Kibice weszli na trybuny przez prawo dziurawe jak sito [ANALIZA]

Rafał Musioł
Wielkie racowisko na stadionie Legii Warszawa było najlepszą ilustracją prowizorki, z jaką mamy do czynienia w kontekście powrotu kibiców na trybuny.

Kibice Legii na meczu ze Śląskiem Wrocław dobitnie pokazali ile są warte rygory, pod którymi pozwolono na powrót kibiców na trybuny. Racowisko, sektorówka, gromadny doping stanowiły złamanie zasad zarówno przedpandemicznych, jak i koronawirusowych. Zachowanie „Żylety” widziała cała Polska, jednak o żadnej natychmiastowej reakcji Ekstraklasy, Sanepidu czy Ministerstwa Zdrowia nie było nawet mowy.

Cała operacja otwarcia stadionów od początku sprawiała wrażenie prowizorki. Decyzję ogłoszono uroczyście na konferencji prasowej i dopiero po niej przystąpiono do rozważań na temat szczegółów. Ostatecznie rząd zrzucił ich opracowanie na PZPN, a ten bezpośrednio na kluby, zaznaczając, że to one poniosą odpowiedzialność w przypadku łamiania przepisów. Nie było zaskoczeniem, że te ostatnie okazały się dziurawe jak sito i nie trzeba było specjalnej wyobraźni, by mieć świadomość, że wszystko skończy się tragikomedią.

Główny nakaz zachowywania przez kibiców dystansu polegającego na wyłączeniu z użytkowania trzech z każdych czterech krzesełek, jest przecież zaopatrzony nie w furtki, a w bramy wjazdowe. Wystarczy słowna i w praktyce niemożliwa do zweryfikowania deklaracja o wspólnym zamieszkaniu lub więzach rodzinnych, by usiąść obok siebie. Było oczywistą oczywistością, że z takiej opcji skorzysta cała kibicowska Polska. A wystarczyło wprowadzić np. zapis, że odstępy obowiązują wszystkich i bez wyjątków, by „spryt” zamienił się w przewinienie podlegające karze. Pozostaje oczywiście kwestia dzieci, których nie należy pozostawiać bez bezpośredniej opieki, ale można przypuszczać, że wymóg pełnoletności przy zakupie biletu w takich okolicznościach byłby całkowicie uzasadniony.

[promo]1071;1;Bądź na bieżąco i obserwuj [/promo]

Od początku wątpliwości budził też drugi kluczowy zapis dotyczący maseczek. Z jednej strony ich używanie po zajęciu miejsca na widowni z obowiązkowego zmienia się na zalecane, z drugiej staje w kontrze do całkowicie zrozumiałego zakazu zasłaniania twarzy podczas imprez masowych. Na stadionie Piasta wprost przypominał o tym spiker, nakazując ich ściągnięcie, co jednak stanowiło sprzeczność do zapisanej przez PZPN nadrzędności przepisów koronawirusowych. Czy da się znaleźć złoty środek? To wyzwanie niełatwe, ale można sobie wyobrazić np. zapisy zakazujące zakrywania twarzy w sposób uniemożliwiający identyfikację i wprowadzające obowiązek dokupienia do pierwszego biletu przezroczystej przyłbicy. Jej koszt oscyluje wokół 20 zł, za możliwość obejrzenia meczu to niewiele, a w wielu kinach 3D też trzeba przynajmniej raz dokupić okulary. Oczywiście, że w niektórych warunkach mo-nitoring będzie się odbijał od tafli, ale chyba lepszy rydz niż nic?

Wisienką na torcie absurdu po pierwszym weekendzie były pozytywne oceny Sanepidu, który jednak - jak się okazało po lekturze pism - w większości przypadków analizował tylko same starania klubów, a nie stan faktyczny na trybunach.

Reasumując: brak natychmiastowych konsekwencji wobec Legii stanowi jasny sygnał, że nie chodzi ani o ekonomię klubów ani tym bardziej nie o szacunek dla prawa. A więc o co? Ze względu na ciszę wyborczą niech każdy sobie na to pytanie odpowie po cichu.

Musisz to wiedzieć

Zobacz koniecznie

Nie przeocz

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Kadra Probierza przed Portugalią - meldunek ze Stadionu Narodowego

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gol24.pl Gol 24