Fortuna 1 Liga. Emile Thiakane, zawodnik Korony Kielce: Nie zwracam uwagi na to, gdy ktoś krzyczy za mną "ty czarnuchu!" [WYWIAD]

Damian Wiśniewski
Damian Wiśniewski
Gabriel Przybylski
Emile Thiakane to ofensywny zawodnik, który podczas letniego okienka transferowego został pozyskany przez Koronę Kielce z GKS Bełchatów. Urodzony w Senegalu w 1991 roku zawodnik dobrze wprowadził się do zespołu, a w meczu z GKS 1962 Jastrzębie strzelił decydującego o zwycięstwie gola. W rozmowie z nami opowiedział między innymi o swoim dzieciństwie bez ojca, pierwszym pobycie w Polsce, problemach z rasizmem oraz o sportowych ambicjach. Zapraszamy.

Pierwsze, co można zauważyć rozmawiając z tobą, lub słuchając twoich wypowiedzi to fakt, iż świetnie posługujesz się językiem polskim. Trudno ci było się go nauczyć?

Po roku - dwóch pobytu w Polsce zacząłem mówić w tym języku w miarę dobrze. Duży wpływ na to miał fakt, że długo grałem w niższych ligach, a tam nikogo nie interesuje to, że jesteś zza granicy. Nikt nie ma zamiaru próbować rozmawiać z tobą po angielsku, więc trzeba uczyć się polskiego. Innym czynnikiem było to, że moja żona jest Polką, która bardzo dobrze mówi po angielsku. To ona mnie uczyła.

Więc teraz możesz być w Koronie tłumaczem dla obcokrajowców, którzy być może do niej przyjdą.

Może tak być. Jestem człowiekiem, który zawsze jest do dyspozycji, jeżeli trzeba komuś pomóc. Taki mam charakter, lubię pomagać.

Opowiedz proszę o tym, jak trafiłeś do Polski? Przyjechałeś z Senegalu w 2010 roku i podobno miała to być wyprawa na kilka tygodni.

Przyjechałem z moją drużyną na turniej do Włocławka. Miały tam się odbyć testy trwające dwa-trzy tygodnie. Po tym czasie miałem powrócić do Senegalu, albo ewentualnie pojechać do Francji, ponieważ tam też mieszka moja rodzina. Tak się jednak stało, że zostałem. Z całej grupy, która przyjechała na testy do Włocławka na dłużej w Polsce zostało czterech piłkarzy i wszyscy graliśmy w Liderze Włocławek.

W Senegalu byłeś wychowywany tylko przez mamę. Jak trudne było wobec tego twoje dzieciństwo?

Dzieciństwo było bardzo trudne. Uważam jednak, że w Afryce większość dzieci jest w podobnej sytuacji. Nie odczuwałem tego tak bardzo, ponieważ mieszkaliśmy razem w dużej rodzinie. Były z nami ciocie, kuzynki i kuzyni. Cały czas w domu było dużo ludzi. Żyliśmy w takiej atmosferze, że aż tak bardzo braku taty nie odczuwałem.

Na pewno mi było przykro, kiedy w pierwszych dniach szkoły każdy przyjeżdżał na otwarcie z tatą, a ja byłem sam. Przez większość czasu byłem sam, ponieważ mama nie miała aż tyle czasu, by zajmować się bez przerwy każdym dzieckiem z osobna. Mam piątkę rodzeństwa: trzy siostry i dwóch braci, a ona wychowała nas sama. Nie mogła poświęcać całego swojego czasu na tylko jedno dziecko. Musiała rozkładać swoją uwagę na każdego po trochu. Szybko jednak zrozumiałem, że tak ma być, ponieważ mam jest jedną osobą. I tak zrobiła bardzo wiele i poświęciła się dla nas.

Tylko ty uprawiasz sport, czy twoje rodzeństwo również?

Tylko ja. Jeden brat jest inżynierem i ma we Francji swoją firmę. Drugi pracuje w transporcie. Jedna z sióstr też ma swoją firmę, która działa w branży marketingu, a w sport uprawiam tylko ja.

Od samego początku, od dziecka chciałeś grać w piłkę, czy brałeś pod uwagę inny sposób na utrzymanie?

