Król za Wojciechowskiego, czyli z deszczu pod rynnę

Jakub Królak
Gdy po zakończeniu minionego sezonu z Polonii odchodził prezes Wojciechowski, kibice mieli nadzieję na okres normalności. Tymczasem najpierw klubem wstrząsnęło zamieszanie z niedoszłą fuzją z GKS Katowice, a po zakończeniu znakomitej skądinąd rundy jesiennej okazało się, że Ireneusz Król wcale nie musi być lepszym szefem niż jego słynny poprzednik.

Józef Wojciechowski dał się zapamiętać kibicom jako szastający gotówką, ekscentryczny biznesmen, który myślał, że klub działa jak fabryka. Sprowadzam dobrych pracowników, sowicie ich opłacam, więc natychmiast przyjdą efekty – takim podejściem można pewnie odnieść sukces w firmie, ale futbol, szczególnie polski, wymaga zupełnie innego podejścia. Gdyby rola prezesa ograniczała się tylko do dawania pieniędzy, a za transfery odpowiadałby człowiek znający się na tym fachu, jak choćby Stan Valckx (niechciany w Wiśle, przyjęty z otwartymi ramionami w Sportingu Lizbona), wyniki Polonii mogłyby być zupełnie inne. Holender, mogąc sprowadzać pod Wawel wyłącznie piłkarzy bez kontraktu bądź bardzo tanich, stworzył zespół, który był trzy minuty od awansu do Ligi Mistrzów. Valckx potrafił namówić do gry w Wiśle takich zawodników jak Melikson, Genkow, Biton czy Pareiko. Choć transferowe pomyłki również się zdarzały, to jednak nie miały one większych konsekwencji – z piłkarzami, którzy się nie sprawdzili, po pół roku się rozstawano. Można sobie wyobrazić, jaką drużynę mógłby zbudować holenderski dyrektor sportowy, gdyby miał do dyspozycji fortunę Wojciechowskiego.

Tymczasem dobrego eksperta od transferów w Polonii brakowało, dużo do powiedzenia miał za to w tej sprawie sam prezes. Wydawało się, że dysponując takimi funduszami jak Wojciechowski i mając za rywali kluby, dla których głównym wzmocnieniem jest nieosłabianie się, mistrzostwo musi prędzej czy później trafić na Konwiktorską. Tymczasem Polonia wydawała ogromne pieniądze na piłkarzy beznadziejnych lub w najlepszym przypadku bardzo słabych. Cesar Cortez, Tamas Kulcsar, Daniel Kokosiński, Aviram Baruchyan, Pavel Sultes czy Daniel Sikorski kosztowali łącznie prawie 1.5 miliona €. Dla porównania Lech przed sezonem 2008/09 za podobną kwotę sprowadził do siebie Peszkę, Arboledę, Lewandowskiego, Stilicia i Bandrowskiego i z tymi piłkarzami został wkrótce mistrzem kraju, robiąc przy okazji furorę w Europie.

Tych przeciętnych graczy prezes rozpieszczał bajecznymi zarobkami, które doprowadziły do powstania słynnego „Klubu Kokosa”. Jego „założyciel”, Daniel Kokosiński, otrzymał kontrakt życia, a kiedy okazało się, że jest za słaby na Ekstraklasę, chciano się z nim rozstać. Kokosiński doszedł jednak do wniosku, że z takiej pensji nie zrezygnuje za nic na świecie. Zawodnik został więc odsunięty od drużyny, zamiast kopać piłkę biegał po schodach i po lesie, ale z umowy będącej żyłą złota nie zrezygnował. W późniejszym okresie do Kokosińskiego dołączali kolejni piłkarze, a żeby znaleźć się w jego"klubie", wystarczyło zagrać kilka słabszych spotkań.

Prezes Wojciechowski dał się też poznać z braku zdecydowania jeśli chodzi o wybór trenerów. Przez Polonię przewinęło się ich kilkunastu, wszyscy musieli w tydzień zrobić to, co trenerzy normalnie robią przez rok. Jeśli im się nie udawało – lądowali na bruku. Nie trzeba wspominać, jak takie rotacje wpływały na drużynę. Ale boss miał tylko jeden cel – wygrywać, i dążył do tego wszelkimi sposobami. Nie interesowało go miejsce na podium, zawsze chciał być pierwszy. Jeśli piłkarze przegrywali mecz, nie mógł się temu nadziwić, bo przecież tak znakomicie im płacił. Nie potrafił też pojąć, jak zawodnik, który w poprzednim klubie był wiodącą postacią, w Polonii gra słabo. To podejście najlepiej świadczy o tym, że Wojciechowski o futbolu nie miał pojęcia. Z drugiej strony, jego smykałka do interesów przydała mu się w prowadzeniu klubu – Adriana Mierzejewskiego sprzedał Turkom za kosmiczną kwotę 5.25 mln €. Wynegocjował więc o niemal milion więcej, niż Lech za Lewandowskiego. Trzeba też przyznać, że prezes nie szczędził grosza na nowych zawodników. W każdym roku łożył na transfery grube miliony (w cztery lata ponad 5 milionów €), w każdym oknie transferowym wzmacniając drużynę nowymi zawodnikami. Żeby uświadomić sobie, jak gigantyczne są w naszych realiach te pieniądze, wystarczy wyobrazić sobie taką ekipę, złożoną z zagranicznych graczy, którzy w ostatnich latach występowali lub nadal występują w naszej lidze:

