- Nie doszło tam do żadnego dramatu. Mieliśmy zarezerwowany stolik dla piłkarza i jego znajomych. Mamy jednak ograniczenia związane z koronawirusem, których musimy przestrzegać, a wokół Haalanda wciąż gromadził się tłum ludzi. Za każdym razem, gdy wstawał, było sporo śpiewów, a pozostali klubowicze wciąż kręcili się wokół niego. Aby nie doprowadzać do takich zgromadzeń, poprosiliśmy Haalanda, by starał się nie odchodzić od swojego stołu. Zdaniem ochroniarza, nie stosował się do poleceń, dlatego został w końcu poproszony o opuszczenie klubu. Wiem, że na filmie w sieci wyglądało to znacznie gorzej, ale rozmawialiśmy z nim później i wszyscy rozumieli, jaka była sytuacja - powiedział jeden z pracowników.
Mężczyzna dodał, że Erling nie był pijany, a całe zamieszanie wynikało wyłącznie z tego, że do zawodnika lgnęło zbyt wiele ludzi...