Eksperci bronią dyrektora sportowego: To nie on, tylko całe zarządzanie zawodzi

Piotr Janas
Piotr Janas
Dariusz Sztylka, dyrektor sportowy Śląska Wrocław
Dariusz Sztylka, dyrektor sportowy Śląska Wrocław FOT. twitter.com/parker_shirts
Nie milkną echa ostatniej porażki piłkarskiego Śląska Wrocław z Bruk-Bet Termalicą Nieciecza. Jednym z jego konsekwencji jest oddanie się do dyspozycji zarządu dyrektora sportowego Dariusza Sztylki - czytaj gotowości do odejścia. - Darek czuje się odpowiedzialny za wyniki tej drużyny, ale nie mam wrażenia, że jest ona źle zbudowana - mówi nam Tomasz Wieszczycki, ekspert Canal+Sport. - To nie dyrektor sportowy, tylko zarząd i filozofia, której nie ma, jest problemem - dodaje Jan De Zeeuw.

Śląsk Wrocław przegrał jeden z najważniejszych meczów w tej części sezonu. Walczący o utrzymanie wrocławianie dali się zdominować najsłabszej drużynie w lidze na Tarczyński Arena Wrocław i przegrali w kompromitującym stylu z Bruk-Betem Termalicą Nieciecza 0:4.

Po tym występie władze klubu postanowiły - przynajmniej w teorii - uderzyć pięścią w stół. Śląsk wydał komunikat, w którym ogłosił zamrożenie kwietniowych pensji, ale i tak będzie musiał wypłacić je w przeciągu maksymalnie dwóch miesięcy, bo inaczej piłkarze będą mogli złożyć wnioski do PZPN-u o rozwiązanie umów z winy klubu. Poinformowano także, że dyrektor sportowy Dariusz Sztylka oddaje się do dyspozycji zarządu, czyli de facto zgłasza gotowość do rezygnacji ze stanowiska.

- Nie mógłbym dziś spojrzeć w lustro, gdybym mimo trudności nie stał murem za ludźmi, których obdarzyłem zaufaniem. Zawsze starałem się kierować dobrem WKS-u i jako dyrektor sportowy biorę pełną odpowiedzialność za budowę tej drużyny i jej postawę. Uważam, że w głównej mierze krytyka powinna skupić się na mnie, nawet jeśli doprowadzi ona do mojej dymisji. Jestem gotów ponieść takie konsekwencje. Piłkarze wraz ze sztabem muszą natomiast oczyścić głowy i skupić się wyłącznie na przygotowaniach do meczu z Jagiellonią - czytamy we fragmencie oświadczenia dyrektora Sztylki.

Wszystko to przypomina niezbyt udaną akcję PR-ową, mającą na celu pokazanie, że wszyscy w klubie traktują poważnie obecną sytuację i się nią przejmują. Trzymając się faktów - na ten moment nie zmienia się nic, poza terminem wypłat pensji za kwiecień. Dalej za utrzymanie Śląska odpowiadać będzie ten sam trener, który miał być strażakiem po zwolnieniu Jacka Magiery i ci sami piłkarze. Czy głównym winowajcą w tym przypadku jest zatem dyrektor sportowy, który ten zespół budował?

– Wszystko zależy od tego, na ile realnie Darek odpowiadał za kreowanie drużyny, jej rozwój, transfery i całą strategię sportową klubu. Za to odpowiedzialny powinien być dyrektor sportowy - no ale właśnie - powinien być. Nie znam sytuacji Śląska na tyle dobrze, by jednoznacznie stwierdzić, że dyrektor sportowy ma tam decydujący głos jeśli chodzi o transfery, przedłużanie kontraktów, rozstania z zawodnikami i ewentualne zmiany trenerów. Jeśli ma, to z pewnością jest odpowiedzialny za wynik sportowy. Jeśli tak nie jest, to odpowiedzialność de facto się rozmywa, ale na świeczniku jest on i musi świecić oczami za błędne decyzje nie tylko swoje, ale również innych – mówi nam Tomasz Wieszczycki, były reprezentant Polski, a dziś ekspert i komentator Canal+Sport.

– Jeśli popatrzymy stricte na stronę sportową, to dzisiejszy Śląsk jest bardzo podobną drużyną do tej, która zdobywała 4. miejsce na koniec poprzedniego sezonu. Zimą odszedł Matusz Praszelik, ale w mojej ocenie jeszcze bardziej widoczny był początkowy brak Erika Expósito. WKS grał i cały czas gra wybitnie poniżej oczekiwań, ale nie jestem w stanie powiedzieć, że ta drużyna jest źle zbudowana. To naturalne, że jedni piłkarze przychodzą, a inni odchodzą. Nie wypaliły trochę zimowe wzmocnienia, bo Dennis Jastrzembski mimo obiecującego początku nie spełnia oczekiwań, a Patrick Olsen w mojej ocenie to nie jest zawodnik o profilu, jakiego potrzebował w danym momencie Śląsk. Tutaj, przyglądając się wszystkiemu z boku, widzę winę dyrektora sportowego. To samo dotyczy zmiany trenera. Zastąpienie Jacka Magiery Piotrem Tworkiem także było zaskakujące, bo to trenerzy wyznający inną filozofię taktyczną i w podejściu do drużyny. Jacek jest spokojniejszy, Piotrek bardziej ekstrawertyczny, lubiący pobudzić krzykiem, mową motywacyjną. Liczono, że taki zabieg pozwoli wprowadzić nową energię, dać impuls, ale to nie wypaliło. Jeśli dyrektor sportowy - tak jak powinno to być - podejmował te decyzje, to nie dziwię się, że teraz czuje za to odpowiedzialność i jest gotów na dymisję. Gorzej, jak odpowiada za błędy innych i robi to z bezsilności - kończy Wieszczycki.

