Jarosław Jach: Ekstraklasa? Chcę wrócić do Anglii i grać w Premier League [WYWIAD]

Piotr Janas
Jarosław Jach
Jarosław Jach fot. Bartek Syta
- Wierzę, że zrobię w Turcji krok do przodu i wrócę do Anglii, bo nie ukrywam, że w przyszłości widzę siebie grającego w Premier League - mówi Jarosław Jach, były piłkarz Zagłębia Lubin, który obecnie gra w Turcji na wypożyczeniu z angielskiego Crystal Palace.

Święta Bożego Narodzenia i Nowy Rok spędził Pan w Polsce. Ile czasu wolnego dostają piłkarze w lidze tureckiej?
Jarosław Jach: Turcja jest pod tym względem specyficzna, powiedziałbym nawet, że podobna do Anglii. Na Wyspach wprawdzie przerwy niema w ogóle, ale w Turcji jest bardzo krótka. Ostatni mecz graliśmy tuż przed świętami, a już 2 stycznia musimy stawić się w klubie. I tak mamy pod tym względem w Caykur Rizespor dobrze, bo niektóre zespoły Süper Lig rozpoczęły przygotowania do rundy wiosennej jeszcze przed Nowym Rokiem. Latem za to przerwa jest bardzo długa. Wtedy można się zresetować i na dłużej oderwać od piłki, choć akurat ja mam nadzieję, że latem znów będę w Londynie.

Jaki to był rok dla Jarosława Jacha? Mam wrażenie, że udając się na wypożyczenie do Turcji liczył Pan na coś więcej. Na dodatek w ostatnim występie w pucharze Turcji złapał Pan kontuzję.
Jarosław Jach: To nie było nic poważnego. Na dobrą sprawę mógłbym zagrać kilka dni później w lidze, ale trener postanowił mi odpuścić. Nie było sensu ryzykować. Natomiast przechodząc do podsumowania całego 2018 roku, to na pewno nie był on taki, jaki bym sobie wymarzył. Zaczął się fajnie, bo od dużego transferu do Anglii. To był zdecydowanie najfajniejszy punkt. Zadawałem sobie sprawę, że tam będzie mi trudno i tak też było. Pewnie, liczyłem na trochę więcej, dawałem z siebie wszystko, ale to nie wystarczało. Latem pojawiła się oferta, więc odszedłem na wypożyczenie do Turcji. Tam też nie wszystko szło po mojej myśli, ale dramatu nie było. Trochę tych minut złapałem, na pewno rozwinąłem się jako piłkarz i starałem się trzymać poziom. Różne względy decydowały o tym, że nie grałem regularnie, ale mam nadzieję, że na wiosnę będzie zdecydowanie lepiej w tym względzie.

A może Pan powiedzieć coś więcej o tych powodach? Nie decydowała tylko forma sportowa?
Jarosław Jach: Trudno mi oprzeć się wrażeniu, że tak właśnie było. W trakcie sezonu w Rizesporze zmieniło się nie mal wszystko. Pojawił się nowy właściciel, nowy trener (pod koniec września Okan Buruk zastąpił Ibrahima Üzülmeza-PJ), nowi ludzie w klubie. To poprzednia ekipa ściągała mnie do Rize i miała na mnie jakiś plan. Zmiany miały negatywny wpływ na moją pozycję. Drużyna po rundzie jesiennej zamyka tabelę, co wystarczająco dobitnie pokazuje, że ta gra w defensywie nie była najlepsza. Mimo to nawet jak dostawałem szansę i grałem - tak mi się wydaje - całkiem nieźle, to zaraz potem wracałem na ławkę. Jestem tym lekko zniesmaczony, ale nie obrażam się na świat, tylko zakasuje rękawy i chce walczyć o częstsze występy.

Zdaje się, że to co się u Pana dzieje nie jest obojętne dla ludzi z Crystal Palace. Ponoć po każdym meczu wysyłają Panu analizę. To musi być budujące, bo pokazuje, że w Londynie wciąż na Pana liczą.
Jarosław Jach: Zgadza się. Przed każdym spotkaniem człowiek z Palace dzwoni do mnie, pyta czy będę grał, a po meczu dostaję szczegółową analizę swojego występu z wyszczególnionymi dobrymi i złymi zagraniami. Najczęściej jest to dyrektor akademii, tudzież dyrektor do spraw młodzieży. On jest moim łącznikiem z trenerem Roy'em Hodgsonem. Oczywiście, że jest to dla mnie budujące, bo nawet koledzy z drużyny zwrócili uwagę, że rzadko klub aż tak bardzo interesuje się losem wypożyczonego zawodnika. To napędza mnie do jeszcze cięższej pracy, bo wciąż jestem w miarę młodym zawodnikiem i mam szansę wrócić do Anglii, ale tym razem po to, żeby skuteczniej powalczyć o minuty w Premier League. Najpierw muszę jednak zacząć grać regularnie tutaj, żeby dać ludziom w Londynie argumenty do postawienia na mnie.