Rudniew, Traore

Melikson, Stilić, Vrdoljak, Radović

Henriquez, Astiz, Chavez, eesay

Kuciak

Ta drużyna, która bez dwóch zdań byłaby murowanym kandydatem do mistrzostwa Polski i gry w Lidze Mistrzów, kosztowała łącznie nieco ponad 4 miliony euro. To najdobitniej pokazuje, jak wiele mógł osiągnąć w Polonii Wojciechowski ze swoją szczodrością i jak spektakularnie zmarnował tę szansę.

W końcu cierpliwość prezesa wyczerpała się i po zakończeniu minionego sezonu opuścił drużynę. Udziały w klubie kupił od niego Ireneusz Król i niemal od razu podjął dziwaczną, szokującą wręcz decyzję o fuzji GKS-u Katowice z Polonią, w wyniku której miał powstać zupełnie nowy klub. Na szczęście z tego pomysłu szybko się wycofał i oba kluby ocalały. Zawodnicy Czarnych Koszul, którzy w czasie całego zamieszania próbowali przygotowywać się do sezonu, byli zmuszeni do trenowania w warunkach iście spartańskich. Piłkarze przebywający w ośrodku w Markach nie mieli prądu i ciepłej wody, a piłkę kopali na trawie sięgającej kostek. W dodatku zespół opuściło kilku podstawowych piłkarzy, jak Jodłowiec, Jeż, Trałka, Sadlok czy Tosik. Nic więc dziwnego, że Polonię uznawano za kandydata do spadku. Okazało się jednak, że trener Stokowiec stworzył zespół, który nie tylko może spokojnie się utrzymać, ale też walczyć nawet o mistrzostwo.

Po wynikach Czarnych Koszul w rundzie jesiennej widać, jak presja wywierana przez Wojciechowskiego szkodziła zespołowi. Kiedy okazało się, że nikt nie oczekuje od nich wyników ponad ich możliwości, rozegrali świetną rundę i skończyli ją na podium. Prezes Król nie mówił o celach drużyny, nie krytykował po gorszym meczu, dawał spokojnie pracować trenerowi i piłkarzom. Pierwszy zgrzyt podczas jego panowania pojawił się wraz z informacją, że klub ma zaległości finansowe wobec piłkarzy. Drugi – kiedy zmusił Stokowca do przywrócenia odsuniętego od zespołu Edgara Caniego do pierwszej drużyny. Rundę udało się jednak ukończyć szczęśliwie i wydawało się, że nowy prezes wreszcie wprowadził do drużyny tak długo oczekiwaną normalność. Po zakończeniu rundy okazało się jednak, że wcale tak różowo przy Konwiktorskiej nie jest. Dług wobec piłkarzy jest bardzo duży, a Król chce rozwiązać ten problem metodą poprzednika: albo zawodnik zgodzi się na obniżenie pensji, albo zostanie przesunięty do „Klubu Kokosa” lub sprzedany. Najpierw prezes twierdził, że Polonii nikt w zimie nie opuści, bo walczy o wysokie cele, potem stwierdził, że może pozbyć się połowy składu w ramach oszczędności i grać samą młodzieżą, bo do utrzymania wystarczą dwa zwycięstwa. Niestety, o wzmocnieniach nie wspomniał ani słowem, więc wydaje się, że w najlepszym przypadku Polonia nie będzie osłabiona.

Król to pod wieloma względami przeciwieństwo Wojciechowskiego: nie reaguje tak gwałtownie na wyniki zespołu, nie ma ochoty inwestowania większych pieniędzy w drużynę i niestety nie ma w nim woli bycia najlepszym, która cechowała jego poprzednika. Nie jest też wybitnym motywatorem, skoro na półmetku sezonu stwierdza, że zadowoli się utrzymaniem, mimo że jego zespół jest na podium i ma 22 punkty przewagi nad strefą spadkową. Obu panów łączy za to jedno: obaj nie będą wspominani zbyt ciepło przez kibiców Czarnych Koszul... Pytanie tylko, kiedy pan Król opuści Polonię, i co do tego czasu zostanie z tego zasłużonego dla polskiej piłki klubu?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24