Od zawsze chciałem grać w piłkę. Moja mama zawsze się śmieje, że jak byłem mały i spałem, to musiałem mieć przy sobie piłkę. Gdy tylko ktoś próbował mi ją zabrać, to od razu się budziłem. Miałem gdzieś takie zdjęcie, na którym siedzę z piłką jako dwuletni chłopiec. Chętnie bym ci je pokazał, ale gdzieś zgubiłem

Gra w piłkę to jedyna rzecz, którą zawsze tak naprawdę kochałem robić. Jako dziecko nie interesowałem się zupełnie grami komputerowymi i do dzisiaj nie umieć grać ani na komputerze, ani na konsoli. To mnie w ogóle nie interesowało jako dziecko.

Co najbardziej zaszokowało cię po przyjeździe do naszego kraju?

Najbardziej zszokowało mnie to, jak ludzie na mnie patrzyli. To było dla mnie dziwne.

Wychowałem się w rodzinie katolickiej, która miała trochę europejski styl bycia. Przez to, że część mojej rodziny mieszka we Francji, to warunki u nas w domu były inne niż u większości Senegalczyków. Trochę inaczej byłem wychowany. Dlatego część rzeczy po przyjeździe do Polski wcale nie było dla mnie dziwnych.

Dziwnie się czułem z powodu tego, jak inni ludzie na mnie patrzyli.

Czy to z powodu koloru twojej skóry? Ktoś zrobił ci przez to przykrość?

Miałem dużo takich sytuacji. Tak naprawdę mnie to jednak nie rusza aż tak bardzo, choć czasami zdarzają się trudniejsze momenty. Rodzina mieszkająca we Francji być może sobie myśli “on wygląda, jakby miał to w du..., olewa to”, ale tak do końca nie jest. Mieszkam jednak w Polsce już wiele lat i doświadczyłem różnych momentów.

Gdy idę ulicą, a ktoś krzyczy za mną “ty czarnuchu!”, to nawet nie zwracam na to uwagi, ponieważ przyjeżdżając do Polski wiedziałem, co może mnie tu spotkać. Chociaż nie, za pierwszym razem nie wiedziałem, ale kiedy w 2014 czy 2015 roku wróciłem tutaj z Francji, to wiedziałem doskonale, ale i tak wróciłem. Jak spotkam takich ludzi to staram się to ignorować. Na boisku też się zdarza, że ktoś chce mnie w ten sposób wyprowadzić z równowagi. Nie można jednak dawać takim ludziom satysfakcji.

To się zdarzało na boiskach niższych lig, czy na przykład w drugiej i pierwszej też?

W pierwszej, drugiej i w niższych ligach. Wszędzie. Zachowują się tak wobec mnie zarówno kibice, jak i zawodnicy. To boli, to fakt, ale osobiście już mnie to nie rusza. Gdy mnie to spotyka, to myślę “ok, dobra” i idę dalej.

Do polskiej temperatury trudno było ci się przyzwyczaić?

Oj tak, dla mnie to była ogromna różnica. Pamiętam, że kiedy pierwszy raz przyjechałem do Polski, to akurat rok był bardzo zimny. W innych latach, kiedy byłem w Polsce, nie było aż tak zimno, żeby temperatura spadła do –20 stopni. Wtedy było już nawet –15.

W Senegalu w grudniu, czyli w najzimniejszym miesiącu roku, temperatura w dzień wynosi powyżej 20 stopni. W nocy spada do 12, ale w porównaniu z Polską to żadna zima. Tutaj po przyjeździe nie wiedziałem w ogóle jak się ubrać, a treningi były katastrofą. Poza tym znalazły by się także pewnie jakieś różnice kulturowe, ale nie ma ich aż tak wielu.

Co sprawiło, że w pewnym momencie postanowiłeś wyjechać do Francji?

Byłem wtedy piłkarzem Zawiszy Bydgoszcz, ale nie znałem wówczas aż tak dobrze języka polskiego. Nie wytrzymałem psychicznie, byłem zmęczony. Nie potrafiłem się wtedy tak dobrze komunikować jak teraz. Do tego doszły także problemy osobiste i wszystko się skumulowało. Byłem także dużo młodszy niż teraz i powiedziałem sobie “nie, ja już dłużej tak nie dam rady i wracam do Francji”. I tak razem z żoną zrobiliśmy, pojechaliśmy do tego kraju.

Tam spędziłem dwa lata, a do Polski wróciłem tylko dlatego, że żona nie chciała tam dłużej zostać. Twierdziła, że chce tutaj wrócić, a ja próbowałem ją przekonać do tego, żeby zmieniła zdanie, ale się nie zgodziła. Przez pewien czas żyliśmy nawet na odległość - ona tutaj w Polsce, a ja we Francji. Stwierdziłem jednak, że nie ma co kombinować - spakowałem się i wróciłem do Polski.

