WISŁA KRAKÓW. Najbogatszy serwis w Polsce o piłkarskiej drużynie "Białej Gwiazdy"
- Myślę, że zagraliśmy bardzo dobre spotkanie - rozpoczął Kazimierz Moskal. - Byliśmy zespołem zdecydowanie lepszym. Powinniśmy ten awans zapewnić sobie po dziewięćdziesięciu minutach. Niemniej jednak dziękuję i gratuluję przede wszystkim zawodnikom, bo dzisiaj pokazali dobry futbol i pokazali, że można walczyć w pucharach, grając też co trzy dni. Także jeszcze raz wielkie gratulacje przede wszystkim dla drużyny. A emocji myślę, że było tyle, że można byłoby oddzielić kilka spotkań.
Wisła nie była faworytem tej konfrontacji. Nie była nim tym bardziej po pierwszym meczu, przegranym 1:3. A jednak zagrała po prostu świetny mecz. Czy właśnie brak tej wielkiej presji wiślakom pomógł? Moskal na ten temat mówi: - Ja myślę, że to też magia pucharów i tego stadionu. W sensie atmosfery, jaka temu spotkaniu towarzyszyła. Czy nie było presji? Myślę, że presja była, bo to nie był wynik taki, którego nie można odrobić. Początek meczu wydawało mi się, że mieliśmy kontrolę, ale mieliśmy mnóstwo takich własnych, niewymuszonych, bym powiedział, strat. To jakby pokazywało, że jednak albo ten co trzydniowy rytm, potrzebowaliśmy trochę, że tak powiem, jak diesel przepalić i później było już tylko lepiej. Natomiast wydaje mi się, że sytuacja po drugiej bramce też dała nam dużo więcej takiej pewności i wiary. Ja będąc na boisku - to wracając do Saragossy - też czułem taki moment, jak po trzeciej bramce wtedy z Saragossą że oni są do pokonania. Tak teraz tutaj po tej drugiej wydawało mi się właśnie, że to jest taki moment, kiedy wszyscy poczuli, że jest to realne, aby awansować dalej.
Dobry mecz zagrał Piotr Starzyński, strzelił gola na 2:0. Jak ocenia jego postawę Kazimierz Moskal? Trener Wisły mówi: - Myślę, że przede wszystkim to, że strzelił bramkę, bardzo ważną bramkę, bo bramka na 2:0 dała nam więcej pewności i zapewniała przynajmniej dogrywkę. Natomiast myślę, że nie tylko bramka, ale postawa Piotra dzisiaj była bardzo dobra i trzeba się cieszyć. Ja wiem, że mamy wielu zawodników w kadrze i każdy chce grać. Myślę, że naszą rolą, też jako sztabu szkoleniowego, jest to, aby wyczuć ten moment, kiedy zawodnika do tej jedenastki wstawić. Komuś trzeba dać odpocząć, a na kogoś postawić. Myślę, że Piotr dzisiaj naprawdę pokazał się z dobrej strony. Mnie to bardzo cieszy. Tym bardziej, że jest to młodzieżowiec wciąż.
Na konferencji prasowej pojawiły się też pytania nieco żartobliwe. Jak to, że trener Moskal przewidywał awans w 90 minutach i czy nie zwątpił, gdy trzeba było grać dogrywkę? Trener Wisły z uśmiechem powiedział: - Powiem tak, byłem w miarę spokojny przed tym meczem. Nie mówiłem tego zawodnikom, ale chciałem powiedzieć, że to, że wygramy, czuję to, natomiast nie wiedziałem w jakim stosunku. Po tej drugiej bramce wierzyłem, że nawet w tej 90. którejś strzelimy i uda się awansować po 90 minutach.
