George Weah na prezydenta [FELIETON]

Krzysztof Kawa
Krzysztof Kawa
Facebook/George Weah
Informacja, że George Weah może zostać prezydentem Liberii wywołała niemałe poruszenie w świecie sportu.

Arsene Wenger, który prowadził przybysza z Afryki jako trener w Monaco, zdążył już nawet pospieszyć z gratulacjami. Newsa o zakończonej elekcji podały też niektóre portale, także polskie, dorzucając piękne story o pierwszym i jak dotychczas jedynym zdobywcy Złotej Piłki z Czarnego Lądu (wciąż używam tego określenia, choć może być już na indeksie w Unii Europejskiej, jak murzynek Bambo). Tymczasem nadal nie ma oficjalnego ogłoszenia wyników wyborów. Ostatnie doniesienia wskazują, że po przeliczeniu ponad 90 procent kart, na Weah’a zagłosowało ok. 39 procent wyborców, a na obecnego wiceprezydenta Josepha Boakaia - 31 procent. A by mogło dojść do rozstrzygnięcia bez drugiej tury, jeden z nich musi zgromadzić ponad połowę głosów.

Weah ma już za sobą przykre doświadczenie z udziału w dogrywce, przed 12 laty zdobył w niej 40 procent głosów. Trzeba mu oddać, że był to całkiem dobry wynik jak na kogoś, kto nie miał formalnego wykształcenia i żadnego doświadczenia w polityce, a mierzył się z absolwentką Harvardu i byłą minister finansów, wpisującą do CV pracę w Banku Światowym i ONZ. Liberyjczyk, który występując w Paris Saint Germain szczycił się francuskim obywatelstwem, miał za to ogromny kapitał w postaci popularności, jaką dał mu futbol. Do pozycji, jaką osiągnął, też musiał dojść ciężką pracą i zyskać kwalifikacje, choć akurat niekoniecznie takie, jakich wymagamy od polityków na wysokim szczeblu. By przydać sobie kompetencji, pochwalił się tytułem menedżera sportu zdobytym na Parkwood University w Londynie. Problem w tym, że owa uczelnia już wówczas nie istniała - została zamknięta z powodu udowodnionych zarzutów o wydawanie fikcyjnych dyplomów. Gasząc pożar, sztab Weah wydał oświadczenie, że kandydat na prezydenta brał udział w rocznych zajęciach on-line.

W oczach obywateli, z których 85 procent jest analfabetami, gracz potrafiący się podpisać pod wartymi fortunę kontraktami z Milanem, Chelsea, czy Manchesterem City i tak uchodził za erudytę. Nieznaczna porażka z Elleną Johnson Sirleaf, pierwszą kobietą prezydent w Afryce, dała mu nadzieję, że następnym razem wcale nie stoi na straconej pozycji. Wytrącając oręż z rąk opozycji, zdobył maturę, po czym rozpoczął studia z zarządzania na DeVry University. Po powrocie z USA dostał się do senatu, a teraz, już z dyplomem w ręce, jest na dobrej drodze, by stanąć na czele państwa.

Zdaje się, że Robert Lewandowski pomyślał o swojej przyszłości znacznie wcześniej. W kraju, który miał już prezydenta bez matury, a następnie niedoszłego magistra, licencjat to spory kapitał. Nawet jeśli zdobycie tytułu zabrało dziesięć lat, opinii o uczelni, która go wydała lepiej nie cytować, a obronionej pracy bliżej do książki Żółtowskiej-Darskiej aniżeli Wilkowicza.

Krzysztof Kawa z cyklu "Cafeteria"

Sportowy24.pl w Małopolsce

#TOPSportowy24

- SPORTOWY PRZEGLĄD INTERNETU

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: George Weah na prezydenta [FELIETON] - Dziennik Polski

Wróć na gol24.pl Gol 24