We Francji również grałeś w niższych ligach, prawda?

Tak, w Olympique Saint-Quentin, w piątej lidze.

Więc chyba nie żałujesz, że żona ściągnęła cię z powrotem? Jak dobrze pójdzie, to może zagrasz z Koroną w ekstraklasie, we Francji byłoby znacznie trudniej wskoczyć na najwyższy poziom.

(śmiech). No być może nam się uda awansować, a we Francji faktycznie byłoby trudniej.

Miałem we Francji kilka kontaktów z klubów trzecioligowych, ale żona nie chciała zostać. Jeden klub chciał zapłacić nawet dość fajne pieniądze, ale kiedy trzeba było podjąć decyzję, to wiesz, doszedłem do wniosku, że nie możemy żyć tak z żoną na odległość. Był moment, w którym ona zgodziła się pojechać ze mną do Francji. Musiałem więc się zrewanżować i zrobić dla niej to samo.

Na pewno nie żałuję tego, że przyjechałem za żoną do Polski. Początkowo grałem w niższych ligach, w trzeciej spędziłem chyba trzy lata. Potem trafiłem do GKS Bełchatów.

Żona wyraźnie ma na ciebie duży wpływ. Opowiesz o tym, jak się poznaliście?

Pierwszy raz spotkaliśmy się we Włocławku. W dosyć zwyczajny sposób. Pewnego dnia poszedłem razem z kolegami do restauracji, ona tam była ze swoimi koleżankami. To był 2010 rok, niedługo po moim pierwszym przyjeździe do Polski. Dwa, albo trzy dni później.

Drugą taką ważną osobą chyba jest dla ciebie trener Wiesław Borończyk, który prowadził cię zarówno przed wyjazdem do Francji i po powrocie.

Bardzo dużo mu zawdzięczam. To bardzo, bardzo fajny człowiek. Do dzisiaj jestem z nim w kontakcie i jak do niego dzwonię to pytam “tata, co tam?”.

Bardzo mi się u niego podobało to, że był zawsze wobec mnie szczery. Potrafił wprost powiedzieć, co mu się nie podoba w mojej grze i co muszę poprawić. Inni ludzie mając do ciebie o coś pretensje nie powiedzą ci tego w twarz. Będą ze sobą o tym dookoła rozmawiać, ale tobie nie powiedzą nic. On był inny. Kiedy coś mu się nie podobało, to wołał mnie do siebie i dostawałem opieprz. Mówił “Emil, to, to i to mi się nie podoba, weź się ogarnij”. I tyle. Brałem to na klatę.

Bardzo dużo mi pomógł, nie tylko jeśli chodzi o piłkę. Poza nią także mieliśmy relacje. Kiedy odszedłem z Pogoni Mogilno (tam trenował Emila Wiesław Borończyk - przyp. red.) i przeszedłem do Sokoła Kleczew, to cały czas byliśmy w kontakcie. Dzwoniliśmy do siebie, spotykaliśmy się. To trwa zresztą cały czas, wczoraj rozmawialiśmy przez telefon.

Jak trafiłeś do GKS Bełchatów? Byłeś obserwowany przez trenera, skautów?

Z klubu zadzwonił do mnie trener Mariusz Pawlak. Nie wiem, jak mnie wypatrzył, ale to on wykonał ten pierwszy ruch i ściągnął mnie do Bełchatowa. To na pewno miało bardzo duży wpływ na to, gdzie znajduje się dzisiaj. Wydaje mi się, że gdybym wtedy nie trafił do tego klubu, to byłoby mi bardzo trudno.

Wasze relacje jednak po jakimś czasie chyba się trochę jednak popsuły, prawda? W pewnym momencie byłeś nawet wystawiony na listę transferową.

Wówczas miałem zapalenie spojenia łonowego i nie mogłem za bardzo pomóc kolegom na boisku. Ktoś pewnie pomyślał, że nie dam rady się szybko wyleczyć, więc wystawiono mnie na listę transferową.

Jeśli jednak chodzi o trenera, to wiele osób myśli, że miałem do niego pretensje. Tak nie było i nie jest. Rozmawiałem z nim jak odszedł i powiedziałem mu to, co myślę. Pomógł mi bardzo, ściągnął mnie z trzeciej ligi, co sprawiło, że teraz jestem tu, gdzie jestem. Podziękowałem mu za to, bo przecież nie musiał tego robić. Jakoś go jednak do siebie przekonałem.

