Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Cracovia. Pelle van Amersfoort: Mecz jest podobny do polowania. Musisz być cierpliwy i zawsze gotowy do strzału. Szansa może być tylko jedna

Przemysław Franczak
Przemysław Franczak
W barwach Heerenveen Pelle van Amersfoort zaliczył 103 ligowe występy, zdobył 11 goli. Może grać jako napastnik, ofensywny pomocnik, a nawet jako skrzydłowy
W barwach Heerenveen Pelle van Amersfoort zaliczył 103 ligowe występy, zdobył 11 goli. Może grać jako napastnik, ofensywny pomocnik, a nawet jako skrzydłowy Anna Kaczmarz
Tego jeszcze nie grali: 23-letni Holender, z solidnej drużyny Eredivisie, decyduje się na występy w polskiej ekstraklasie. Pelle van Amersfoort, nowy napastnik Cracovii, tłumaczy, dlaczego zdecydował się na taki krok. Opowiada też o swojej nietypowej jak na piłkarza, a zarazem wzbudzającej duże kontrowersje pasji. W czwartek zapewne oficjalnie zadebiutuje w barwach "Pasów" w meczu eliminacji Ligi Europy z DAC Dunajska Streda.

QUIZ EKSTRAKLASOWY dla kibica Cracovii. Co pamiętacie z ostatniego sezonu?

Sprawdzał Pan już, gdzie w okolicy Krakowa są tereny łowieckie?
Nie miałem jeszcze czasu. Poza tym przyjechałem tu grać w piłkę, a nie polować. Futbol zawsze jest na pierwszym miejscu, bo to całe moje życie, a myślistwo to jedynie hobby. Może kiedyś, gdy wszystko będzie szło po mojej myśli, a zespół będzie wygrywał, znajdę wolną chwilę, żeby popolować w Polsce. Byłoby miło. Licencję mam ważną na całą Europę, więc musiałbym tylko zorientować się w szczegółach, poznać ludzi z jakiegoś koła łowieckiego. I wypożyczyć broń.

Nie przywiózł pan własnej?
Nie, dwie strzelby zdeponowałem w Holandii sklepie z bronią. Leżą w sejfie.

Jak często pan polował w Holandii?
Dość często. Starałem się raz w tygodniu, czasem dwa.

W pana przypadku wydaje się to być nie tylko hobby, lecz wręcz stylem życia.
To prawda. W pewnym sensie to koresponduje z moją naturą. Nie jestem typem wodzireja, wolę raczej stać z tyłu. Lubię spokój, ciszę. Takie wyprawy mi to zapewniają, wprowadzają w pewien stan medytacji. Możesz wtedy pomyśleć o rodzinie, sprawach ważnych i ważniejszych. O piłce oczywiście też. Nie ma znaczenia, czy coś ustrzelę czy nie, istotny jest z kontakt z naturą.

Na boisku myśliwskie umiejętności pomagają?
Myślę, że tak. W futbolu też chodzi o czekanie na swoją szansę, o cierpliwość. W meczu, jak na polowaniu, możesz mieć tylko jedną okazję, więc musisz być zawsze gotowym i skupionym, by ją wykorzystać.

Polowania to rodzinna tradycja?
To ciekawe, ale nie. Nikt w mojej rodzinie nigdy nie polował. Zdecydował przypadek. Chciałem mieć odskocznię od futbolu i dzięki znajomemu na mojej ścieżce pojawiło się myślistwo. Przygotowywałem się do tego przez rok, czytałem książki, zdawałem egzaminy. A wbrew pozorom zdobycie licencji nie jest takie proste, bo teoria to nie tylko biologia, ale też kwestie prawne.

W Polsce polowania wywołują skrajne emocje i opinie. Wielu ostro krytykuje taki rodzaj spędzania czasu.
W Holandii jest tak samo. Oswoiłem i pogodziłem się z tym, że niektórzy widzą w myśliwych oprawców mordujących zwierzęta dla zabawy. Ludzie patrzą na jedną stronę medalu. Tak, strzelamy do zwierząt, ale o tym, że wywołują one szkody na farmach i rolnicy tracą niemałe pieniądze już się nie wspomina. Podobnie jak o tym, że mięso w sklepach też przecież nie powstało w laboratorium.

