ŁKS nowym (tymczasowym) liderem pierwszej ligi

Paweł Hochstim / Dziennik Łódzki
Maciej Bykowski zdobył zwycięską bramkę dla ŁKS
Maciej Bykowski zdobył zwycięską bramkę dla ŁKS Krzysztof Szymczyk / Polskapresse
Niewiele brakowało, aby powtórzyła się sytuacja z ostatniego meczu ŁKS-u w Szczecinie. Tym razem łodzianie zainkasowali trzy punkty, ale to im dopisało szczęście.

ŁKS ŁÓDŹ 1-0 DOLCAN ZĄBKI - zapis relacji NA ŻYWO

W Łodzi upragniony awans rodzi się na razie w wielkich bólach. Po przeciętnej grze przed tygodniem w Szczecinie piłkarze ŁKS dzisiaj zagrali jeszcze gorzej. Ale - co najważniejsze - wymęczyli zwycięstwo nad ostatnim w tabeli Dolcanem Ząbki. A mogło być inaczej, bo w ostatniej minucie piłkę sprzed bramki wybił Marcin Kaczmarek.

Jesienią w poprzednim sezonie Dolcan Ząbki bił się w czołówce pierwszej ligi, ale już dobry rok jest słabeuszem. Piłkarze ŁKS chyba jednak mieli dzisiaj wrażenie, że grają z czołowym polskim zespołem. I tylko Opatrzności oraz indolencji rywali zawdzięczali, że do przerwy nie stracili kilku goli.

Kibice ŁKS, solidnie zlani deszczem tuż przed rozpoczęciem meczu, pewnie nie spodziewali się, że to niejedyny tego wieczoru zimny prysznic. Bo już po kilkunastu minutach goście mogli śmiało prowadzić 3:0. Hubert Robaszek, który niegdyś nie zdał testów w ŁKS, mijał łódzkich obrońców jak slalomowe tyczki, ale w decydujących momentach potwierdzał, że do łódzkiego klubu się nie nadawał. Bogusław Wyparło raz po raz musiał interweniować, ale poważnego zagrożenia jego bramki nie było.

Łodzianie, bądź co bądź główni faworyci do awansu do ekstraklasy, długo nie mogli się przebudzić. Bezbarwnie grał Jakub Kosecki, chowający się za plecy obrońców i niestwarzający absolutnie żadnego zagrożenia. Z kolei po prawej stronie pomocy Maciej Bykowski nie umiał przeprowadzić ani jednej poważnej akcji. A osamotniony w ataku Marcin Mięciel, choć próbował, to też niewiele mógł zdziałać. W 30 minucie po zagraniu Bartosza Romańczuka był najbliżej, ale trafił w słupek. Siedem minut później wyszedł sam na sam z bramkarzem, ale stracił głowę i nie umiał sobie poradzić z Rafałem Leszczyńskim.

Bramkarz Dolcanu prześladował wczoraj nie tylko Mięciela. Pięć minut po przerwie Leszczyński sprawił, że Marcin Smoliński nie został bohaterem meczu. Po tym, jak Piotr Dziewicki sfaulował w polu karnym Mięciela, a sędzia podyktował jedenastkę, bramkarz z Ząbek obronił strzał Smolińskiego. Pomocnik ŁKS miał jeszcze szansę na dobitkę, ale trafił... w słupek.

Najważniejsza chwila jego meczu jeszcze miała jednak nadejść. A była to chwila ważna, zwłaszcza dla Macieja Bykowskiego, który za dokładnie dwa tygodnie obchodziłby piątą rocznicę swojej ostatniej bramki w Polsce. 25 marca 2006 roku Bykowski pokonał bramkarza Cracovii, a jego Górnik Łęczna wygrał 1:0. Później wyjechał do Grecji, gdzie ostatniego gola zdobył w sezonie 2007/2008 w barwach AS Veria. Nic więc dziwnego, że gdy wykorzystał dośrodkowanie Smolińskiego i głową skierował piłkę do bramki, jego radości nie było końca. A ponieważ w ŁKS przełamało się już wielu piłkarzy, którzy byli na różnych zakrętach kariery, to jest szansa, ża na kolejnego gola Bykowski nie będzie musiał tak długo czekać.

Ale animuszu ełkaesiakom wystarczyło zaledwie na kilka minut, bo po golu Bykowskiego łodzianie szybko wrócili do stylu z pierwszej połowy. A w 70 minucie dramat przeżył Smoliński, który z powodu kontuzji musiał opuścić boisko. "Smoła" już wcześniej miał kłopoty ze zdrowiem, a dzisiejszy uraz może go na dłużej wyłączyć z gry.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24