Rzeczywiście do momentu strzelenia przez Widzew drugiej bramki jego zespół na tle ekstraklasowca prezentował się nieźle. To miejscowi prowadzili grę, częściej decydowali się na strzały. Łodzianie to jednak doświadczony zespół. Najpierw dali się Zawiszy wyszumieć, później bezwzględnie wykorzystali pierwszy poważny błąd. Była 18. minuta na stadionowym zegarze, kiedy to Maciej Dąbrowski mając na plecach zawodnika gości zdecydował się zagrać głową do własnego bramkarza. Napastnik Widzewa był na tyle blisko by przechwycić futbolówkę i wpakować ją do siatki.
- Dałem dziś szansę zmiennikom, wynik cieszy, ale jeszcze dużo pracy przed nami - tak skomentował wydarzenia po meczu Andrzej Kretek, trener gości. Bez wątpienia ma on rację, gdyż od momentu strzelenia gola łodzianie nie poszli za ciosem. Można wręcz zaryzykować stwierdzenie, że pierwsza bramka nic nie zmieniła w dalszych poczynaniach obu ekip. Ciągle atakował Zawisza. Groźnie strzelali Stefańczyk czy Wójcicki.
Taka sytuacja trwała do 65. minuty. Wtedy wynik podwyższył Łukasz Grzeszczyk, a trzy minuty ustalił go Przemysław Oziębała. Miejscowi stracili kompletnie chęć do gry, przyjezdni nie za bardzo kwapili się by zdobywać kolejne gole. O porażce Zawiszy zadecydował przede wszystkim brak doświadczenia. Ambicji bydgoszczanom odmówić z pewnością nie można.
Najbardziej negatywnym wydarzeniem tego pojedynku były wydarzenia pozaboiskowe. W 41. minucie mecz został przerwany na 20 minut z powodu starć policji z pseudokibicami gospodarzy. W wyniku zajść rannych zostało 4 policjantów, zatrzymano 6 chuliganów. Mecz który miał być świętem okazał się antyreklamą bydgoskiej piłki nożnej. Wydaje się jednak, że wina leży niestety po obu stronach konfliktu.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?