Tak czy inaczej, to zajęcie dla piłkarza nietypowe.
Rzeczywiście, nie spotkałem żadnego innego zawodnika, który byłby myśliwym.

I to w Holandii uczyniło pana rozpoznawalnym.

W pewnym sensie tak, bo pojawiło się kilka reportaży i nawet filmów na ten temat. Trzy razy dziennikarze towarzyszyli mi podczas polowań. Siedzieliśmy bladym świtem w krzakach w polu, pamiętam, że były piękne wschody słońca. I faktycznie, kiedy do Heerenveen przyszedł bramkarz, zresztą pochodzący z Polski, Filip Bednarek, to zapytał mnie na wstępie: „Hej, czy to ty jesteś tym myśliwym?”. Pamiętał mnie ze zdjęć w gazetach.

W Cracovii też wzbudziło to zainteresowanie?

Nie, bo chyba nikt tego nie wie. Nie wszedłem przecież do szatni i nie powiedziałem: cześć, jestem myśliwym.

Pelle van Amersfoort podczas polowania

Cracovia. Myśliwy w "Pasach". Krwawe hobby Pellego van Amers...

Jaka była pierwsza myśl, gdy pojawiła się oferta z Polski?

Że to ciekawy kierunek. Zostałem tu zaproszony, żebym przekonał się, jak wygląda miasto, klub. Zabrałem dziewczynę i przyjechaliśmy. Przyjęto nas fantastycznie, Kraków okazał się pięknym miastem, a to też nie jest bez znaczenia. Jeśli miałbym mieszkać w miejscu, które mi się nie podoba, to ten układ by nie wypalił. I kilka takich małych rzeczy sprawiło, że podczas kolejnej wizyty - już po dyskusjach z rodziną - podpisałem tutaj kontrakt.

To nie jest jednak popularny kierunek dla holenderskich piłkarzy.

Ja uznałem jednak, że tutaj mogę zrobić postęp. Rozgrywacie dużo meczów, w waszej lidze futbol jest bardziej siłowy niż w Holandii, kusząca była też wizja gry w europejskich pucharach.

Mieliśmy tu kilku piłkarzy z Holandii, ale starszych, żaden nie przyjechał w wieku 23 lat.

Wiem, ale może dzięki temu pokażę w Holandii, że to dobry kierunek dla chcących się rozwijać zawodników. Zobaczymy.

Pan czuł, że kariera w Heerenveen zaczyna wyhamowywać?

Nie, choć oczywiście nie grałem tam tyle, ile chciałem. Wprawdzie w ostatnich miesiącach występowałem regularnie, ale skoro kończyła mi się umowa, to po siedmiu latach tam spędzonych uznałem, że czas na nową przygodę.

Kiedy holenderski piłkarz mówi o nowej przygodzie, to raczej ma na myśli Anglię albo Niemcy.

Oczywiście, ale ja przede wszystkim chciałem jak najwięcej grać. Gdybym poszedł do tych najmocniejszych lig, to zapewne ten warunek nie zostałby spełniony. Chcę się rozwijać, więc postawiłem na Cracovię.

Polska liga jako trampolina się sprawdza. Zna pan przypadek Carlitosa?

Nie.

Przyszedł do Wisły Kraków z trzeciej ligi hiszpańskiej, właściwie ze statusem amatora. Teraz gra w najbogatszym polskim klubie - Legii, a zainteresowana jest nim Mallorca. Na stole leżą trzy miliony euro.
To jest modelowy przykład w takim razie. Fajna sprawa, ale ja nie robię założeń, że w rok muszę osiągnąć to i to, a za dwa lata grać w Hiszpanii. To do niczego nie prowadzi, trzeba myśleć o tym, co jest tu i teraz.

