Cieniem na tym, co pokazała Jagiellonia kładzie się fatalna seria sześciu porażek i aż 19 straconych w tym okresie gole. Tyle, że Duma Podlasia cztery razy przegrała w na europejskiej arenie, najpierw z norweskim FC Bodo/Glimt (0:1 i 1:4), a potem Ajaksem Amsterdam (1:4 i 0:3).
- W ostatnich meczach mierzyliśmy się z klasowymi rywalami, ale nie zmienia to faktu, że sześć porażek z rzędu jest czymś, co trudno zaakceptować - przyznał w klubowych mediach Jagiellonii hiszpański skrzydłowy Miki Villar.
Jagiellonia Białystok. Gra w Europie odbiła się na krajowym podwórku
Wyniki wyglądają źle, ale trzeba brać poprawkę na to, że każdy z czołowych zawodników ekipy z Amsterdamu jest wyceniany na więcej niż cała kadra Jagi, a ekipa z Bodo na swoim specyficznym, sztucznym boisku za kołem podbiegunowym nie przegrywa praktycznie z nikim. Mistrzowie Polski nie sprawili zatem miłej niespodzianki, ale trafili na przeciwników ze znacznie wyższej od siebie półki i trudno twierdzić, że się skompromitowali.
Bez wątpienia za to można mówić "pocałunku śmierci", czyli o wpływie spotkań w kwalifikacjach Lig Mistrzów i Europy na formę Żółto-Czerwonych w meczach PKO Ekstraklasy. Początek był bowiem znakomity, mistrzowie Polski odnieśli trzy zwycięstwa: z Puszczą Niepołomice (2:0 w domu), Radomiakiem Radom (3:2 na wyjeździe) i Stalą Mielec (2:0 w domu), co dało pozycję lidera.
Czytaj też: Jagiellonia Białystok - Widzew Łódź 1:0. Jest czyste konto, jest przełamanie i koniec koszmarnej serii
Potem jednak, gdy maraton występów się rozkręcił, białostocka drużyna przegrała przy Słonecznej 2:4 z Cracovią i w delegacji 1:3 z GKS-em Katowice. Za te występy można mieć do Jagiellończyków duże pretensje, bo w starciu z krakowskimi Pasami ich gra obronna nie istniała, a w drugiej połowie potyczki z katowickim beniaminkiem, nie było mowy o jakiejkolwiek postawie na akceptowalnym poziomie.
Dobrze, że serię wpadek udało się zatrzymać zwycięstwem 1:0 z Widzewem Łódź, bo 12 punktów w sześciu spotkaniach to bardzo przyzwoity dorobek, pozwalający z optymizmem patrzyć w przyszłość.
Jagiellonia Białystok. Nowych jest wielu, ale nie było czasu na ich wkomponowanie do zespołu
W letnim okienku transferowym do kadry Jagi dołączyło aż dziesięciu nowych zawodników, więc teoretycznie trener Adrian Siemieniec ma kim grać. Wypada jednak wziąć poprawkę na to, że w w kadrze na przedsezonowych obóz w Opalenicy znaleźli się tylko bramkarz Maksymilian Stryjek i napastnik Lamine Diaby-Fadiga. Pozostali przychodzili później, a ostatni - Słowak Peter Kovacik, jest w Białymstoku ledwie od kilku dni.
Na wkomponowanie nowych twarzy czasu było niewiele, bo Duma Podlasia rozgrywała mecz za meczem i dopiero teraz nadejdzie na to pora. Można liczyć, że przydatność nowych zawodników do zespołu będzie rosła.
Przy ocenie dotychczasowych dokonań Jagiellonii trzeba też brać pod uwagę także to, że w porównaniu z mistrzowskim sezonem, białostocka drużyna straciła trzy bardzo ważne ogniwa. Odeszli:
- bramkarz Zlatan Alomerović
- obrońca Bartłomiej Wdowik
- skrzydłowy Dominik Marczuk.
Jagiellonia Białystok. Kilku liderów jest pod formą
Do tego trzeba dodać, że kilku innych zawodników, mających ogromny udział w wygraniu PKO Ekstraklasy, teraz spisuje się znacznie poniżej możliwości i oczekiwań. Dotyczy to głównie Adriana Diegueza. Jednego z najlepszych stoperów minionego sezonu, którego precyzyjne, dalekie podania siały popłoch w szeregach defensywnych rywali, teraz bardziej charakteryzują katastrofalne w skutkach straty w pobliżu własnej bramki i nie zmienia tego nawet gol, strzelony Ajaksowi w Białymstoku.
Pod formą jest też Rui Nene. Portugalczykowi pod koniec okresu przygotowawczego przyplątała się kontuzja i chociaż wszedł on w sezon trafieniem z Puszczą Niepołomice, to potem było dużo gorzej, a straty przy rozgrywaniu piłki często dezorganizują grę defensywną Żółto-Czerwonych.
Zawodnikiem z poprzedniego sezonu jak na razie nie jest też Kristoffer Hansen. Norweg strzelał gole, błyszczał na skrzydle, a teraz ma duże problemy z wygrywaniem pojedynków, dokładnością podań i wywalczeniem miejsca w podstawowym składzie Jagiellonii. Błysku czasami brakuje też liderowi ofensywy mistrzów Polski - Jesusowi Imazowi.
Wkomponowanie nowych piłkarzy, powrót do dobrej formy liderów z minionego sezonu to największe rezerwy Żółto-Czerwonych. Ważne jest też to, że trener Siemieniec, jego sztab, zawodnicy i cały klub są bogatsi o sierpniowe doświadczenia i popełnione błędy. Oby ta wiedza przełożyła się na lepszą grę w dalszej części kampanii.