Kaźmierczak: Było niebezpiecznie

Piotr Adamczyk
Śląsk Wrocław 2:2 Polonia Warszawa
Śląsk Wrocław 2:2 Polonia Warszawa Agata Kulesza
Trudny start nie przeszkodził mu w dotarciu do FC Porto. Latem powrócił do polskiej ligi. - Zależało mi na stabilizacji - mówi Przemysław Kaźmierczak w wywiadzie dla Ekstraklasa.net.

Dzisiejszy dzień był pracowity. Jako ambasador Fundacji „Na ratunek dzieciom z chorobą nowotworową” był pan na spotkaniu inaugurującym współpracę jej ze Śląskiem Wrocław.
Po wizycie w klinice byłem pełen podziwu, bo każdy z tych dzieciaków jest optymistą i walczy z chorobą. Cieszę się, że mogę choć odrobinę pomóc tym maluchom. Mam nadzieję, że nasi kibice też zechcą dołożyć swoją cegiełkę i będą wspierać naszą akcję.

Może na pana decyzję miała wpływ młodość spędzona na łódzkiej dzielnicy Bałuty i codzienne obcowanie z trudem dorastania w niesprzyjających okolicznościach?
W Łodzi są takie miejsca, gdzie na pewno nie jest łatwo. Myślę, że każdy, kto ma możliwość, powinien pomagać dzieciom. Najważniejsze jest to, żeby jak najwięcej ludzi przyłączyło się do akcji. Te maluchy powinny dorastać spokojnie i beztrosko.

Na Bałutach wiódł pan beztroskie życie? Ta dzielnica nie należy do najbezpieczniejszych.
Ja miałem to szczęście, że akurat zacząłem szybko trenować, więc trochę z boku obserwowałem to, co się działo. Nie było łatwo. Wiele osób nie wiedziało, co zrobić z wolnym czasem. Wtedy różne rzeczy przychodzą do głowy i można przyjąć złe nawyki. Dzisiaj byłem u dzieci chorych i dopiero w takich sytuacjach widać, że osoby zdrowe często nie wykorzystują w pełni swoich możliwości. Zajmują się rzeczami przyziemnymi.

Pański przyjaciel, raper O.S.T.R., wspomniał w jednym z wywiadów, że mieszkając na Bałutach, do 18. roku życia człowieka okradną, pobiją i dźgną nożem. Czy pana spotkała któraś z tych nieprzyjemności?
Mogę potwierdzić to, co powiedział Ostry. Na szczęście mi z reguły udawało się unikać większości z tych sytuacji. Może także dlatego, że dużo czasu poświęciłem piłce. Nie tylko na treningach w klubie, ale też na osiedlowych boiskach. Nie wiem, jak jest teraz w Łodzi, bo już parę lat tam nie mieszkam. Gdy byłem młodszy, to naprawdę było niebezpiecznie. Nieraz nie wychodziło się po 22 na ulicę.

Uniknął pan niebezpieczeństwa może dlatego, że trenował w ŁKS-ie i zyskał szacunek kibiców tego klubu.
Na pewno. Ale akurat tam, gdzie mieszkałem, za ŁKS-em było bardzo mało osób. Mimo to, nie miałem praktycznie w ogóle problemów z tego powodu. Musiałem trafić na dobrych ludzi.

Jak wygląda pana znajomość z Ostrym? W teledysku do utworu „1980” Adam Ostrowski ma na sobie koszulkę FC Porto.
Dałem mu ją bodajże przed moim ślubem, na którym też był. Ostatnio widziałem się z nim we Wrocławiu, kiedy grał koncert. Cały czas znajomość jest podtrzymywana.

Szalał pan w publiczności na występie Ostrego?
Bywały i takie momenty.

Nie uważa pan, że przejście do polskiej ligi było krokiem w tył?
Miałem oferty z Portugalii, ale już teraz nie ma co tego roztrząsać. Bardzo chciałem wrócić do kraju, zależało mi na stabilizacji. Podjęliśmy tę decyzję wspólnie z rodziną i jesteśmy z niej zadowoleni.

Czy na pana decyzję miały wpływ opinie Łukasza Madeja i Sebastiana Mili, z którymi zdobył pan złoty medal Mistrzostw Europy U-18 w Finlandii?
Zacząłem z nimi rozmawiać, kiedy rozpocząłem treningi w Śląsku. Klub jest stabilny, budowany rozsądnie, drużyna jest spokojnie wzmacniania. Nie przychodzi od razu dziesięciu zawodników, tylko kilku w sezonie bądź w rundzie. Chciałem tu grać.

