Dlaczego Wisła Kraków spadła z Ekstraklasy? To jej siedem grzechów głównych

Michał Perzanowski
Michał Perzanowski
Wojciech Matusik
Spadek Wisły Kraków stał się faktem, ale baczny obserwator mógł to przewidzieć znacznie wcześniej. Biała Gwiazda już kilkanaście miesięcy temu obrała kurs na 1 Ligę, ale nikt na najwyższych stanowiskach nie był w stanie dopuścić do siebie myśli o relegacji. Na to, że pół Krakowa jest dziś we łzach smutku, złożyło się kilka poważnych czynników. Oto one.

Nieprzemyślane i masowe transfery

Według podsumowania portalu Transfermarkt w Wiśle Kraków doszło do prawdziwej rewolucji. Tylko od letniego okienka transferowego z klubu odeszło aż 23 piłkarzy i tylu samo Białą Gwiazdę zasiliło. Pacjentowi w śpiączce wystarczyłby rok i dziś Wisły Kraków z końcówki poprzedniego sezonu w ogóle by nie poznał.

Masowo przeprowadzane transfery nie były odpowiedzią na prośby trenera, a raczej transakcjami na zasadzie gaszenia pożaru. Jeśli zarząd klubu stwierdzał, że na jakiejś pozycji ma braki, to uzupełniał je zawodnikami z polecenia. Efektem jest powstanie czesko-słowackiego wynalazku o nazwie "szrot".

W drużynie Białej Gwiazdy z biegiem lat odchodziły legendy. Paweł Brożek i Rafał Boguski z pewnością byliby nie do zastąpienia. To nie oznacza jednak, że mają w ich miejsce być sprowadzani anonimowi piłkarze, którzy dwa razy w karierze prosto kopnęli piłkę. Wisła to nadal duża marka pod względem wizerunku i historii polskiego futbolu. Sądzę, że łatwiej byłoby sprowadzić sensownych zawodników, choćby z Fortuna 1 Ligi, niż sprowadzać ananasków z zagranicy, dla których symbol klubu jest i będzie obcy.

Zastąpienie jakości bylejakością

Jeśli jesteśmy już przy transferach, to warto zestawić odejścia z klubu wartościowych zawodników i sprowadzanych w ich miejsce "piłkarzy". Rozgrywający Aschraf El Mahdioui był jednym z najlepszych rozgrywających w lidze. Jego statystyki mówiły o niemal perfekcyjnej dokładności podań. W jego miejsce przyszedł Enis Fazlagić, który ma problem z prowadzeniem futbolówki swoją lepszą (jeśli ją ma) nogą. A został pozyskany tylko dlatego, że "mówi się o nim, że to duży talent".

Za Yawa Yeboaha trudno było znaleźć odpowiedniego zawodnika. Momo Cisse robił duży szum na skrzydle, ale w liczbach nijak się to nie przekładało. Od biedy mógł tam grać Elvis Manu, ale on ciut lepiej sprawdzał się jako klasyczny napastnik. W końcu jedno ze skrzydeł zawsze obsadzał Stefan Savić, który mimo wszystko lepiej czuje się na pozycji ofensywnego pomocnika.

W miejsce Mateusza Lisa sprowadzono Pawła Kieszka. Znany z ligi portugalskiej golkiper zanotował na początku sezonu kilka poważnych wpadek, przez co Biała Gwiazda na pewno straciła sporo punktów. Zastąpiono go Mikołajem Biegańskim, w którym widać duży potencjał, ale również zdarzały mu się poważne błędy. Z tej dwójki o wiele lepszym wyborem byłby młodszy z bramkarzy.

A w Pogoni Szczecin oddany za darmo Jean Carlos Silva właśnie notuje świetny sezon z dwoma bramkami i sześcioma asystami. Zaraz odbierze medal za sezon 2021/22. Właściwie nie do końca wiadomo, kim go zastąpiono. W pewnym momencie zbawcą mógł być Luis Fernandez, ale postanowił zmienić dyscyplinę i zabawić się w boks. O Michale Skvarce nie mówię, bo poza jednym meczem, w którym zrobił większość swoich liczb z całego sezonu, notował występy ledwie przeciętne.