A jak się w ogóle żyje na co dzień w Turcji? Dla Polaków jest to przede wszystkim popularny kierunek turystyczny, choć zapewne czym innym są kurorty dla turystów, a czym innym normalne życie.
Jarosław Jach: No cóż, leżące niemal na samym końcu Turcji Rize to zdecydowanie nie jest to, co znamy z wakacji. To mniejsze i bardziej tradycyjne miasto. Sam się zdziwiłem, że statystycznie liczy ono ponad 300 tys. mieszkańców, bo na co dzień tego nie widać. Nie ma tam zbyt wielu atrakcji i miejsc atrakcyjnych turystycznie, choć dużym plusem jest fakt, że leży nad morzem. W wolnej chwili lubię wyskoczyć na plażę. Klimat też jest fajny, bo na razie nie doświadczyłem ani będących nie do zniesienia upałów, ani wielkich mrozów. Klub zapewnia mi mieszkanie i samochód, a ceny żywności i nazwijmy to życia codziennego są takie, że spokojnie da się przeżyć za 500 zł. To też plus, bo można przyoszczędzić. Zresztą ja na co dzień częściej pomieszkuję w klubie, bo w bazie mamy coś na kształt hotelu, gdzie każdy piłkarz ma swój pokój. Dopiero kiedy odwiedzają mnie rodzicie albo moja dziewczyna, to przenosimy się do mieszkania. Nie ma powodów do narzekań. Na pewno nie chciałbym zamieszkać w tym mieście na stałe, ale jako miejsce rocznego pobytu na wypożyczenie, po to żeby pograć w całkiem solidnej lidze - polecam.
Jeśli dziewczyna i rodzina na co dzień mieszka w Polsce, to jest Pan trochę skazany na obcowanie z ludźmi stamtąd. Udało się zawrzeć jakąś fajną znajomość?
Jarosław Jach: Z tym też nie jest najłatwiej, bo Turcy - przynajmniej ci mieszkający w tym regionie - prawie w ogóle nie mówią po angielsku. W szatni rozmawiam głównie z obcokrajowcami, bo oni posługują się tym językiem. Na samym początku zakolegowałem się ze Słoweńcem Maticiem Finkiem, który przez rok był wypożyczony do Cracovii i co nieco nawet po polsku mówi. Mieszkaliśmy razem w pokoju i czasami żartujemy sobie po polsku.

Z tego co wiem poznał Pan także kontrowersyjnego prezydenta Turcji Recepa Erdoğana. Może Pan przybliżyć tę historię?
Jarosław Jach: Prezydent Erdoğan pochodzi z Rize i czasami pojawia się na meczach. Łatwo to zauważyć, bo natychmiast w mieście i na samym stadionie roi się od ochroniarzy, a nawet wojska. Przed jednym ze spotkań przyszedł do nas do szatni i nasz trener podchodził z nim do każdego zawodnika przedstawiając go i mówiąc z jakiego jest kraju. Prezydent każdemu uścisnął dłoń, powiedział nam kilka zdań przed tym meczem i życzył powodzenia. To w zasadzie wszystko, choć przyznam, że nie jest to codzienna sytuacja.

Wróćmy do spraw boiskowych. Ma Pan na koncie dwa występy w reprezentacji Polski, oba za kadencji Adama Nawałki. A był jakiś kontakt ze strony Jerzego Brzęczka lub jego sztabu? Dali znać, że obserwują i liczą na Pana?
Jarosław Jach: Nie, jak dotąd nie było żadnego kontaktu. Nie mam o to żadnych pretensji do nikogo, bo żeby myśleć o kadrze, to najpierw trzeba regularnie grać w klubie, a z tym u mnie było ostatnio kiepsko. Jeśli chodzi o sprawy reprezentacyjne, to trzeba to sobie jasno powiedzieć - na tym polu poniosłem porażkę w 2018 roku. Nie pojechałem na mundial, ale liczyłem się z tym odchodząc do Anglii. Jak już mówiłem, wciąż jestem stosunkowo młodym piłkarzem i wierzę, że ciężka praca i solidna gra pozwoli mi wrócić do kadry.