Dopytywany czy na poniedziałkowej konferencji prasowej po meczu z Ruchem rzeczywiście już wiedział, że do bramki w spotkaniu ze Spartakiem wejdzie Broda, Moskal mówi wprost: - Tak jak powiedziałem, decyzja głównie należała do Łukasza Załuski. Tak było ustalone, że w tych dwóch meczach pucharowych będzie bronił Kamil Broda.
Wątki historyczne z udziałem trenera Kazimierza Moskala
Nie brakowało kolejnych wątków historycznych. Jeden z dziennikarzy zapytał Kazimierza Moskala czy bardziej denerwował się kilkanaście lat temu po wygranym meczu z Twente, gdy nasłuchiwał wieści z Londynu, jaki wynik padł w meczu Fulham - Odense, czy przed karnymi ze Spartakiem, odparł: - Generalnie w ogóle jest to przyjemne, kiedy po meczu właśnie z Twente i dzisiaj ze Spartakiem wchodzi się na konferencję i słyszy się oklaski. Jest to miłe bardzo. Natomiast kiedy się bardziej denerwowałem? Przy karnych byłem spokojny. Nie denerwowałem się, chociaż te karne miały też różny przebieg i gdzieś byliśmy chwilami blisko, później był już decydujący karny, który mógł się okazać, że nas wyrzuca z pucharów. Z Twente to też zupełnie inna sytuacja, bo to nie zależało tylko i wyłącznie od nas. My tam czekaliśmy na informacje, co się wydarzyło w meczu Fulham z Odense i nie mieliśmy na to wpływu. Tutaj ten wpływ bezpośrednio my mieliśmy, od nas to tylko zależało.
Spartak w Krakowie absolutnie nie pokazał pewności siebie, był drużyną przestraszoną. Wyglądał tak, jakby przyjechał tylko bronić wyniku. A jak ocenia grę rywala Kazimierz Moskal? Mówi na ten temat: - Tak jak powiedziałem, że byliśmy zespołem zdecydowanie lepszym i szczerze mówiąc spodziewałem się, że Spartak zagra trochę odważniej, że będzie chciał grać w piłkę. Długimi fragmentami wyglądało to tak, że nie miał na to ochoty i tak jakby przyjechali moim zdaniem bronić tego wyniku. Czasami jest tak… Jest takie powiedzenie, lepsze jest wrogiem dobrego. Jeśli próbujesz coś tam kombinować, przekładać mecze i nie wiem, przyjeżdżasz bronić wyniku, no to to się gdzieś tam mści. My się z tego cieszymy. Spodziewałem się innego Spartaka, natomiast mnie bardziej cieszy postawa moich zawodników.
Piłkarze zasłużyli by cieszyć się chwilą
Padło też pytanie czy po takim meczu, historycznym wydarzeniu, zawodnicy dostaną choć jeden dzień wolnego. Choć było już parę minut po północy, Moskal powiedział: - Tak, tak. Jutro dostali dzień wolny, spotykamy się w sobotę rano. W niedzielę po południu trening i w poniedziałek mecz z Arką. Natomiast też uważam, że to są takie momenty, takie chwile, kiedy nie nadchodzą one co sezon, co dwa. Zdarzają się raz na kilkanaście może lat i dzisiaj na pewno taki dzień był, więc zasłużyli na to, aby jutro dać im wolne. Tym bardziej, że mamy już rzeczywiście dosyć późną porę.
Padło też pytanie o zdrowie świetnego ostatnio Marca Carbo. Moskal uspokaja: - Z tego co wiem, Marc tylko i wyłącznie miał problem ze skurczami, tak jak tutaj już na tej sali padło - ten mecz był bardzo intensywny. Marc mocno pracował w środku pola i było to normalne jeszcze przy takiej pogodzie. Jedyny problem, który na tą chwilę mamy zgłoszony, to uraz ręki Kiakosa.