Kamieniem na sercu władz Białej Gwiazdy powinno być odejście Aleksandra Buksy...

Pycha krocząca przed upadkiem

I tu wkraczamy w błąd władz Wisły Kraków, która była wręcz pewna swojej nieomylności. Aleksander Buksa rozstał się z Wisłą w burzliwych okolicznościach. Młody napastnik nie grywał często, a że chciał się rozwijać i wiślacy nie mieli rezerw, to próbował znaleźć dla siebie plan B. Zamiast potraktować ten problem, jak zwykłą szansę na negocjacje i próbę wypromowania Buksy, władze Wisły poczuły się zdradzone. Efekt był taki, że Buksa do końca sezonu nie zagrał, a klub nie tylko stracił zaufanie chłopaka będącego tam od małego, ale i potencjalny zarobek na transferze. W Ekstraklasie nie trzeba notować hat-tricków, aby zostać sprzedanym. Regularne występy pomogłyby rozwinąć się zawodnikowi, a tak, konflikt został zaostrzony do granic możliwości.

W konfliktach władze Wisły nie mają chyba sobie równych. Nie tak dawno zatrudniano Tomasza Pasiecznego, by odpowiadał za jakościowe transfery. Nie wywiązał się ze swoich obietnic, ale to nie oznacza, że należy publicznie prać brudy i otwarcie go krytykować. Właśnie do tego posunął się Jakub Błaszczykowski. A żeby uzupełnić obraz pychy władz Wisły, kilka dni przed zwolnieniem dyrektora sportowego, Przemysław Langier z serwisu Goal.pl otrzymał zapewnienie od Jarosława Królewskiego, że Pasieczny oznacza stabilizację i długotrwałą strategię.

Przypomnijmy, że publiczny żal do byłych pracowników to nie nowość, bo Błaszczykowski jeszcze w 2020 roku miał pretensje do Artura Skowronka, że nie chciał zrezygnować z części swojego wynagrodzenia. Nie było ono efektem chciwości, a raczej nieprzemyślanego kontraktu. Dlaczego szkoleniowiec miałby tracić tylko dlatego, że władze Wisły działają po omacku?

I pamiętajcie, o czym przypominano na każdej konferencji prasowej, że Jerzy Brzęczek nie odpadłby w grupie Euro 2020, gdyby tylko pozostał na stanowisku. Bo właśnie o tym najczęściej mówił szkoleniowiec Białej Gwiazdy, gdy został dopuszczony do głosu. Były selekcjoner wygrał do tej pory tylko raz w 13 meczach. Od blisko 40 lat nie było w Krakowie trenera, który zacząłby swoją przygodę z drużyną w tak słabym stylu. A trzeba pamiętać, że grał z przeciętną Jagiellonią, słabym Śląskiem, koszmarnym Radomiakiem i Górnikiem Łęczna oraz... trzecioligową Olimpią Grudziądz, więc jest w dużym stopniu odpowiedzialny za spadek jednego z największych klubów XXI wieku.

Trener za trenerem

Przypomnijmy też, że Wisła miała całkowite zaufanie do swoich trenerów i rzekomo sprawdzała ich na długo przed zatrudnieniem. Peter Hyballa miał być zaufanym człowiekiem Błaszczykowskiego. Gdy okazało się, że trener jest oszołomem, należało się z nim szybko pożegnać. Za Adriana Guli Wisła miała grać najbardziej efektowny futbol w lidze, bo właśnie z tego słynie szkoleniowiec. Nijak to się nie uda, jeśli sprowadzasz trenerowi przypadkowych piłkarzy. I w końcu Jerzy Brzęczek, którego sukcesem jest 5. miejsce z Wisłą Płock cztery lata temu. No, to już musiało wypalić!

