Czesław Boguszewicz przed finałem Lech - Arka: Jest jeden mecz i nie ma czekania, że może się uda

Jakub Treć
Czesław Boguszewicz
Czesław Boguszewicz Tomasz Bolt/Polskapresse
W dzisiejszym spotkaniu finałowym faworytem jest Lech Poznań, ale Arka liczy na sprawienie niespodzianki. Dobry mecz gdynian na Stadionie Narodowym może dać im siłę na resztę sezonu i skuteczną walkę o utrzymanie. Żółto-Niebiescy wiedzą, że to jest jedno spotkanie i stać ich na powtórkę finału z 1979. roku. O tym co działo się w Lublinie oraz o szansach Arki w meczu dzisiejszym rozmawialiśmy z trenerem Czesławem Boguszewiczem, który poprowadził Arkę do największego sukcesu w historii.

Jakub Treć: 38 lat minęło jak jeden dzień. Tyle czasu minęło od ostatniej wizyty Arki w finale Pucharu Polski.
Czesław Boguszewicz: Tak w życiu jest, że czas szybko leci, momentami jak błyskawica. Wydaje się, że było to niedawno, a to już 38 lat. W ciągu tego czasu odbyło się wiele finałów Pucharu Polski. Żeby kolejny raz awansować do niego próbowaliśmy jak łatwo policzyć 38 razy i w tym roku się udało. Trzeba się postarać, żeby maksymalnie wykorzystać sytuację, w której się znaleźliśmy. Na ile będziemy w stanie? Trudno powiedzieć, bo przeciwnik jest trudny, utytułowany, bogaty, z dobrą kadrą, ale jak to się mówi piłka jest przewrotna. Jeden mecz finałowy, dlatego trzeba rzucić na szalę wszystko i liczyć na zdobycie pucharu.

Zanim porozmawiamy o tegorocznym finale chciałbym zapytać o to, co działo się 38 lat temu. Był Pan wówczas sternikiem Arki, choć miał Pan zaledwie 29 lat. Był Pan rówieśnikiem dla piłkarzy. Nie przeszkadzało to jednak w osiągnięciu historycznego sukcesu.
- Mieliśmy bardzo dobry zespół. Ja w nim grałem wcześniej, także znałem wszystkich zawodników. Znałem ich zarówno te pozytywne jak i negatywne elementy gry oraz aspekty psychologiczne. Tworzyliśmy bardzo zgraną pakę, wręcz rodzinę rozumiejącą się na boisku i poza nim. Chłopacy mnie znali, ja ich, bardzo się szanowaliśmy, ceniliśmy swoje umiejętności. Nastawieni byliśmy na ofensywną grę, czyli można powiedzieć atak non stop niezależnie czy mecz był u siebie czy na wyjeździe. Fakt, wówczas był nieco inny system grania, bo najczęściej korzystano z ustawienia 4-3-3. W każdym razie pojechaliśmy do Lublina nastawieni na zwycięstwo. Wcześniej mieliśmy wyjazdowy mecz z Legią w lidze. Też pojechaliśmy tam z zamiarem wygranej, aby nabrać pewności siebie. W Warszawie pomimo bardzo dobrej gry nie udało się wygrać (0:0 przyp. red.), Wisłę pokonaliśmy, jeszcze akurat się zdarzyło, że najlepszy nasz napastnik zachorował, bo Tomek Korynt został w hotelu.

Dokładnie Korynt i Kaczmarek, a jednak poradził sobie Pan bez tych dwóch kluczowych zawodników.
- Wstawiłem w jego miejsce drugiego napastnika Julka Zawiślana, nie do końca był wyleczony, ponieważ borykał się z kontuzją mięśnia. Wisła wiedziała o tym, kilka razy go ostrzej zaatakowali i jeszcze w pierwszej połowie musiałem go zdjąć. Wszedł Tadziu Krystyniak. W każdym razie, Wisła w tamtych czasach miała w swoich szeregach wielu reprezentantów Polski. U nas nie mógł grać nasz najlepszy napastnik Tomek Korynt, który w lidze strzelił ok 40 bramek, a w tym czasie w Wiśle byli zawodnicy, którzy łącznie mieli kilkaset bramek w I lidze. To nieco obrazuje wartość zawodników z Krakowa, a mimo to pokonaliśmy ich wierząc w to, że damy radę. Wcześniej udawało nam się pokonać ich w lidze, byliśmy bardzo pewni siebie znając swoje walory taktyczno techniczne. Wiele czasu poświęciliśmy na przygotowania do finału, fizycznie wytrzymaliśmy, mimo, że w końcówce Wisła też starała się odrobić straty. Ostatnia zmiana, jakiej dokonaliśmy, to nie ostatnie 10 min, gdzie wchodzi obrońca za napastnika bronić wyniku. Wprowadziłem napastnika za napastnika i jeszcze przed końcem stworzyliśmy sobie kolejne świetne okazje do podwyższenia rezultatu.