Dodał też na temat Marca Carbo, który był chwalony przez dziennikarzy: - Tak, zgadzam się. Marc wykonał kawał dobrej roboty, ale myślę, że moglibyśmy mówić o wszystkich zawodnikach w ten sposób. Dla mnie dzisiaj bardzo dobry mecz rozegrała Alan Uryga, który moim zdaniem nie popełnił ani jednego błędu. Generalnie w tej obronie byliśmy dosyć solidni, poza tą jedną sytuacją, gdzie nam strzelili bramkę, ale tak jak jeszcze raz - uważam, że jako zespół zaprezentowaliśmy się bardzo dobrze i o to w tym wszystkim chodzi, żeby to był zespół, a nie tylko indywidualności.
Poproszony o ocenę gry Łukasza Zwolińskiego, trener Wisły powiedział: - Jeśli chodzi o jego działania defensywne, to na pewno robił to, co od niego wymagałem. A jeśli chodzi o ofensywę? Na pewno stać go na więcej, ale uważam, że i tak to był jego najlepszy występ do tej pory w Wiśle.
Co trener Wisły mówił przed rzutami karnymi do zawodników? Oto odpowiedź: - Ja już powiedziałem przed dogrywką, że prosiłem ich na odprawie o to, żeby dostarczyli wszystkim na tym stadionie emocji. Jeśli będą emocje, to będzie wiara w to, że uda nam się awansować. Przed dogrywką powiedziałem, że zrobili kawał dobrej roboty i teraz musimy tylko to zakończyć pozytywnie. Przed karnymi wiele już nie rozmawialiśmy, ustaliliśmy tylko pierwszą piątkę, kto w jakiej kolejności będzie uderzał, a później już tam decyzje były na boisku.
Dziennikarze dopytywali o diagnozę kontuzji Giannisa Kiakosa. Trener odpowiada: - Nie, no doktor wychodząc powiedział, że da mi znać, jedzie na prześwietlenie i zobaczymy. Problem jest z nadgarstkiem z tego, co udało się nam gdzieś tam dowiedzieć.
Halo! Kto układał ten terminarz?
Zapytaliśmy trenera o terminarz. Bo PZPN, organizator rozgrywek I ligi, wykazał się tak wielką „wiarą” w to, że Wisła może awansować do fazy play-off, że wyznaczył kolejkę I ligi na termin meczów pucharowych. Teoretycznie mecz Wisły z Górnikiem w Łęcznej należałoby przełożyć z automatu, krakowski klub powinien mieć możliwość przełożenia jeszcze jednego ligowego spotkania – albo z Miedzią Legnica (25.08) lub z Kotwicą Kołobrzeg (1.09). Moskal tymczasem mówi: - I to jest ciekawe, bo ja miałem informację, że właśnie ten jeden mecz możemy przełożyć, a więc z Łęczną.
Nie ustępując, dopytaliśmy czy z Miedzią Wisła musi grać normalnie? Moskal znów odpowiada: - Wychodzi na to, że nie możemy go po prostu przełożyć.
Rozwinęliśmy zatem pytanie, które skierowaliśmy do trenera Wisły. Zapytaliśmy w następujący sposób: - Czyli można powiedzieć, że organizator rozgrywek nie pomyślał o tym, że przedstawiciel Polski może zejść tak daleko i wsadził kolejkę na sierpień do środka, żeby wam troszkę zrobić pod górkę, bo tak to wygląda?
Moskal odpowiedział: - No nie jest to komfortowe dla nas. Jeśli mam być szczery, to dyskutowaliśmy na ten temat zaraz po meczu w sztabie i gdyby była taka możliwość, ja byłbym skłonny pójść w tę stronę, żeby mecz z Miedzią właśnie przełożyć.
Na koniec było już nieco żartobliwie. Moskal został zapytany czy jeśli Wisła przejdzie Cercle Brugge, to zaśpiewa razem z kibicami hit tego lata, czyli rytmiczną piosenkę „Wisła w pucharach…” Trener krakowian powiedział: - Nie chcę składać obietnic, bo nie wychodzę na tym najlepiej... W Łodzi kiedyś tam obiecałem, że jeśli na mecz przyjdzie ponad 10 tysięcy ludzi, to ja z kibicami umówię się na bieg 10-kilometrowy i teraz moje biodro mocno to odczuwa.
