„FUTBOL, cholera jasna!” - historia stu twarzy Fergusona

Sebastian Kuśpik
Barclay podjął się spisania zawiłych losów Fergusona.
Barclay podjął się spisania zawiłych losów Fergusona. materiały prasowe
Patrick Barclay mistrzem pióra niestety nie jest. Przynajmniej nie dla mnie. Są jednak takie książki, które czyta się bez względu na poziom przekazywania treści. Tak było w moim przypadku z „FUTBOL, cholera jasna!”, historią człowieka-legendy, sir Alexa Fergusona.

„Jesteście pieprzonymi idiotami!”

Podejścia Fergusona do dziennikarzy są skrajne, przez co trudno go pod tym względem ocenić. Z jednej strony potrafi podrzucić do hotelu w Aberdeen zbłąkanych pismaków z Anglii, a z drugiej po stwierdzeniu dziennikarza, że Juan Sebastian Veron nie był wart wydanych na niego pieniędzy (28 mln funtów), robi awanturę:

- Nie chcę was widzieć! Już z wami, kurwa, nie rozmawiam! Veron to zajebisty zawodnik. Jesteście pieprzonymi idiotami! – krzyczał.

Veron kariery na Old Trafford nie zrobił i po dwóch sezonach został sprzedany do Chelsea, na czym Manchester stracił jakieś 8 mln funtów, więc wyszło na to, że „idioci” mieli rację, ale Ferguson nie należy do ludzi, którzy przyznają się do błędów. Zwłaszcza, gdy krytykowali go dziennikarze, których uważał za „podgatunek”…

Z rzeszy pismaków, którzy próbowali się zbliżyć do Alexa, jedynie Hugh McIlvanney („Observer”, „Sunday Times”) został jego przyjacielem i pozostał nim nawet wtedy, gdy w 2005 roku sugerował mu odejście z Manchesteru po wczesnym odpadnięciu z Ligi Mistrzów. Ferguson w ogóle nie zapominał o swoich przyjaciołach. Często, mimo wielu obowiązków w United, odwiedzał w szpitalu znajomego dealera samochodowego, który był śmiertelnie chory.

Nie zapominał też o swojej rodzinie, ponieważ wyznawał zasadę: „Tak naprawdę jesteś tym, czym są twoi rodzice”. Gdy jego brat Martin stracił pracę w Hibernian wpisał go na listę płac Manchesteru w roli skauta. Na swoim koncie mniej znany z braci Ferguson miał odkrycie m.in. Ruuda van Nistelrooya i Jaapa Staama, ale też przyprowadził na Old Trafford sporo szrotu w postaci Klebersona czy Erica Djemby-Djemby.

„Ty skurwysynu”

Kariera piłkarska Fergusona toczyła się wolno do przodu. Barclay dość dokładnie opisał pierwsze lata jego futbolowej miłości. Grając w Dunfermline strzelał dużo bramek i zadebiutował w europejskich pucharach przeciwko Orgryte na Ullevi Stadium w Goeteborgu. Nie byłoby w tym nic szczególnego gdyby nie fakt, że prawie 19 lat później na tym samym obiekcie poprowadził Aberdeen do zwycięstwa w finale Pucharu Zdobywców Pucharów nad wielkim Realem Madryt.

Nie ma żadnej tajemnicy w tym, że jeśli jakikolwiek piłkarz podpadł kiedyś Fergusonowi, to praktycznie był u niego skończony. Paradoksalnie będąc młodym zawodnikiem nie okazywał zbyt wielkiego szacunku swoim trenerom. Gdy został pominięty w wyjściowym składzie na mecz finału Pucharu Szkocji z Hibernian, a po strzeleniu 45. goli w 52. meczach miał prawo oczekiwać występu, wpadł w furię na przedmeczowej odprawie i wrzasnął do trenera: - Ty skurwysynu!
Konflikt zaogniał fakt, że włodarze Dunfermline nie chcieli zgodzić się na jego odejście. Wreszcie trafił na Ibrox Park za 65 tysięcy funtów (kiedyś kwoty transferowe były „nieco” inne niż dziś), a jednocześnie kończył kursy trenerskie w szkockiej federacji, czując już wtedy pociąg do trenerki.

W swojej menedżerskiej karierze zawsze pilnował atmosfery w drużynie. Wyznawał zasadę, że chce swoich zawodników wychowywać, a nie tylko trenować. Zapamiętał bardzo dokładnie to uczucie, gdy został odsunięty od składu na mecz finału Pucharu Szkocji i będąc później szkoleniowcem Aberdeen i Manchesteru United zawsze informował wcześniej zawodnika, którego nie przewidywał do składu na jakiś ważne spotkanie.

