Lech Poznań wydaje astronomiczne pieniądze na transfery, ma najlepiej opłacanych piłkarz w lidze. A wyników kolejny rok brak

Maciej Lehmann
Maciej Lehmann
Piłkarze Górnika pokazali, że z Lechem można walczyć, nie mając zawodników sprowadzanych za milion euro
Piłkarze Górnika pokazali, że z Lechem można walczyć, nie mając zawodników sprowadzanych za milion euro Lucyna Nenow
Lech Poznań w porównaniu do innych klubów ekstraklasy wydaje wręcz astronomiczne pieniądze na transfery. A to powoduje też, że jest rekordzistą, jeśli chodzi o koszty utrzymania zespołu. Niestety, nie idzie to w parze z wynikami i jakością gry. Kolejorz zanotował jedną z najgorszych rund w ostatniej dekadzie.

Mickey van der Hart, Karlo Muhar (400 tys. euro), Crnomarković (500 tys. euro ), Satka (750 tys.euro), Dani Ramirez (500 tys.), Bohdan Butko, Mikael Ishak, Alan Czerwiński, Filip Bednarek, Jan Sykora (850 tys. euro), Wasyl Kraweć, Muhammad Awwad, Nika Kaczarawa, Jesper Karlstrom (700 tys. euro), Bartosz Salamon, Antonio Milić (500 tys. euro) - to piłkarze, którzy zasilili Kolejorza od lata 2019.

Lech i Tomasz Rząsa, dyrektor sportowy, na same transfery gotówkowe wydał przez półtora roku 3,8 mln euro. Trzeba do tego doliczyć prowizje menedżerskie, bonusy za podpisy pod kontraktem, takich piłkarzy jak van der Hart, Mikael Ishak, Alan Czerwiński, Bartosz Salamon, kwoty za wypożyczenia i oczywiście pensje zawodników. Ishak czy Samalon zarabiają w Kolejorzu ok 400 tys. rocznie, niewiele mniej inkasują Sykora, Satka czy Tiba.

Lech Poznań przygotowuje się do meczu z Zagłębiem Lubin

Lecha stać, ale czy o to chodzi?

To są kwoty, które powinny zapewnić Lechowi odpowiednią jakość na boisku i przede wszystkim wyniki. Inne kluby, może oprócz Legii, nie wydają nawet 20 procent tego, na co może pozwolić sobie Kolejorz. Poznański klub dobrze bowiem zarabia na sprzedaży wychowanków i stać go na płacenie takich sum swoim gwiazdom.

Problemem Lecha jest jednak to, że niemal rok w rok, przynajmniej na papierze, ma kadrę, która powinna bić na głowę krajowych konkurentów. Poznański klub kilka razy już zdobywał tytuł "króla okienka transferowego", ale gdy piłkarze wychodzili na boisko, szybko okazywało się, że król stawał się papierowym tygrysem i dostarczał kibicom zdecydowanie więcej powodów do frustracji niż radości.

Lista sprowadzonych przez póltora roku nazwisk skłania przede wszystkim do refleksji, że Lech Poznań niesamowicie przepłaca za piłkarzy, których do siebie sprowadza. Za zdecydowanie udane uznać bowiem trzy może cztery na szesnaście. Tomasz Rząsa, który zanim objął posadę dyrektora sportowego w Lechu, pełnił podobną funkcję w Cracovii, miał pod Wawelem jeszcze gorszy bilans. Jak wyliczono od 29 maja 2010 roku do 14 września 2011 roku sprowadził do "Pasów" 19 piłkarzy, za których profesor Filipiak zapłacił ponad 3 mln euro. Z tego grona na uwagę zasługiwał tylko Saidi Ntibazonkiza, którego zresztą potem chciał Lech, ale podczas testów medycznych okazało się, że ma kontuzję kolana. W Poznaniu odpowiednikami Jarabica, Trifunovicia, Puzigaca, Budakovicia czy Hoska są Muhar, Crnomarković, Kaczarawa czy Sykora.

Wyniki mówią wszystko

Z tamtą Cracovią Kolejorza łączą też niestety kiepskie wyniki. Właśnie zakończył jedną z najgorszych, od czasu przejęcia klubu przez rodzinę Rutkowskich, rund jesiennych. Gorsze miejsce na półmetku miał tylko też w sezonach pucharowych 2010/11 i 2015/16.

Rok temu zresztą nie było dużo lepiej - 8. miejsce, 9 pkt straty do lidera (teraz jest 13), ale grało się 37 kolejek i Lech wywalczył podium dopiero pod koniec fazy finałowej. Teraz, gdy przychodzi się ścigać na zdecydowanie krótszym dystansie, Kolejorzowi może zabraknąć meczów, by naprawić to, co często w nonszalancki i beztroski sposób zepsuł.

Powodów do optymizmu po ostatnim meczu też nie ma wiele, bo forma podobna jest do tej, jaką Kolejorz prezentował jesienią. Mimo wzmocnień defensywy znów nie udało się Lechowi zachować czystego konta, a gol obciąża obu nowych piłkarzy, zarówno Karlstroma, który nie przeciął prostopadłego podania do Jimeneza, jak i Salamona, zaskoczonego tym, w jaki sposób pozycję wywalczył sobie Sobczyk. Ta akcja, jak i cały mecz z Górnikiem pokazały, że nie trzeba wielkich pieniędzy, by zmontować skład, który potrafi grać z Lechem jak równy z równym. W ekstraklasie takich zespołów jest więcej, o czym świadczy też to, z kim Kolejorz potrafił w tym sezonie wygrać.

Zobacz też:

Lech Poznań w 2020 roku pobił rekord transferowy PKO Ekstraklasy, który należał do Legii Warszawa. Kolejorz sprzedał Jakuba Modera do Brighton za minimum 11 milionów euro, co przebiło poprzednią kwotę i przenosiny Radosława Majeckiego do Monaco aż o 4 miliony. Pękła także wreszcie granica magicznych 10 milionów, ale są kolejni chętni, żeby swoimi ewentualnymi transferami zbliżyć się do kwoty zapłaconej za wychowanka Lecha Poznań. Portal transfermarkt.pl co jakiś czas aktualizuje przybliżone kwoty transferowe za piłkarzy i szacuje wartości całych drużyn. Nie można do tego przywiązywać zbyt dużej wagi, ale szacowana kwota za poszczególnych zawodników pozwala realniej spojrzeć na przełożenie jego bieżących umiejętności na pieniądze. Sprawdzamy zatem, jak to wygląda w polskiej lidze, bo Lech Poznań mocno przoduje, jeśli chodzi o wyceny za swoich zawodników i całego zespołu Dariusza Żurawia.Zobacz wyceny najlepszych zawodników Lecha Poznań ---->

Lech Poznań ma najdroższą kadrę i piłkarzy w PKO Ekstraklasi...

Sprawdź też:

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Lech Poznań wydaje astronomiczne pieniądze na transfery, ma najlepiej opłacanych piłkarz w lidze. A wyników kolejny rok brak - Głos Wielkopolski

Wróć na gol24.pl Gol 24