Michal Gasparik: Wisła zagrała świetny mecz
Co oczywiste, niezadowolony po meczu z Wisła był trener Spartaka Michal Gasparik, który powiedział: - Ten mecz wyglądał zupełnie inaczej od tego, jak go planowaliśmy. Tak naprawdę poświęciliśmy cały tydzień, żeby się do niego przygotować i rozpocząć go z pełną koncentracją. Widać było jednak, że boisko to zweryfikowało negatywnie. Widać było u nas brak ruchu, złą grę kombinacyjną, dużo błędów indywidualnych zwłaszcza w pierwszej połowie. Później przyszła strata piłki i bezsensowny rzut karny. Oczywiście trzeba podkreślić, że Wisła grała świetnie, zagrała świetny mecz. A po drugie wykorzystała w pełni atut własnego stadionu. Tak jak my tydzień temu wykorzystaliśmy atut własnego stadionu. Druga połowa to niestety była kontynuacja tego, co zobaczyliśmy w pierwszej. I to mimo zmian. Te zmiany, których dokonaliśmy, niczego do naszej gry nie wniosły. W dogrywce, gdy w końcu złapaliśmy oddech, straciliśmy bramkę po rzucie rożnym, ale mimo wszystko potrafiliśmy się z tego podnieść. Strzeliliśmy gola i doszło do rzutów karnych. W karnych to wszystko, co wydarzyło się w meczu mogło zostać zapomniane, bo mogliśmy to wszystko zmazać i napisać inną historię. Mieliśmy w tych karnych pierwszego „meczbola”, ale nie wykorzystaliśmy go. Mieliśmy kolejnego, ale odwołał nam go sędzia, ale muszę podkreślić przede wszystkim to, że Wisła awansowała zdecydowanie zasłużenie
Co zdaniem słowackiego trenera było powodem, że jego zespół nie funkcjonował tak jak należy? Gasparik mówi: - Trudno jest mi znaleźć teraz na to pytanie odpowiedź. Myślę, że przede wszystkim zawiedli starsi, doświadczenie gracze, kluczowi gracze, którzy nie byli sobą w tym meczu. Z drugiej strony para naszych młodych stoperów nie nawiązała do swojego świetnego występu przed tygodniem u siebie. W pierwszej połowie widziałem dużo nerwowości i niepewności w ich grze. Co zagranie, to zagrożenie. W drugiej połowie zrobiliśmy personalne korekty, ale one nie do końca pomogły. Było widać, że Wisła jest mocniejsza, jeśli chodzi o dynamikę gry. Gdy piłka przyśpieszała, to widać było w drugiej połowie, że nasi starsi zawodnicy nie do końca nadążali, a stoperom brakowało doświadczenia. Mimo wszystko przystępowaliśmy do tego meczu z dwubramkową przewagą, z zaliczką z pierwszego meczu. No i udało nam się przetrwać ten początek. Wiedzieliśmy, że będzie on ciężki, a później strata piłki, która była rzeczywiście typowa dla tej pierwszej połowy meczu. Rzut karny, gol. Później mam wrażenie, że zespół upadł na duchu. Ciężko było coś z siebie wykrzesać. Udało się to w dogrywce, choć też trzeba podkreślić, że z przebiegu całej dogrywki, to Wisła była zespołem lepszym.