W czasach prowadzenia St Mirren.
W czasach prowadzenia St Mirren. historiadelfutbolenimagenes.blogfree.net

Stein mistrzem psychologii

W pierwszym sezonie gry dla Rangersów strzelił 23 gole, ale nie to okazało się najważniejsze. Kilka kolejek przed końcem sezonu Jock Stein, szkoleniowiec drugiego w tabeli Celticu, powiedział na konferencji prasowej, że mistrzostwo jest już w rękach Rangesów i może liczyć już tylko na to, że sami je oddadzą. I oddali, przegrywając w ostatniej kolejce na własnym stadionie z Aberdeenem, a Ferguson zapamiętał tę sztuczkę i wykorzystywał ją później wielokrotnie w Manchesterze United.

Wizyty u bukmachera

Alex był uzależniony od koni i wyścigów. Miał zresztą w szatni kolegów, którzy chętnie wydawali z nim pieniądze u bukmacherów. I kombinowali jak mogli, żeby tylko żony się o tym nie dowiedziały. W klubie dostawali wypłaty w kopertach, na których napisane były kwoty. Otwierali je, „dzielili” pieniądze między małżonki i konie, po czym wkładali do czystych kopert branych od sekretarki i wypisywali nowe sumy. A żony się cieszyły, że piłkarze przynoszą wszystkie pieniążki do domu i nic nie zabierają dla siebie…

„Jebany, bezużyteczny gnoju!”

Jak już wcześniej wspominałem Ferguson piłkarskim wirtuozem raczej nie był, ale ambicji w czasie meczów nigdy mu nie brakowało. Będąc w Falkirk grał mecz w Pucharze Szkocji z Rangersami. Tuż przed przerwą obrońca popełnił fatalny błąd, po którym ekipa z Glasgow objęła prowadzenie. W szatni Ferguson ruszył na niego nie zważając na stojącego obok trenera i zaczął go wyzywać: - Jebany, bezużyteczny gnoju! - Ponoć wtedy narodziła się słynna „suszarka” Alexa Fergusona.

Nie był to odosobniony przypadek świrującego Szkota. Przy okazji pożegnalnego meczu Arthura Hamilla z East Stirlingshire pobił się po końcowym gwizdku sędziego z kolegą z zespołu, a poszło o… niedokładne podanie do wychodzącego na czystą pozycję Alexa.

Początki trenerskiej kariery

Po rozwiązaniu za porozumieniem stron kontraktu z Falkirk Ferguson latem 1974 roku objął zespół East Strirlingshire. Choć pracował tam tylko cztery miesiące, zdążył pokazać magię psychologii, która stała się później jego znakiem rozpoznawczym. Chciał sprowadzić do klubu ulubieńca trybun sprzed lat, Billy’ego Hulstona, ale dostał tylko 2 tysiące funtów na wzmocnienie składu, a potrzebował zakontraktować jeszcze bramkarza. Miał jednak specyficzny dar przekonywania - na spotkaniu z Hulstonem wyjął z portfela banknot pięćdziesięciofuntowy i pomachał mu nim przed oczami, zachęcając skutecznie do odejścia z Stenhousemuir.

Dobra robota wykonywana w zespole East Stirling szybko została dostrzeżona przez włodarzy St Mirren, jednak Ferguson wahał się przed odejściem z Firs Park. Zadzwonił wtedy do Steina, który kazał mu stanąć na najwyższym punkcie trybuny stadionu St Mirren, a następnie zrobić to samo na obiekcie East Stirling i podjąć decyzję. Alex przekaz zrozumiał i przeniósł się na Love Street.

Trampoliną do wielkiej kariery była przygoda z Aberdeen.
Trampoliną do wielkiej kariery była przygoda z Aberdeen. oldschoolpanini.com

W St Mirren szybko zyskał miano „szefa”. Liczył się tylko i wyłącznie Ferguson, który już wtedy był pracoholikiem i choć zatrudniony został na pół etatu to i tak spędzał w klubie po 10 godzin dziennie. Odpowiadał na Love Street dosłownie za wszystko. Kiedyś przedmeczową odprawę w szatni przerwał mu zestresowany steward: - Szefie, na trybunie zapchały się toalety.

Ferguson uwielbiał mieć kontrolę nad wszystkim. Nauczył się tego właśnie w St Mirren, gdy powierzył prowadzenie treningów swojemu asystentowi, Archiemu Knoxowi. Zamiast skupiać się na treningach – obserwował i wyciągał wnioski.