Czy tamten wynik i wygrana nad mocniejszym rywalem może być natchnieniem dla obecnych zawodników?
- Nie jestem na bieżąco i tak blisko zespołu. Wiedzą o tym szkoleniowcy, jaki zespół mają, jak młodzi piłkarze reagują na wszelkie uwagi i na ile wierzą we własne możliwości. Jeżeli nawet coś nie wychodzi czysto piłkarskiego, technicznego, to nie jest łatwe, to trzeba spędzić wiele w godzin na ćwiczeniach. Ale to można się zgodzić, jeśli nie wyjdzie, natomiast nie można się zgodzić na brak walki i zaangażowania. Myślę, że do finału można wejść czasami tylko raz w życiu, to otwiera drogę na zachód i szansę na dalszą karierę. Tutaj już się nie sprowadza piłka tylko do biegania, ale do chęci. To należy w zawodnikach wyzwolić. Bo teraz Arka znajduje się trochę w lekkim dołku. Jest nowy trener, który jest bardzo zaangażowany, znam go doskonale od wielu lat i jest bardzo wymagający. Tylko nie wiem czy ten krótki czas jest na tyle wystarczający żeby te wszystkie elementy rozszyfrować i w odpowiednim czasie wyeliminować.

Bardziej można popracować nad sferą mentalną, ale tak jak Pan powiedział finalistów się nie pamięta, jedynie zwycięzców.
- No oczywiście, że tak. Jest jeden mecz i nie ma czekania, że może się uda. Tutaj trzeba po prostu zagrać ofensywnie na ile się da, na ile starczy sił, i atakować mądrze pamiętając o zabezpieczeniu obrony. Nie możemy zacząć od defensywy i wpuścić groźnego Lecha blisko naszego pola karnego.

To będzie woda na młyn dla Lecha.
- Oczywiście. Jak tam zaczną rozgrywać piłkę, pierwsza długa piłka, dużo zmian dośrodkowań czy rzutów, no to po prostu będzie to dla nich woda na młyn jak mówisz, a z drugiej strony przy naszym jakimś tam częstszym ataku czy na połowie rywala, raz, że tam możemy stworzyć zagrożenie pod bramką, a dwa, że istnieje mniejsze zagrożenie ze strony przeciwnika, bo są dalej od naszej bramki.

Piłkarze muszą pomóc losowi, bo jakby nie patrzeć mówi się całkiem słusznie, że Arce rozłożono w tym roku czerwony dywan prosto na Stadion Narodowy. Pański zespół zanim znalazł się w finale, to pokonał Szombierki Bytom i Lecha Poznań, czyli drużyny z I ligi. Arka obecnie nie miała zespołu z Ekstraklasy.
- Zgadza się. Mieliśmy trudniej, ale też myślę, że fakt może były inne czasy, ale zespół mieliśmy naprawdę super. Doświadczony, zrównoważony wiekowo i na różnych pozycjach była szeroka kadra. Dwudziestu kilku zawodników mniej więcej na podobnym poziomie piłkarskim. Była ciągła walka o miejsce w drużynie. Po prostu nie było pewniaków. Gdybyśmy grali jeszcze bardziej konsekwentnie, to mieliśmy szansę na kolejne sukcesy, a dochodziliśmy już do tego, że potrafiliśmy na wyjeździe wygrywać mecze, czasami było tych zwycięstw sporo. Np. w Mielcu ze Stalą, w której grali m.in. Kasperczak, Kukla, Lato, Domarski pojechaliśmy i wygraliśmy 4:1. To nie był przypadek, nie jechaliśmy na wyjazdy zastawiać zasieki, grać z kontry i czekać co się wydarzy licząc, że coś się uda strzelić. Kiedyś graliśmy w ten sposób, tak samo jak przyjechała do Gdyni Wisła i wygraliśmy 3:0, z Ruchem 4:0, z Legią też 3:0. Wyniki pokazują, że graliśmy ofensywnie.

