Legia - TNS. Awans pozbawiony blasku

Dawid Kwika
Piłkarze Legii wymęczyli zwycięstwo z TNS
Piłkarze Legii wymęczyli zwycięstwo z TNS sylwester wojtas
Miało być pięknie, efektownie, łatwo i przyjemnie. Miało być wiele goli, miażdżąca przewaga, miała być różnica klas. Legia awansowała do trzeciej rundy eliminacji do Ligi Mistrzów co prawda bez większego wysiłku, ale też bez polotu. Bicie głową w mur, grając z tak słabym rywalem, bez wątpienia martwi. Nie na taką Legię czekamy, choć w opinii ekspertów wcale nie było tak źle.

Spotkanie od początku przypominało studencką sesję. Legia podeszła do tego meczu wiedząc, że swoje trzeba odbębnić, a później zapomnieć. Zapomnieć jak najszybciej o tym, z kim się grało i w jakim stylu, zapomnieć o tym co złe. Od pierwszych minut spotkania widoczna była przewaga "Wojskowych", niestety niczym nie udokumentowana.

Wielokrotnie próbował Radović, bardzo dobre zawody rozgrywał Furman, ale Legii brakowało kropki nad i. Brakowało przyspieszenia gry, ruchu do piłki i gry po ziemi. Natychmiast jak bumerang, powróciło spotkanie reprezentacji Polski z Irlandią, gdzie popełnialiśmy te same błędy. Polacy grali górą, dośrodkowywali, co patrząc na rosłych obrońców przeciwnika było bez sensu. To samo robili legioniści w pierwszej połowie meczu z New Saints.

Mistrzowie Polski długo utrzymywali się przy piłce, ale kompletnie nic z tego nie wynikało. Walijczycy postawili autobus przed bramką i całą drużyną się bronili. Legia grała wolno, liczyła na indywidualne umiejętności skrzydłowych i jeśli nawet ci przeprowadzili udaną akcję, brakowało ostatniego podania. Brakowało również skuteczności, takiej z meczu z Widzewem, ale także szczęścia. Sędzia nie dostrzegł bowiem zagrania ręką Walijczyka we własnym polu karnym.

Podsumowując pierwszą część gry trzeba zaznaczyć, że Legia grała bez pomysłu. Piłka na skrzydło, drybling i bezsensowna wrzutka w pole karne. Wyglądało to po prostu beznadziejnie. W przerwie Jan Urban miał twardy orzech do zgryzienia, ale nie przeprowadził żadnej zmiany. "Wojskowi" ruszyli na drugą połowę, w takim samym składzie, w jakim zaczynali mecz. Ruszyli, to dobre słowo, bo od początku zaatakowali rywala, biegali i walczyli więcej, byli bardziej zdeterminowani.

Kibice szumnie zaczęli domagać się bramki, a stołeczny klub atakował z jeszcze większym impetem. Prośby kibiców zostały wysłuchane w 53. minucie, po fantastycznym podaniu Radovicia i jeszcze lepszym przyjęciu piłki Dwaliszwiliego, gruziński napastnik Legii strzelił bramkę. Stadion oszalał, a zawodnikom mistrza Polski od tego momentu grało się dużo łatwiej.

Najlepszy na boisku Furman czarował swoimi genialnymi, 40-metrowymi przerzutami a'la Steven Gerrard, Radović pytał walijskich obrońców "co mi zrobisz, jak mnie złapiesz?", a Dossa Junior niczym czołg zatrzymywał kolejne akcje rywali. Bardzo dobrze w tym fragmencie gry spisywał się także Tomasz Jodłowiec, który zmienił pozycję na defensywnego pomocnika. Po jedynych 25 minutach, kiedy Legii naprawdę się chciało, mistrzowie Polski zaczęli swobodnie wymieniać podania i czekać na końcowy gwizdek.

Boisko opuścił słaby tego dnia Saganowski, wszedł jeszcze słabszy Helio Pinto, który jest kompletnie bez formy, a w miejsce Żyry na boisku pojawił się Brzyski. Były zawodnik Polonii Warszawa dał nową jakość, grał całkiem przyzwoicie, a jego występ można zapisać na plus. The New Saints należy pochwalić za ambicję, determinację, ustawienie taktyczne i organizację gry w defensywie. Jednak w każdym pojedynku 1 na 1 było widać, który z zespołów ma tu grać o fazę grupową Champions League.

Legia zwyciężyła zaledwie 1:0 z amatorami, kelnerami, ludźmi, którzy bodajże w 24. minucie spotkania podnosili ręce, sygnalizując spalonego po aucie. Ludźmi, którzy byli bardzo ambitni, ale nic poza tym. Spójrzmy prawdzie w oczy z taką grą "Wojskowi" nie mają czego szukać w dalszej fazie eliminacji. Tyle, że wszystko wskazuje na to, że będzie tylko lepiej. Od następnej rundy do gry gotowi będą Kosecki, Ojamaa, czyli co ważne skrzydła, a drużyna da z siebie na pewno więcej niż w środę.

Bo w środę Legii się nie chciało, była leniwa, a momentami aż zęby bolały. Nie ma co się pocieszać, że to Walijczycy, że najważniejszy jest awans, bo wiele w grze Legii jest do poprawy. Ci kibice zasługują na więcej. Poza tym kilku zawodników potrzebuje czasu, by dojść do swojej optymalnej dyspozycji jak Dwaliszwili, Wawrzyniak czy Bereszyński. Kolejny rywal Molde, jest jak najbardziej do pokonania.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24