Beckham nie był pierwszy

Wszyscy kojarzą rozbity łuk brwiowy Davida Beckhama, który oberwał od Fergusona butem w głowę. Z książki dowiadujemy się, że Anglik nie był pierwszą „ofiarą” szkockiego menadżera. Pewnego dnia St Mirren grało z Celticiem na Love Street i straciło bramkę po fatalnym błędzie Billy’ego Starka. Goście mieli rzut wolny w okolicach środka boiska, a ten odwrócił się plecami do piłki, żeby wrócić pod własne pole karne. Rywale szybko wykonali stały fragmenty gry i futbolówka przeleciała nad głową Starka do jednego z piłkarzy Celticu, który dośrodkował szybko w pole karne i padł z tego gol. Po meczu Ferguson wpadł wściekły do szatni i zachowywał się jak obłąkany, a na koniec rzucił w niego butem. Stark miał wtedy 19 lat, ale wspomnienie zostało na całe życie. I mała rana na ramieniu również.

P.S. I już nigdy w swojej dalszej karierze nie odwrócił się tyłem do piłki.

Romans z Aberdeen

Ferguson zupełnie nie dogadywał się z prezesami St Mirren i w końcu musiał odejść. 31 maja 1978 roku został zwolniony, a oficjalna wersja była taka, że złamał 13 punktów w kontrakcie, co było oczywiście wierutną bzdurą. Jeszcze tego samego dnia dogadał się jednak z prezesem Aberdeen, Dickiem Donaldem i błyskawicznie wywalczył dla klubu mistrzostwo Szkocji. A St Mirren z wolna umierało. Odchodzili piłkarze (niektórych, m.in. Starka, zabrał ze sobą Ferguson), spadła frekwencja, a marzenia o podboju ligi odeszły wraz ze zwolnieniem Alexa Fergusona.

Pod wodzą szkockiego menadżera Aberdeen zdobyło czterokrotnie mistrzostwo kraju, tyle samo razy triumfowało w Pucharze Szkocji, raz wygrało Puchar Ligi. Wywalczyło również najcenniejsze klubowe trofeum – Puchar Zdobywców Pucharów – pokonując po drodze m.in. Lech Poznań.

Oczywiste było, że pewnego poziomu piłkarze Aberdeen po prostu nie przeskoczą. Ferguson był w klubie 5 lat, gdy zdobywał PZP, a sprowadził do tego czasu tylko dwóch zawodników. Wszystko, co osiągnął, zawdzięczał ukształtowaniu materiału piłkarskiego, który zastał pierwszego dnia swojej pracy na Pettodrie. Ambicja Aleksa sięgała jednak zdecydowanie wyżej.

Spotkał się w 1980 roku w europejskich pucharach z będącym absolutnie poza zasięgiem Liverpoolem (cztery Puchary Europy w ciągu ośmiu sezonów). The Reds wygrali gładko, zgodnie z oczekiwaniami, 4:0, ale po Fergusonie nie mogło to spłynąć. Zrobił piłkarzom w szatni prawdziwą rzeźnię, po czym zakazał im jakichkolwiek żartów do zakończenia wieczoru pod groźbą odebrania tygodniówki. Podczas kolacji patrzył tylko czy nikt się nie śmieje. Ambicja nie pozwalała mu przejść na tą porażką do porządku dziennego. To było jego pierwsze przegrane starcie z Liverpoolem, na punkcie którego już do końca swojej kariery trenerskiej będzie miał prawdziwą obsesję.

„Wściekły”

W Aberdeen udało się Fergusonowi zbudować znakomite relacje z zespołem. Piłkarze doradzali mu w sprawie taktyki, podpowiadali jak pokonać rywala, wymyślali na treningach nowe warianty rozegrania stałego fragmentu gry. W szatni było praktycznie 11 trenerów, ale „szef” był tylko jeden. Hierarchia w zespole była dla niego bardzo ważna.

Gdy po wywalczeniu Pucharu Zdobywców Pucharów drużyna wróciła z Goeteborga i dotarła w asyście świętujących kibiców na Pettodrie miała zaliczyć rundę honorową wokół boiska. Ponieważ wszyscy mocno świętowali w samolocie (Alex również) gdzieś zagubił się kapitan drużyny, Willie Miller. Kiedy koledzy poszli go szukać Mark McGhee zobaczył leżące na ziemi trofeum i chciał postawić je tylko na podstawie. Patrzący na to Ferguson momentalnie wyrwał mu puchar z rąk i warknął: - Willie to wynosi. McGhee nie wytrzymał nerwowo i rzucił się na trenera, bo nigdy nawet nie pomyślał, żeby przywłaszczyć sobie rolę lidera zespołu. Na szczęście dla niego ktoś szybko ich rozdzielił. Co ciekawe, przez awanturę z Fergusonem ominęła go runda honorowa i nie ma go na pamiątkowym zdjęciu, a klub wyjaśniał, że „targany był zbyt wielkimi emocjami”, żeby świętować z kolegami.