Trudno też uwierzyć, że zatrudnienie Jerzego Brzęczka było planowanym działaniem. Nie wyciągajmy rodzinnych relacji, bo kompetencje byłego selekcjonera mogły przekonać do siebie włodarzy większości ligi. Chodzi raczej o "spójną wizję na lata" w kontekście tego, jak ma wyglądać Wisła Kraków.

Tu musimy się wrócić do lat słusznie minionych i "rządów kiboli" w Wiśle. Gdy prezesem klubu była Marzena S., klub miał na utrzymaniu czterech trenerów. W pewnym momencie było ich nawet pięciu. Podpisywano kontrakt na długi czas, po chwili się żegnano, a kontrakt trzeba było płacić. Gdy w styczniu 2018 roku do klubu przychodził Joan Carillo, Wisła spłacała Kiko Ramireza, Dariusza Wdowczyka i Tadeusza Pawłowskiego.

Od stycznia 2019 roku mamy już inną władzę, ale te same błędy. Po Carillo przyszedł Stolarczyk, ale wytrzymał nieco ponad rok. To samo było z Arturem Skowronkiem. Peter Hyballa z kolei był tylko przez pięć miesięcy. Zbawca Adrian Gula wytrzymał osiem miesięcy. Jak nowy zarząd ma wyciągać klub z zadłużenia, skoro kontynuuje dokładnie tę samą politykę? Gdy za sterami zespołu stoi Jerzy Brzęczek, Biała Gwiazda nadal ma do spłacenia kilku poprzednich trenerów.

Stawianie na młodych graczy, nieprzystosowanych do Ekstraklasy

Proszę sobie wyobrazić, że w piłce nożnej nie wszystko opiera się na młodości, "wybieganiu", "dawaniu z wątroby" i chęci. Młodszy zawodnik nie zawsze nadrobi brakującego mu doświadczenia swoją walecznością. Starszy zawodnik wcale nie oznacza, że jest "najemnikiem" lub "gra tylko po to, żeby się dorobić". Przepis o młodzieżowcu ma promować młodych zawodników, ale to nie oznacza, że opierać ma się na nich funkcjonowanie całego zespołu. Przykład? Zagłębie Lubin, w którym Dariusz Żuraw miał OBOWIĄZEK grania co najmniej trzema piłkarzami poniżej 24. roku życia. W Lubinie w porę zorientowano się, że takie działanie może mieć tragiczny skutek. Zaczęto więc wprowadzać młodych "z głową". No, to skoro odkryliśmy oczywistą prawdę, możemy skupić się na młodzieży Wisły.

Przede wszystkim, musimy uznać, że jeśli nie prowadzisz akademii z prawdziwego zdarzenia, nie masz utalentowanych juniorów lub też nie zapewniasz im regularnego rozwoju, to nie masz szans na dobre wyniki z nimi w składzie.

Wisła dysponuje bardzo okrojonym i względnie biednym piłkarsko zapleczem młodzieżowym. 18-letni Piotr Starzyński szybko biega i tu w zasadzie kończą się jego zalety. Dawid Szot jest kiepskim defensywnym pomocnikiem, a jeszcze gorszym środkowym obrońcą. W zasadzie udało mu się raz dobrze zagrać na boku obrony. Mateusz Młyński miał zbawić Wisłę w ofensywie, a jego występy kończyły się kuriozalną statystyką strat i niewymuszonych błędów. Konrad Gruszkowski grał regularnie i jako jedyny mógł się prezentować na równi z resztą zespołu. W bramce Mikołaj Biegański przeplatał znakomite występy ze wpadkami kosztującymi punkty. Tak nie można zbudować zespołu, jeśli w lidze jest WYMÓG obecności młodzieżowca.

A mowa tylko o polskich młodzieżowcach. Pamiętajmy, że Wisła to obecnie drużyna z graczami nieznacznie przekraczającymi ten wiek. Patryk Plewka przez lata nie mógł się znaleźć w realiach Ekstraklasy. Serafin Szota otrzymuje niewiele czasu na boisku, bo i nie potrafi go odpowiednio wykorzystać. A do tego z 23-letnim Colleyem w roli lidera środka obrony, 19-letnim Momo Cisse, który ma fantazję, ale nie ma doświadczenia i 22-letnim Fazlagiciem, o którym już co nieco powiedzieliśmy.