Jeden z dziennikarzy słowackich nie mógł przeboleć, że Spartak odparł z Wisłą Kraków. Jak to określił - klubem w Polsce wielkim, ale dzisiaj dziesiątym w I lidze. Gasparik powiedział jednak: - To tak naprawdę nie ma znaczenia, że odpadliśmy z zespołem z drugiego szczebla rozgrywkowego, czy pierwszego. Wisła nie znalazła się w tych rozgrywkach przypadkiem. Zdobyli Puchar Polski, gdzie wyeliminowali kilka ekstraklasowych zespołów. Mają wielu świetnych graczy, głównie zagranicznych, ale także krajowych. I jak popatrzymy na poszczególne formacje, to byli od nas lepsi. Zarówno w obronie, jak i środku pola byli w stanie neutralizować naszych piłkarzy. Nie ma co w ocenie potencjału tego klubu patrzeć dziś w tabelę, bo ona dla Wisły – jestem tego pewny - zmieni się po kilku kolejkach na korzyść. Trzeba też uwzględnić, że nie przełożyli meczu, że grają po dwa mecze w tygodniu. Prawda jest taka, że w Europie jest tak, że jak masz zły dzień i zagrasz gorszy mecz, to masz problem. Podkreśliłbym to, że nasi gracze, w stosunku do tego, co pokazali przed tygodniem w domu, to pokazali połowę swojego potencjału. Oczywiście, mogliśmy mieć więcej szczęścia a karnych, ale z przebiegu dzisiejszego meczu całkiem zwyczajnie na zwycięstwo nie zasłużyliśmy.
Polski dziennikarz zapytał z kolei trenera Spartaka czy nie ma pretensji do kibiców swojego klubu, że ci odpuścili pomoc zespołowi, przyłączając się do kuriozalnego bojkotu Wisły przez większość kibiców polskich klubów? Szczerze mówiąc odpowiedź Gasparika była również kuriozalna… Powiedział: - Nie mamy pretensji do naszych kibiców o to. Jako klub wiedzieliśmy o tym. Powody, przez które tak było, chyba są właściwe. Myślę też, że nie było to kluczowe dla wyniku tego meczu.
Padło też pytanie czy trener Spartaka spodziewał się takiej intensywności w grze Wisły Kraków? Gasparik mówi: - Zgodzę się, ze Wisła była szybsza i prezentowała też większą pewność siebie. Myślę też, że z jednej strony pressing, który stosowała, powodował, że po naszej stronie było dużo strat, ale było też bardzo dużo niewymuszonych błędów z naszej strony. W niektórych przypadkach aż się dziwiliśmy jak to możliwe, że tak doświadczeni gracze popełniają tak proste błędy i tracą tak łatwo piłkę. Trzeba też podkreślić, że tym bardziej na uznanie zasługuje wysokie tempo, intensywność gry Wisły, bo w poniedziałek - w odróżnieniu do nas - grali mecz, który był bardzo intensywny. Jeśli natomiast ogólnie, czy zaskoczyła nas intensywność, to nie zaskoczyła nas to w przypadku Wisły, bo znamy polską piłkę i wiemy, że generalnie gra jest tutaj szybsza i intensywniejsza, niż w piłce słowackiej.
Zapytany o taktykę i jej zmianę w przerwie, trener słowackiej drużyny powiedział z kolei: - Dużo rozmawialiśmy przed tym meczem, że kluczem do sukcesu w nim będzie aktywna gra, a nie tylko obrona wyniku. Faktycznie wstawiliśmy do składu od początku dodatkowego stopera, ale to dlatego, że przewidywaliśmy - i to się sprawdziło - że Wisła zacznie ten mecz tak, jak kończyła w Trnawie, czyli 4-4-2, z dwoma napastnikami. Dlatego chcieliśmy mieć pięciu graczy w w linii obrony. Uważam, że ta koncepcja była trafiona. Tylko co innego koncepcja, a co innego realizacja. W drugiej połowie wyglądało to bardzo podobnie. Trochę się poprawiliśmy, bo byliśmy lepsi niż w pierwszej połowie, ale ciągle nie tak dobrzy jak Wisła.
Kolejny cios w PKOL
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?