A kto według Pana jest największym wygranym jeśli chodzi o polskich piłkarzy w 2018 roku i dlaczego jest nim Krzysztof Piątek, z którym znacie się z Lechii Dzierżoniów i Zagłębia Lubin?
Jarosław Jach: Nie da się ukryć, że był to dla niego bardzo udany rok. Skuteczność zawsze była jego mocną stroną. On nawet na treningach mając pół sytuacji w polu karnym zdobywał dwie bramki. Po transferze do Genui złapał niesamowitą serię. Strzelał w każdym meczu, był nie do powstrzymania i co by się później nie działo, to ten rok mógł już zapisać na wielki plus. Łącznie strzelił 13 bramek w Serie A i to będąc zawodnikiem średniego w skali całej ligi klubu, walczącego raczej o utrzymanie, aniżeli o puchary. To jeszcze lepiej świadczy o jego umiejętnościach, bo wiadomo, że napastnik w takiej drużynie nie będzie miał tylu okazji, co napastnicy topowych zespołów.

Pan wybił się prosto z Zagłębia, ale Piątek dopiero w Cracovii pokazał, że jest napastnikiem przez duże N. Spodziewał się Pan, że zrobi aż taką furorę?
Jarosław Jach: Wierzyłem w niego. Jak ktoś od małego strzela bramki, to jest duże prawdopodobieństwo, że później też będzie to robił. Być może to, że w Zagłębiu nie imponował liczbami aż tak bardzo, wynikało z tego, że nie miał tam takiej pozycji, jaką miał potem w Cracovii czy teraz w Genui. W Lubinie rywalizował o miejsce w składzie z dobrym jak na polską ligę napastnikiem Michalem Papadopulosem i raz grał on, a raz "Papen". "Bania" najwyraźniej lubi czuć zaufanie i grę pod presją. Chwała mu za to.

Śledzi Pan jeszcze rozgrywki rodzimej LOTTO Ekstraklasy? Jak one wyglądają z perspektywy kogoś, kto wyjechał do mocniejszej ligi, bo przecież nawet turecka Süper Lig wyprzedza polską o kilka długości.
Jarosław Jach: Śledzę na tyle, na ile pozwala mi internet w Rize. Ten pozostawia wiele do życzenia, ale czasami udaje mi się obejrzeć parę spotkań. Z wynikami też jestem na bieżąco. Może i pod względem piłkarskim liga nie poszła zbyt mocno do przodu, ale doceniam to, że coraz więcej klubów stawia na wychowanków. Zmiany, które zaczną obowiązywać od przyszłego roku (obowiązek grania młodzieżowce -PJ), oceniam zdecydowanie na plus. Mówię to z perspektywy kogoś, kto początkowo sam miał problemy z przebiciem się do ekstraklasy, bo trenerzy woleli stawiać na przeciętnych obcokrajowców. Podoba mi się to, co robi teraz w Lechu Poznań trener Nawałka. W tym kierunku powinniśmy podążać.

Pokusi się Pan o wytypowanie faworyta do mistrzostwa? Wierzy Pan, że Lechia Gdańsk z dobrze znanym Panu trenerem Piotrem Stokowcem zdoła zdetronizować Legię Warszawa?
Jarosław Jach: Chciałbym i trzymam kciuki za takie rozwiązanie, bo na pewno byłaby to niespodzianka. Przed sezonem mało kto typował Lechię do mistrzostwa. Ja przez osoby trenera Stokowca i kolegi z Zagłębia Lubin, grającego dziś w Gdańsku Jarka Kubickiego, życzę Lechii tytułu. Niemniej Legia po kiepskim początku rozgrywek pozbierała się i już teraz naciska. W przeszłości wiele razy ekipa ze stolicy notowała kiepski start, a na koniec sezonu tytuł i tak zostawał w Warszawie. Może teraz będzie inaczej?

Faktycznie jest Pan na bieżąco, ale pewnie niechętnie przyszedłby Pan teraz do ekstraklasy, choćby na wypożyczenie?
Jarosław Jach: Nie ma co ukrywać, raczej nie. Jedyne za czym tęsknie, to taka swobodna atmosfera na ulicy. Jak już wspominałem w Rize poza klubem nie jest łatwo się dogadać, ale to dobre miejsce do grania w piłkę. Liga zdecydowanie mocniejsza, jest kogo podpatrywać i od kogo się uczyć. Wierzę, że zrobię w Turcji krok do przodu i wrócę do Anglii, bo nie ukrywam, że w przyszłości widzę siebie grającego w Premier League. Do tego dążę i taki jest mój cel.

Dołącz do wydarzenia na Facebooku i obserwuj plebiscyt na bieżąco
->> KLIKNIJ W PONIŻSZE ZDJĘCIE:

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Jarosław Jach: Ekstraklasa? Chcę wrócić do Anglii i grać w Premier League [WYWIAD] - Gazeta Wrocławska

Wróć na gol24.pl Gol 24