosjan. Dzięki tym znajomościom mogliśmy obserwować te mistrzostwa z bliska. Byliśmy w Monterrey, w Mexico City, w Guadalajarze. Dzięki „Kaziemu” poznałem Zbigniewa Bońka, ówczesnego kapitana polskiej reprezentacji, z którym Deyna się przyjaźnił.
Poznał Pan również żonę Deyny – Mariolę?
Tak. Kiedy przyszedłem na ceremonię odsłonięcia pomnika Deyny w czerwcu 2012 w trakcie Euro, Mariola od razu mnie poznała. A ostatni raz widzieliśmy się 23 lata temu! To było niesamowite. Natychmiast w jej oczach pojawiły się łzy wzruszenia. To było niezwykłe spotkanie. Trochę porozmawialiśmy, powspominaliśmy „Kaziego”, zrobiliśmy sobie wspólne zdjęcie, było bardzo miło. W ogóle uważam, że takie inicjatywy są bardzo potrzebne. Cieszę się, że ludzie szanują przeszłość, dawne osiągnięcia byłych zawodników, że wspominają piłkarzy, którzy tworzyli historię i tożsamość klubów. Byłem bardzo pozytywnie zaskoczony, że na taką ceremonię przyszło aż tyle osób. Cieszę się, że mogłem się tam znaleźć i jeszcze raz wspomnieć wielkiego „Kaziego”. To był niezapomniany wieczór.
Rozmawiał Tomasz Bilewicz
- Profil Kazimierza Deyny z czasów gry w Stanach Zjednoczonych
- Deyna w barwach San Diego Sockers (WIDEO)
- San Diego Sockers - Baltimore Blast (liga MISL 1983)
Więcej o gali Złotej Piłki 2014
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?