Tajemnicą Poliszynela jest, że dyrektor sportowy w Śląsku Wrocław nie jest osobą w pełni decyzyjną. Warunki zatrudnienia każdego zawodnika i trenera musi ustalać z zarządem, a zatwierdza je Rada Nadzorcza, w której zasiadają osoby wskazane przez właściciela - Gminę Wrocław. Trudno wymagać od nich piłkarskiej wiedzy, skoro są to: Jacek Rwecki - obecnie prezes Zakładu Remontowego Urządzeń Gazowniczych (ZRUG), który wcześniej był m.in. wiceprezesem KGHM i członkiem Rady Nadzorczej Tauronu, prezes MPK Wrocław Krzysztof Balawejder i Wojciech Błoński - były koszykarz, a obecnie wójt gminy Długołęka. Ten ostatni był przez chwilę dyrektorem sportowym piłkarskiego Śląska, ale była to kadencja, o której - mówiąc delikatnie - lepiej byłoby szybko zapomnieć.

Przewodniczącym Rady Nadzorczej jest z kolei Maciej Potocki - prezes Wrocławskiego Parku Technologicznego, od lat związany z Urzędem Miejskim Wrocławia, gdzie jako współpracownik prezydenta był odpowiedzialny za nadzorowanie kilkunastu wydziałów, m.in.: Biura Nadzoru Właścicielskiego, Biura Prezydenta, Biura Współpracy z Zagranicą, Biura Promocji Miasta, Biura Rady Miejskiej, Biura Miejskiego Rzecznika Konsumentów, Biura Współpracy z Uczelniami Wyższymi, Zespołu Audytu Wewnętrznego oraz Zespołu Zarządzania Projektami.

Nie jest też wiedzą tajemną, że nacisk na zwolnienie Jacka Magiery był ze strony miasta, choć oficjalnie nikt nie chce się na ten temat wypowiadać. Sztylka nie został postawiony przed faktem dokonanym, ale jako osoba odpowiedzialna za długofalową wizję i strategię klubu nie jest osobą obdarzoną 100 proc. zaufaniem. Sam podkreśla, że wszystkie kluczowe decyzje pion sportowy oraz zarząd podejmują wspólnie i wspólnie za nie odpowiadają. Dlaczego zatem tylko jego posada jest obecnie zagrożona?

– To jest właśnie największa patologa polskiej piłki, którą na przykładzie Śląska widzimy jak na dłoni. W Holandii w żadnym profesjonalnym klubie nie ma postaci ważniejszej od dyrektora sportowego. To on zatrudnia i zwalnia trenerów, dobierając ich pod wizję klubu, jaką na początku swojej pracy ustalił z jego władzami. Nie może być tak, że przez dwa lata budujesz drużynę pod grę z trzema środkowymi obrońcami i wahadłowymi, a kiedy przychodzi większy kryzys, zwalniasz trenera i bierzesz pierwszego lepszego, który zaczyna wprowadzać nową taktykę i che grać 4-3-3 albo 4-2-3-1. To jest kompletnie bez sensu! – grzmi Jan De Zeeuw, były dyrektor reprezentacji Polski za czasów Leo Beenhakkera, a także działacz i agent piłkarski.

– O tym, że w Śląsku tak to działa przekonałem się na własnej skórze. Trochę czasu już minęło, więc mogę powiedzieć wprost, że przed zatrudnieniem Vítězslava Lavički rozmawiałem z prezesem o możliwości przejęcia drużyny przez Ricardo Moniza (Holender, który w 2014 roku prowadził przez kilka miesięcy Lechię Gdańsk-przyp. PJ). Byliśmy praktycznie dogadani, ale kiedy telefon zaczął milczeć, ja wykonałem ruch i zapytałem, o co chodzi. Wówczas prezes mi powiedział, że teraz to on ma trzech kandydatów, bo poza Monizem jest jeszcze Lavička i jakiś trener ze wschodu, pracujący ostatnio w Niemczech, którego nazwiska nie pamiętam. Uderzyło mnie jedno: to trenerzy z trzech różnych bajek! Każdy ma inną wizję, inną filozofię, inne podejście. Zapytałem więc: a jak właściwie chce grać Śląsk? Jaka jest albo ma być wasza filozofia? Już sam fakt, że rozmawiałem o tym z prezesem, a nie dyrektorem sportowym, pokazał jak w tym klubie wszystko jest postawione na głowie. Teraz też problemem nie jest dyrektor, który konsekwentnie ściągał piłkarzy pod grę daną formacją przez konkretnego trenera, tylko ci, którzy kazali mu tego trenera zwolnić. Wszyscy podpowiadacze i wtrącacze nieznający się na piłce niszczą klub od środka. Zatrudniamy trenera i budujemy drużynę pod konkretną filozofię, a kiedy tylko zaczyna się psuć, wyrzucamy ją do kosza. To znaczy, że żadnej filozofii nie ma. Zarządzanie klubem jako całość po prostu leży – podsumował wzburzony Holender.

Z naszych informacji wynika, że do końca sezonu żadnych nerwowych ruchów nie będzie. Ewentualna dymisja Sztylki zostanie rozpatrzona po zakończeniu kampanii 2021/22. Wiele zależeć będzie od utrzymania w PKO Ekstraklasie, ale w pierwszej kolejności odejść ma kilku zawodników. Na tę chwilę wszystkie ręce na pokład, bo zachowanie ligowego bytu to absolutny priorytet dla każdego w klubie.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Trener Wojciech Łobodziński mówi o sytuacji kadrowej Arki Gdynia

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Eksperci bronią dyrektora sportowego: To nie on, tylko całe zarządzanie zawodzi - Gazeta Wrocławska

Wróć na gol24.pl Gol 24