Lider zostaje Krakowie! Jagiellonia - Śląsk na remis

Sebastian Kuśpik
W Białymstoku dokończono kolejkę inaugurującą piłkarską wiosnę w Polsce. Gospodarze, niesieni chóralnym dopingiem przez niemal całe spotkanie nie potrafili udźwignąć ciężaru odpowiedzialności i powrócić na fotel lidera Ekstraklasy. Aż nazbyt widoczny jest brak Kamila Grosickiego, a że z kapitalnej strony pokazał się Przemysław Kaźmierczak, to Śląsk prowadził do przerwy 1:0. Po godzinie gry z „wapna” nie pomylił się jednak doświadczony Tomek Frankowski i mecz zakończył się podziałem punktów.

Już w 3. minucie na prawym skrzydle piłkę dostał młodziutki Tomasz Kupisz i płasko dośrodkował do zbiegającego z lewego skrzydła Essomby, ale ten nie zdołał jej uderzyć. 60 sekund później na strzał z dystansu zdecydował się Rafał Grzyb, ale uderzenie pomocnika Jagi spokojnie wybronił Kelemen. Początek meczu był niezwykle aktywny w wykonaniu obu ekip. W odpowiedzi na strzał Grzyba dwukrotnie szczęścia próbował były zawodnik krakowskiej Wisły, Piotr Ćwielong, ale najpierw posłał piłkę nad poprzeczką bramki Sandomierskiego, a później jego uderzenie zostało zablokowane.

Fani Jagiellonii przybyli na stadion w oczekiwaniu na pierwszą tej wiosny bramkę swoich ulubieńców i początek meczu wskazywał na to, że podopieczni Michała Probierza będą mieć w tym meczu sporo sytuacji strzeleckich. Z minuty na minutę obraz gry ulegał jednak drastycznej zmianie.

W 10 minucie w dość kontrowersyjnej sytuacji sędzia odgwizdał faul Jarosława Fojuta 25-metrów od bramki Kelemena, ale uderzenie zawodnika Jagi było niecelne. Jaga bardzo dobrze rozpoczęła to spotkanie. Po dośrodkowaniu Frankowskiego w ekwilibrystyczny sposób próbował strzelać Burkhardt, ale został zablokowany. Do piłki dopadł jeszcze Norambuena i zdaniem wszystkich był faulowany przez Ćwielonga na linii „16” Śląska. Wszystkich, z wyjątkiem sędziego...

W odpowiedzi lewą stroną ładnie zaatakowali Wrocławianie, a konkretnie Waldemar Sobota, ale jego dośrodkowanie było minimalnie za wysokie dla uderzającego niecelnie głową Sebastiana Mili.

Od początku meczu ciężar gry chętnie brał na siebie Marcin Burkhardt. W 22 minucie ładnie rozprowadził akcję gospodarzy lewym skrzydłem, ale płaskie dośrodkowanie Kupisza na bliższy słupek do Essomby zostało wybite w ostatniej chwili przez Jarka Fojuta. W 24. minucie dośrodkowywał z lewej strony boiska Pejović, a bramkarza Śląska o mało co nie zmylił swoją interwencją Socha, ale Kelemen w ostatnich chwili wybił piłkę na rzut rożny.

Po niemal pół godzinie gry goście nieco przycisnęli Jagiellonię, czego efektem były dwa rzuty rożne dla Wrocławian, ale nie przyniosło one żadnego zagrożenia dla bramki Sandomierskiego. W 32. minucie „razy” wymienili Kupisz i Kaźmierczak, ale z uderzeniem pierwszego najmniejszych problemów nie miał Kelemen, natomiast piłka po strzale drugiego prędzej wyleciałaby poza stadion, niż wpadła do siatki.

Widząc słabą dyspozycję w ofensywie piłkarzy Jagiellonii trener Michał Probierz przywołał do siebie Tomka Frankowskiego i zlecił mu przejęcie funkcji reżyserowania gry. Od tego momentu kapitan Jagi grał podobnie jak Stilić w poznańskim Lechu. Na nic to się jednak stało wobec kapitalnego uderzenie Przemysława Kaźmierczaka, który w 37. minucie fenomenalnie przymierzył lewą nogą z 19. metra i fruwający między słupkami Grzegorz Sandomierski nie miał żadnych szans na skuteczną obronę tego technicznego strzału.

Gospodarze nie mogli otrząsnąć się po dość niespodziewanej utracie bramki, a Śląsk robił swoje. W 43. minucie mocno po ziemi z rzutu wolnego uderzał strzelec bramki dla Wrocławian, ale futbolówka minęła o prawie metr lewy słupek bramki Sandomierskiego. Jaga wiedziała, że musi zrobić wszystko, by doprowadzić do remisu jeszcze przed przerwą. Okazja nadarzyła się w 44 minucie, gdy z rzutu wolnego z lewej strony boiska dośrodkowywał Grzyb, ale szansa na bramkę była dosłownie minimalna, gdyż w tym sezonie Jagiellonia jeszcze bramki po stałym fragmencie gry nie zdobyła. Tuż przed zejściem piłkarzy do szatni goście przeprowadzili niemal bliźniaczą akcję do tej z 37. minuty, gdy gola zdobył Kazimierczak. Różnica polegała tylko na tym, że Mila uderzał bez przyjęcia niecały metr obok lewego słupka bramki gospodarzy.

