Czarna seria trwa jednak od dłuższego czasu: w poprzednich odcinkach obejrzeliśmy m.in. wtargnięcie szalikowców, za wiedzą prezesa klubu, na trening piłkarzy, przebranie zawodników w koszulki z wulgarnym napisem i spadek z ekstraklasy. Paradoksalnie wszystkie te zdarzenia miały miejsce już podczas rządów w klubie firmy Allianz Polska, która z pewnością nie tak wyobrażała sobie realizację hasła "wspieramy najlepszych w drodze na szczyt", tym bardziej, że niemal rok temu prezes Jędrzej Jędrych pytał publicznie: - Dlaczego mamy walczyć o mistrzostwo Polski dopiero w 2012 roku?!
Szef Górnika, który namówił Allianz do zainwestowania w klub, w działalności sportowej nie miał żadnego doświadczenia. Jego atutem były kontakty polityczne, wypracowane podczas posłowania z ramienia PiS-u i zasiadania w komisji zajmującej się służbami specjalnymi. Jego prawą ręką został Marek Matuszewski. Allianz oddelegował go do pilnowania finansów, nie przejmując się tym, że o piłce wie niewiele. Nic więc dziwnego, że osoba numer dwa w klubie kojarzona jest głównie z fotograficzną pasją, której z zapałem oddaje się siedząc podczas meczów na trybunie honorowej. Taka konfiguracja ułatwiła zadanie Henrykowi Kasperczakowi. Witany w aureoli zbawcy trener bez problemów objął na Roosevelta rządy absolutne, jednoosobowo dysponując walizką pieniędzy na transfery. I choć były to zakupy absurdalne zarówno ze względu na wyrzucane kwoty, jak i przydatność do drużyny, to jego decyzje nie podlegały krytyce.
- Wiem, że potrzebujemy napastnika, ale wolę przebudować linię pomocy, bo pomocnika też można przesunąć do ataku - tłumaczył na przykład Kasperczak, gdy był w dobrym nastroju.
Potem było jeszcze śmieszniej, ale humor miał typowo czarne zabarwienie, z kulminacją w postaci triumfalnego tańca szefa klubu z trenerem Kasperczakiem po bezbramkowym remisie na Cracovii, który dla osób postronnych stanowił pieczęć postawioną na sensacyjnej degradacji czternastokrotnych mistrzów Polski. Idący na dno okręt obciążony był zabójczym balastem w postaci lukratywnych kontraktów dla gwiazdek sprowadzonych przez Kasperczaka. Na domiar złego umowy skonstruowano w taki sposób, że nie istniała żadna możliwość obniżenia uposażeń w przypadku spadku z ekstraklasy i związanego z tym oczywistego zmniejszenia klubowego budżetu, czego wynikiem są obecne poślizgi w wypłatach przekraczających obecne finansowe możliwości pozbawionego wpływów z Canal+ Górnika.
Przy okazji rozbito od środka drużynę, bo "starzy" zawodnicy mieli zagwarantowaną wypłatę wszystkich zarobionych pieniędzy tylko w przypadku, choć z perspektywy czasu brzmi to absurdalnie, zajęcia co najmniej piątego miejsca w lidze, natomiast nowi szli do kasy bez względu na wyniki. Sam szkoleniowiec też zresztą zadbał o swoje interesy: za spartaczoną pracę w Górniku będzie jeszcze pobierał pensję do końca roku.
W efekcie do walki w pierwszej lidze zabrzanie przystępowali z nowym trenerem, Ryszardem Komornickim, i starą atmosferą. Storpedowano plany transferowe przygotowane przez "Koko", nieoczekiwanie podpisano za to kolejne umowy z piłkarzami, którzy dla zespołu nie stanowili i nie stanowią żadnego wzmocnienia, w dodatku Ensar Arifović będzie kojarzony z kolejną wpadką Jędrycha, bo zawodnik zagrał bez pozwolenia na pracę.
Kiepskie ruchy wykonano również w klubowych strukturach. Zlikwidowano funkcję dyrektora sportowego, ale prezes nie przyjął na siebie jednoznacznie roli osoby odpowiadającej za politykę kadrową drużyny. Piasek wsypano nawet w mechanizm, który funkcjonował dobrze - dyrektorowi ds. marketingu, Krzysztofowi Majowi nałożono "czapę" w postaci zarządu "Górnik Zabrze Sport Marketing" z Arkadiuszem Trzeciakiewiczem, kojarzonym z Zagłębiem Lubin, a ten szybko popadł w konflikt ze stowarzyszeniem kibiców.
- Dobrze, że to już koniec - westchnął Robert Kubica po ostatnim wyścigu Formuły 1.
Zabrzanie na taką ulgę muszą jeszcze poczekać - czekają ich dwie kolejki rozgrywane awansem z rundy wiosennej. Potem trzeba będzie przeprowadzić drastyczny remont generalny, bo rzekoma pierwszoligowa potęga chwieje się na glinianych nogach.
Trener zostaje, werdyktu nie ma
Ryszard Komornicki, spotkał się wczoraj z prezesem Jędrzejem Jędrychem. Szkoleniowiec opuścił gabinet z jasną deklaracją, że nie są prowadzone poszukiwania jego następcy. - Myślę, że osiągnęliśmy porozumienie. Nie dano mi sygnału, że szuka się mojego zmiennika. Nie dostałem też żadnego ultimatum, więc dalej robię swoje - stwierdził trener Komornicki.
Natomiast Wydział Gier PZPN ponownie nie rozpatrzył sprawy występów w Górniku Ensara Arifovicia, który nie miał załatwionych wszystkich formalności związanych z pozwoleniem na pracę. - Ciągle czekamy na wykładnię ze Śląskiego Urzędu Wojewódzkiego - poinformował przewodniczący WG, Wojciech Jugo.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?