Zespół bez liderów

Brak doświadczonych zawodników idzie od razu w parze z brakiem lidera. Mowa o charakterologicznym liderze, który mógłby w odpowiednim momencie podnieść głos, zachęcić kibiców do wsparcia, postawić zespół na nogi i wziąć na swoje barki ciężar gry. Takich zawodników było w ostatnich latach w Wiśle kilku.

Mocnymi charakterami wydawali się CHOĆBY Llonch, Carlitos, Brlek, Basha i Burliga. Dziś nie ma ani jednego z nich. Są za to zawodnicy truchtający w meczu ostatniej szansy o utrzymanie. Mowa m.in. o Hanousku, Elvisie Manu, czy Klimencie. Nawet obecność "legendarnej Kobry", czyli Zdenka Ondraska na niewiele się zda, skoro nikt inny nie chce nawet podążać za kimś z aspiracjami do zostania liderem.

Wojenki w internecie, zamiast na boisku

Zdaniem władz Wisły powinniśmy skupić się na REALNYM powodzie, dla którego klub znalazł się tu, a nie gdzie indziej.. Jarosław Królewski poświęcił mnóstwo energii na próbę udowodnienia, że na spadek Wisły został zawiązany niepisany i nieoficjalny pakt. W czym się objawia? Celowe błędy sędziów na niekorzyść Wisły i wyniki układające się niesprzyjająco dla Białej Gwiazdy. Utrzymanie w lidze byłoby już dawno zapewnione, ale ci źli arbitrzy i ich pomyłki wszystko zepsuły. Dlaczego? Bo w dwóch meczach Biała Gwiazda nie otrzymała rzutu karnego. Na dyskusję z anonimami z internetu klubowi działacze spędzili ponad miesiąc. Efektów nie odwrócisz, a decydujące o utrzymaniu mecze rozgrywano w otoczce "obserwowania" sędziów, aby przez przypadek nie zrobili krzywdy Wiśle.

Z krytykowania sędziów, gdy narracja okazała się nietrafiona, przerzucono się na dziennikarzy. Wiecie, dlaczego - zdaniem sporej liczby kibiców Wisły - ich drużyna spadła? Nie dlatego, że wygrała jeden z ostatnich 16 meczów. Dlatego, że dziennikarz Mateusz Miga nagrał, jak Luis Fernandez uderza swojego rywala i dostaje za to zawieszenie na cztery mecze (do końca sezonu). Absencja Hiszpana osłabiła zespół i z tego powodu miał problem z wygraniem choćby jednego spotkania. Kurtyna.

A jeśli już to nie wystarczy, to pamiętajcie, że Wisła od kilkunastu miesięcy wciąż prowadzi śmieszną "wojenkę" o bycie najstarszym klubem w Polsce, najstarszym w Krakowie i w ogóle pierwszym we wszystkim. Dowodów na to szuka się non stop, klub publikuje artykuły z gazet sprzed ponad 100 lat. Doszukuje się dokumentów we wszelakich archiwach. Na siłę stara się wykreować na prekursorów polskiego futbolu. W jakim celu? Chyba zdyskredytowania Cracovii. Bo właśnie to jest najważniejsze, prawda?

PKO EKSTRAKLASA w GOL24

Choć wydaje się, że polska piłka idzie do przodu i za awansem na mistrzostwa świata lub regularną grą w europejskich pucharach stoi progres całego systemu, może być w błędzie. Tylko w ciągu ostatnich 12 miesięcy wydarzyło się tyle patologicznych sytuacji, że gdyby tak poważnie się nad nimi zastanowić, można dojść do wniosku, że od wielu lat nie zrobiliśmy żadnego kroku naprzód. Przed Wami lista wstydu polskiego futbolu.

Rak, który toczy polski futbol. Największe patologie w polsk...

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

20240417_Dawid_Wygas_Wizualizacja_stadionu_Rakowa

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gol24.pl Gol 24