Schodzący na przerwę Tomasz Kupisz powiedział, że ma wielką nadzieję wygrać to spotkanie. Jeśli jednak Jagiellonia nie ruszy zdecydowanie do przodu i nie zacznie stwarzać sobie lepszych sytuacji podbramkowych, to o trzech punktach gospodarze będą mogli tylko pomarzyć.

Już od początku drugiej połowy Śląsk chciał pokazać, że będzie dziś walczył o komplet punktów. Po akcji prawym skrzydłem Sochy i podaniu w środkową strefę boiska na strzał zdecydował się Sztylka, ale piłka poszybowała „Panu Bogu w okno”.

W 49. minucie Sebastian Mila potwierdził dzisiejsze 3-punktowe aspiracje Śląska. Pomocnik Wrocławian dostał piłkę w polu karnym, przełożył ją na swoją słabszą prawą nogę i gdy trzeba było już tylko huknąć na bramkę Sandomierskiego, grający z „11” na plecach Mila… nie trafił w piłkę.

W 55. minucie uśpione nieco trybuny podniosły się po rajdzie Burkhardta. Kibice zaczęli domagać się co raz śmielszych ataków swoich pupili, ale piłkarze Śląska jak na złość odbierali wszystkie piłki w defensywnie i grali bardzo mądrze w ofensywie, gdzie długo przetrzymywali ją m.in. Kaźmierczak, Mila i grający wyjątkowo dobre zawody Waldemar Sobota.

W 61. minucie fatalnie zachował się we własnym polu karnym Pawelec, faulując bezmyślnie w niegroźnej sytuacji Tomka Kupisza i sędzia Małek nie miał żadnych wątpliwości dyktując „11” dla gospodarzy. Do piłki podszedł oczywiście Tomek Frankowski i z nieukrywaną furią potężnym strzałem w lewy róg bramki Kelemena doprowadził do wyrównania. Powtórki pokazały, że to arbiter liniowy zasygnalizował głównemu, że gospodarzom należał się w tej sytuacji rzut karny. A dla Franka było to 9. trafienie w tym sezonie.

Od tego momentu trybuny wręcz oszalały, a Jaga zaczęła grać wysokim pressingiem już na 35-metrze od bramki Wrocławian. W 67. minucie ładną czwórkową akcję przeprowadzili gospodarze, ale kończący ją Seratić uderzył wprost w Kelemena. Śląsk był wyraźnie zagubiony i widać było jak na dłoni, że sytuacja z rzutem karnym odcisnęła silne piętno na ich psychice. I... to by było na tyle, jeśli chodzi o wielką ofensywę Jagi.

W 71. minucie Waldemar Sobota postanowił odgryźć się atakującym gospodarzom, ładnie łamiąc akcję do środka i uderzając mocno w krótki róg, ale Sandomierski nie mógł dać się zaskoczyć. Widać było gołym okiem, że Śląsk, po przetrzymaniu trudnego okresu po utracie bramki, będzie chciał powalczyć w ostatnich minutach o zwycięstwo. W 73. minucie, po dośrodkowaniu z rzutu rożnego, fatalnie kryli we własnej „16” defensorzy gospodarzy, ale zupełnie niepilnowany Kaźmierczak nie potrafił skierować futbolówki do własnej bramki.

Przez kolejne 10 minut gra toczyła się głównie w środkowej strefie boiska. Piłkarze Śląska kilka razy ładnie atakowali skrzydłami, ale brakowało im dokładnych dośrodkować w pole karne Jagi. Z kolei podopieczni Michała Probierza często próbowali się przedostać pod „16” gości lewą stroną boiska i albo tracili futbolówkę, albo kończyli akcję fatalnymi wrzutkami na nadbiegających napastników.

Wprowadzony w 83. minucie Diaz mógł rozstrzygnąć losy meczu, ale po dośrodkowaniu Gancarczyka jego strzał głową kapitalnie wybronił Sandomierski. W ostatnich minutach meczu to Śląsk miał lepsze okazje do zdobycia zwycięskiego gola. W 87. minucie po raz kolejny z fantastyczniej strony pokazał się Grzegorz Sandomierski broniąc uderzenie głową Przemysława Kaźmierczaka, którego idealnym podaniem obsłużył Pawelec.

W ostatniej akcji meczu rzut wolny 35 metrów od bramki Śląska wykonywali jeszcze gospodarze, ale marzenia białostockiej publiczności o zdobyciu decydującej bramki nie ziściły się i mecz zakończył się podziałem punktów.

Czego zabrakło dziś Jadze, by pokonać zespół z Wrocławia? Przede wszystkim chęci szturmowania bramki Śląska po zdobyciu wyrównującego gola. W barwach gospodarzy nie było nikogo, kto pociągnąłby ich grę i wziął na swoje barki odpowiedzialność za drużynę. Co innego w szeregach gości - z bardzo dobrej strony pokazali się Ćwielong, Mila, Kaźmierczak i Sobota, którym trener Lenczyk zawdzięczać dziś może ten wywalczony na ciężkim terenie punkt.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24