Zanim podpisał pan kontrakt ze Śląskiem, miał pan pewne perypetie prawne. O co konkretnie chodziło?
Różne sprawy w Portugalii musiały zostać rozwiązane. Musiałem je przeczekać, nie mogłem od razu podpisać kontraktu. Chodziło również przy okazji o sprawy prywatne.

Do Śląska przyszedł pan w letnim oknie transferowym, które stało pod znakiem wielkich powrotów. Ekstraklasę zasilili m.in. Maciej Żurawski oraz Artur Wichniarek. Czy to pan najwięcej skorzystał na powrocie?
Nie lubię robić takich porównań.

Nie traktuje pan pobytu w Śląsku jako trampoliny?
Jak wspomniałem, dla mnie ważna jest stabilizacja i mam nadzieję, że tutaj ją będę miał. Wiele będzie zależało od dyspozycji mojej i zespołu. Chciałbym tu zostać na dłużej, ale jak wyjdzie, to czas pokaże. W pewnym momencie to będzie raczej decyzja prezesa, a nie moja.

Na pana los będzie miał wpływ również trener Orest Lenczyk.
Jeżeli szkoleniowiec będzie zadowolony z mojej postawy na boisku i poza nim, to jakieś szanse na pozostanie w Śląsku na pewno będą.

Kiedy Śląsk prowadził Ryszard Tarasiewicz, zespół nie radził sobie tak, jak od niego oczekiwano. Po przyjściu trenera Lenczyka drużyna zanotowała sześć ligowych spotkań bez porażki.
Nie jestem od porównywania szkoleniowców. Każdy trener ma swój warsztat i podejście. Nasze wyniki przy odrobinie szczęścia naprawdę mogły być lepsze. Stwarzaliśmy wiele sytuacji, których nie wykorzystywaliśmy. Graliśmy ładnie dla oka, ale nie wygrywaliśmy. Po przyjściu trenera Lenczyka, musieliśmy łapać punkty i przede wszystkim nie tracić bramek. To nam się udało. Pracujemy, żeby zdobywać kolejne punkty i wiedzieć, na czym będziemy stali w następnej rundzie. Może teraz mamy trochę inne treningi niż pozostałe zespoły, ale, żeby nie było, że się podlizuję, te zajęcia mi odpowiadają.

W wywiadzie dla klubowego magazynu „Wokół Śląska” stwierdził pan, że podczas pańskiej nieobecności poziom polskiej ligi się podniósł. To nie jest jednak tak, że potentaci grają gorzej, więc na ich tle teoretycznie słabsze zespoły prezentują się lepiej?
Punkty rozbiły się na wiele drużyn i po wygraniu dwóch-trzech meczów jest się w górze tabeli. Lech może akurat ma słabszy moment. Wisła jest w trakcie przebudowy, lecz i tak zajmuje miejsce w czubie. Tak samo Legia. Nie prezentuje się tak, jak każdy zakładał, ale zdobyła ponad dwadzieścia punktów i znajduje się niedaleko pierwszej lokaty. Jeżeli zespół nie gra, jak chciałby, a posiada taki dorobek, oznacza, że jest dobry.

Po przeczytaniu pańskiej rozmowy z „Gazetą Wrocławską” zwróciłem uwagę na słowa: „W naszej Ekstraklasie nie ma takiego zespołu, który byłby poza zasięgiem innych i wyraźnie odstawał”. Uważa pan, że obecny Śląsk również jest do ogrania?
To jest kwestia podejścia do meczu, formy fizycznej w danym dniu. Czujemy się mocno. Szanujemy każdego przeciwnika, ale swoje chcemy pokazać na boisku. Mam nadzieję, że będziemy niepokonani przez dłuższy czas, oby do końca sezonu. To jednak nie będzie łatwe.

Czy uważa pan, że dostanie powołanie od Franciszka Smudy na grudniowe zgrupowanie ligowców w Turcji?
To jest pytanie do trenera Smudy, który wybiera zawodników do swojego stylu gry i wie, kogo w danej chwili mu potrzeba.

Ale po cichu musi pan liczyć na powołanie, skoro w ostatnich spotkaniach prezentuje wysoką formę.
Jeżeli je otrzymam, to będę się bardzo cieszył. Jeżeli nie, to będzie trzeba pracować dalej. My, zawodnicy, musimy bardzo dobrze grać w klubie i prezentować się na poziomie, żeby selekcjoner to zauważył.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24