Może ze względu również na tę sytuację piłkarze za plecami Fergusona nazywali go „Wściekły”?
Warto dodać, że Alex na drugi dzień przyznał się do błędu, czym zyskał jeszcze większy szacunek drużyny.

Manchesterowi się nie odmawia

Sukcesy Fergusona w Aberdeen nie przechodziły bez echa w środowisku piłkarskim. Prowadził przez kilka miesięcy reprezentację Szkocji, gdy na zawał serca w czasie meczu eliminacji do Mistrzostw Świata w Meksyku zmarł wielki Jock Stein. Posypały się również propozycje prowadzenia kilku ciekawych drużyn z Tottenhamem i Arsenalem na czele. W rozmowie z Gordonem Strachanem na zgrupowaniu reprezentacji Szkocji powiedział jednak: - Opuszczę Aberdeen tylko dla jednego z dwóch klubów: Barcelony lub Manchesteru United.

W końcu trafił na Old Trafford po negocjacjach w domu swojej szwagierki na przedmieściach Glasgow. W tym miejscu należy się spory minus dla Barclay’a, bo mocno skrócił historię z przenosinami Fergusona do Manchesteru. A szkoda, bo można to było opisać zdecydowanie dłużej i ciekawiej. Wiemy w sumie tylko tyle, że pieniądze dostał słabe (więcej zarobiłby w przypadku udanego sezonu w Aberdeen), nie otrzymał żadnego porządnego budżetu transferowego, MU nie zgodził się na spłatę jego kredytu w Aberdeen oraz nie odkupił od niego domu w Cults. Nie było żadnych negocjacji – Alex zgodził się na wszystko, bo Manchesterowi odmówić po prostu nie mógł.

Minus dla Barclay’a

O ile czasy „przedmanchesterowe” zostały opisane dość dokładnie i przytoczono mnóstwo ciekawych historii, o tyle przeszło 20 lat pracy Fergusona na Old Trafford zostało spłycone do granic możliwości.

Ciekawsze fragmenty dotyczą sprowadzonego z Leeds Ericka Cantony, słynnego „Fergie Time” oraz Rune Hauge - menadżera, który stoi za sprowadzeniem do Czerwonych Diabłów Petera Schmeichela i Ole Gunnara Solskjaera. Szczegółów zdradzać jednak nie będę, żeby nie psuć resztek zabawy – odsyłam do lektury.

Na pozostałych 200. stronach przeczytać możecie również o słynnej miłości Szkota do koni i aferze ze Skałą Gibraltaru oraz jego politycznych powiązaniach. Nie brakuje również zawirowań z właścicielami klubu, kompleksem Liverpoolu i transferem Cristiano Ronaldo, ale szczerze mówiąc nie czyta się tego z wypiekami na twarzy – lektura przeznaczona przede wszystkim dla kibiców United.

Futbol, cholera jasna!

Skąd wziął się w ogóle tytuł książki? Z pamiętnego finału Champions League z Bayernem Monachium na Camp Nou (2:1). Tuż po dramatycznej dogrywce i bramkach Sheringhama i Solskjaera w doliczonym czasie gry Ferguson oszalał z radości i krzyknął z niedowierzaniem: „Football, bloody hell!” Tego samego wieczoru, chwilę po końcowym gwizdku sędziego, w loży VIP zapadła decyzja o przyznaniu Fergusonowi tytułu szlacheckiego.

Książkę Barclay’a z czystym sumieniem mogę polecić tylko fanom Manchesteru United. Pozostali mogą się trochę wynudzić. Sięgnąłem po nią przede wszystkim dlatego, że nie znałem dobrze pierwszych futbolowych kroków Fergusona. Nie zawiodłem się, choć w drugiej części liczyłem na więcej zakulisowych historyjek z Old Trafford.
Dla Fergusona warto było jednak poświęcić te kilkanaście godzin na lekturę.

Książkę "FUTBOL, cholera jasna!" Particka Barclay'a możecie nabyć na stronie wydawnictwa SQN - TUTAJ.

Twitter

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24