Po trzech tygodniach spędzonych w Cracovii może pan powiedzieć, że jest we właściwym czasie, we właściwym miejscu?
Myślę, że tak. Na początku było oczywiście dziwnie, bo treningi i taktyka były nieco inne niż w Holandii, ale przyzwyczajam się. Mogę powiedzieć, że styl zespołu bardzo mi pasuje.

Rzeczywistość zgodziła się z wyobrażeniami?
Tak. Choć początki zawsze są trudne. Również ze względu na nieznajomość języka, ale nauczę się polskiego tak szybko, jak to tylko możliwe. Razem z moją partnerką, która przyjechała ze mną do Krakowa, zapisujemy się wkrótce na kurs. Jej obecność też zresztą bardzo mi pomaga. Ale bariera językowa to jest chyba jedyny problem, który tutaj mam. Nic innego mnie nie zaskoczyło.

Nawet fakt, że tak szybko stracił pan konkurenta do miejsca w składzie - Javiego Hernandeza?
Zdążyłem go zobaczyć tylko na kilku treningach. Nie wiem nic o tej sprawie, więc wiele nie powiem. Zmiany w szatni to jednak w piłce codzienność.

W reprezentacji młodzieżowej grał pan z Frenkie de Jongiem, który teraz będzie graczem Barcelony. Marzenia miał pan wtedy podobne?
Staram się nie marzyć. Naprawdę. Nie wybiegam myślami za daleko, bo w każdej chwili coś może się zdarzyć, np. kontuzja. Zawsze taki byłem, nie mogę nawet powiedzieć, że w dzieciństwie wyobrażałem sobie siebie jako piłkarza.

Dlaczego?
W wieku 14 lat grałem w drużynie Haarlem, ale klub zbankrutował. Co ciekawe, byłem tam środkowym obrońcą. Z przyjaciółmi poszliśmy trenować do zespołu ADO z naszego rodzinnego Heemskerk. Powiedziałem im jednak, że ja mam już dość stania z tyłu i chcę grać jako napastnik. W rozgrywkach strzeliłem 20 goli i zgłosiło się Heerenveen. A ja byłem wtedy na takim etapie, że o karierze sportowej wcale nie myślałem. Dorabiałem sobie pracując w supermarkecie i myjąc naczynia w restauracji. I wtedy od skautów usłyszałem: „Jeśli chcesz zostać zawodowym graczem, to decyduj. To jest ten moment”. Postanowiłem zaryzykować.

Szybki kurs dojrzewania.
Tak, choć przede wszystkim dlatego, że akurat wtedy zmarła moja mama. To były ciężkie chwile, ciężkie decyzje. Wyjechałem jednak do Heerenveen, tam spotkałem wspaniałych ludzi. Dość wcześnie zadebiutowałem w Eredivisie. Tamte lata zahartowały mnie, wzmocniły mentalnie. Choć taka decyzja o opuszczeniu dobrze znanego otoczenia i przenosinach w inne miejsce zawsze jest trudna. Mówiłem wcześniej, że futbol jest numerem jeden? To zróbmy korektę, na pierwszym miejscu zawsze jest rodzina. Moja zawsze mnie wspierała i akceptowała wybory.

Na boisku ksywka „Pele”?
Nie, po prostu Pelle. Brzmi podobnie, ale to holenderskie imię. Nie było intencją moich rodziców, by budzić skojarzenia z legendą piłki.

Słyszał pan o Koenie van der Biezenie?
Tak, opowiadano mi o nim, gdy tu przyjechałem pierwszy raz. Na stadionie jest nawet jego zdjęcie. Był tu znaną postacią.

Nie był gwiazdą, ale zapamiętano go, bo strzelił zwycięską bramkę w derbach z Wisłą.
No to teraz znam już swoją ścieżkę. Muszę strzelić gola Wiśle, ha ha. Choć to temat na później, teraz są inne zadania.

Jest pan podekscytowany przed tym pierwszym meczem?
Jasne. Mam nadzieję, że Słowacji przywieziemy dobry wynik.

Kto z Cracovii i Wisły do "Gry o tron"? Zmieniliśmy obsadę s...

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gol24.pl Gol 24