ŁKS utrzyma się w lidze? Dyrektor sportowy ŁKS Łódź daje przykład Pogoni Szczecin

To dla wszystkich ludzi związanych z ŁKS były trudne miesiące. Po euforii związanej z awansem drużyny do ekstraklasy, na głowy fanów, piłkarzy, trenerów i działaczy wylano w ostatnim czasie wiadro zimnej wody.

W klubie przy al. Unii nie udało się stworzyć drużyny, która mogłaby się mierzyć z wyzwaniami stawianymi przez najwyższą klasę rozgrywkową. Efekt? Ostatnie miejsce w tabeli i czternaście porażek na koncie.

ŁKS jest też zespołem, który w dwudziestu spotkaniach stracił najwięcej goli - aż 37. Nie ma się zatem co dziwić, że działacze sięgnęli głębiej do kieszeni i pozyskali dwóch nowych zawodników, ma się rozumieć - obrońców.

Pierwszy to Carlos Moros Gracia. Pochodzący z Sagunto środkowy obrońca przez ostatnie trzy sezony występował w szwedzkiej ekstraklasie w barwach GIF Sundsvall. Drugi to Maciej Dąbrowski. 32-letni defensor przez ostatnie dwa lata bronił barw Zagłębia Lubin.

Fani ŁKS wierzą, że będą kolejne transfery, bo tego wymaga chwila i sytuacja drużyny w tabeli.

Widać jednak, że dobry humor nie opuszcza dyrektora sportowego ŁKS. Krzysztof Przytuła w jednym z wywiadów, pewnie ku pokrzepieniu serc, daje przykład Pogoni Szczecin z 2017 roku. Przypomina, że wówczas Pogoń po 21 kolejkach mistrzowskich miała na koncie siedemnaście punktów.

- Z tego, co pamiętam, Pogoń wtedy w zimowej przerwie wzmocniła się tylko jednym znaczącym piłkarzem, Adamem Buksą, który nie grał w Zagłębiu Lubin. I utrzymała się. Na starcie zeszłego sezonu Portowcy znów wszystko przegrywali, ale nie spadli. Dziś grają o mistrzostwo. To dobry przykład dla nas, że można się wygrzebać, zamiast od razu zmieniać trenera.

Pewnie kibice zamiast statystycznych ciekawostek woleliby usłyszeć wieści dotyczące kolejnych wzmocnień.