Ludzie patrząc z boku mogli myśleć, że mam do trenera pretensje, ale tak nie było. On podejmował swoje decyzje, które ja musiałem uszanować. Pomijając to wszystko, to bardzo mi pomógł.

Dobrze się czujesz w realiach pierwszej ligi? Początek w Koronie zaliczyłeś niezły.

Tak, dobrze się czuję. To bardzo fizyczna liga i trzeba walczyć, a ja się dobrze w tym czuję. Drużyna też dobrze mnie przyjęła, co bardzo dużo ułatwia. Człowiek od razu lepiej funkcjonuje, kiedy nie musi się stresować, tylko może po prostu wykonywać swoje zadania. Każdy ma robić na boisko to, czego oczekuje od niego trener i tyle. Jeżeli trzeba pomóc kolegom, to to robię.

A jak wyglądał kontakt z tobą ze strony Korony przed transferem?

Klub kontaktował się z moim menedżerem i myślę, że trener także z nim rozmawiał. Kiedy oni prowadzili ze sobą rozmowy, to ja byłem we Francji na wakacjach. Poleciałem tam zobaczyć się z mamą, której długo nie widziałem. Wtedy dostałem telefon od menedżera, że pojawił się taki temat.

Zadomowiłeś się już w Kielcach? Jak się tutaj odnajdujesz?

Jest ok. Wiesz, ja jestem tego typu człowiekiem, który woli zostać w domu, niż gdzieś wychodzić. Przez dwa dni z rzędu mogę w ogóle nie wychodzić z mieszkania. Ludzie się trochę z tego śmieją, ale taki już jestem. W Kielcach raz, albo dwa razy byłem w restauracji. Nie widziałem jeszcze wszystkiego, byłem tylko na tej głównej ulicy...

Masz na myśli ulicę Sienkiewicza?

Tak. Wygląda bardzo ładnie, wydaje mi się, że to fajne miasto, ale ja i tak wolę spokój. Nie mam potrzeby mieszkania w wielkim mieście, jak Warszawa, bo i tak pewnie siedziałbym w domu. Mieszkałem w Paryżu i więcej czasu spędzałem w domu niż na mieście.

Przenieśliście się już tutaj z żoną oboje?

Na razie jestem tutaj sam, ale wynajęliśmy mieszkanie niedaleko stadionu. Żona wkrótce do mnie tutaj dołączy.

W pierwszym meczu miałeś duży udział w golu samobójczym strzelonym przez Chrobrego, w drugim sam już strzeliłeś decydującego gola w starciu z GKS 1962 Jastrzębie. Apetyt rośnie?

Rośnie na pewno. Najważniejsze jest jednak to, żeby walczyć i nie odstawiać nogi. Tego wymaga od nas trener. Bramki i asysty przyjdą z czasem. Nie ma co się na to spinać. Z Jastrzębiem koledzy dali mi wykonać rzut karny.

A ty byłeś na tyle pewny siebie, żeby wziąć piłkę i uderzyć.

Tak, ale tylko dlatego, że chłopaki się zgodzili. Pierwszy do strzelania rzutów karnych jest “Cetnar” (Mateusz Cetnarski – przyp. red.), który był już jednak poza boiskiem. Ja natomiast byłem, spośród obecnych na boisku, najstarszym ofensywnym piłkarzem, więc wziąłem piłę.

Jakie są twoje cele i ambicje piłkarskie?

W tym sezonie chcę po prostu pokazać najlepszą wersję siebie. Skupić się na sobie, zaprezentować swoje najlepsze umiejętności. Jeśli to mi się uda, to będzie dobrze.

A myślisz jeszcze o tym, żeby kiedyś spróbować swoich piłkarskich sił za granicą?

Cały czas mam takie marzenia. Nieraz widzieliśmy przypadki, że człowiek w wieku 28 lat się wybił i zaczął na przykład grać w Premier League. Zdarzały się takie rzeczy. Ja jednak skupiam się na tym, co jest teraz, na grze w Koronie Kielce. Z meczu na mecz po prostu przygotowujemy się do każdego przeciwnika.

Chce pokazywać się zawsze z jak najlepszej strony i zobaczymy, co to przyniesie.

Rozmawiał Damian Wiśniewski.

od 12 lat
Wideo

Wspaniałe show Harlem Globetrotters w Tauron Arenie Kraków

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Fortuna 1 Liga. Emile Thiakane, zawodnik Korony Kielce: Nie zwracam uwagi na to, gdy ktoś krzyczy za mną "ty czarnuchu!" [WYWIAD] - Echo Dnia Świętokrzyskie

Wróć na gol24.pl Gol 24