Arka prowadzona przez Pana była chyba silniejsza niż ta obecna.
- Nie chciałbym tego wypowiadać, bo oczywiście znajdą się prześmiewcy, którzy powiedzą, „aa już nie pamięta jak było, albo że było inne tempo”.

Tylko, że oprócz Arki w takim tempie grały inne kluby.
- Dokładnie, zgadza się. Chciałbym zaznaczyć, że tempo tempem, ale jak Grzesiu Lato w tamtych czasach 70-tych miał 10,7 sekundy na „setkę”. Dzisiaj piłkarze tak samo biegają, też mało kto by go dogonił.

Mało tego były gorsze i cięższe korki, bardziej grząskie boiska i piłki skórzane, które również były cięższe.
- Tak, wszystko było cięższe, ale cóż nie ma, co wspominać bolączek. Należy wspomnieć, że byliśmy na tyle silni i odważni…wie Pan żeby jechać w ciągu czterech dni na dwa ciężkie mecze wyjazdowe do Warszawy i na finał z Wisłą. Klub chciał nawet przełożyć ten mecz z Legią, bo był finał Pucharu Polski, żeby odpocząć i się odpowiednio przygotować, ale ja się nie zgodziłem. Wiedziałem, że jesteśmy przygotowani dobrze i żeby nie wypaść z rytmu meczowego po prostu zaryzykowaliśmy. Zagraliśmy z Legią w Warszawie i z marszu pojechaliśmy praktycznie na finał do Lublina żeby grać z Wisłą. Chcieliśmy wygrać obydwa mecze jadąc do takich przeciwników. Gdzie? By dzisiaj ktoś pomyślał, że jadąc na wyjazdy z Legią i Wisłą w ciągu czterech dni jedziemy po 6 punktów, wprawdzie graliśmy za 2 punkty, to jesteśmy nie poważni. Byliśmy blisko tych dwóch zwycięstw, ale w Warszawie był remis.

W jakim elemencie gry upatruje Pan szans Arki na to zwycięstwo?
- W jakim elemencie? W determinacji, w zaangażowaniu i grze ofensywnej. Dużo strzałów z każdej możliwej sytuacji i odpowiedzialności za swoje każdy musi wziąć. Nie oglądać się, że kolega gra trochę słabiej, bo wtedy inni muszą za niego pracować. Piłkarze muszą na boisku tworzyć kolektyw, bo to jest podstawowa zasada.

Arkowcy mówili ostatnio, że udane mecze z Wisłą Płock i Piastem sprawią, że piłkarze będą bardziej podbudowani i łatwiej będzie grać z Lechem. Jak wiemy w obydwu tych spotkaniach arkowcy tracili gole w końcówkach, także ten cel nie został zrealizowany. Jak pańskim zdaniem te dwa mecze mogą wpłynąć na zawodników?
- To znaczy powtórzę to jeszcze raz. Nie znam na tyle zespołu, nie jestem na tyle blisko, co trenerzy pracujący z nimi na co dzień żeby w tym momencie określać np. czy ten jest bardziej wytrzymały, czy tamten. Trudno mi powiedzieć. Może zwycięstwo z Wisłą czy z Piastem pomogłoby, ale z drugiej strony trudno mi mówić. Punkty by się przydały, bo poprawiłyby sytuację w lidze, bo ona jest najważniejsza. Puchar jest po drodze, bo ewentualny spadek podcina klubowi skrzydła.

Rozmawiał: Jakub Treć

PUCHAR POLSKI w GOL24

Więcej o PUCHARZE POLSKI - newsy, wyniki, terminarz, drabinka

Pod Ostrzałem GOL24

**WIĘCEJ odcinków

Pod Ostrzałem GOL24

**

Najlepsze piłkarskie newsy - polub nas!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24