W wyścigu po hitu transferowy ŁKS praktycznie nie miał konkurencji. Patrząc na ruchy kadrowe klubów pierwszej ligi, widać... kłopoty finansowe. Zdecydowana większość pierwszoligowych transferów to transakcje bezpłatne. A w sytuacji, gdy za kogoś trzeba zapłacić, kluby często wycofywały się z negocjacji.
Tak było choćby w przypadku Marcina Nowackiego, który porozumiał się z ŁKS, ale nie udało mu się rozwiązać umowy z Wisłą Płock, w której zapisana była klauzula jej rozwiązania za 500 tysięcy złotych. Wprawdzie płocczanie byli skłonni znacząco obniżyć wymagania, ale łodzianie nawet nie podjęli negocjacji. Podobnie sytuacja wygląda w innych klubach.
Najbardziej aktywni na rynku transferowym byli szefowie ŁKS, Pogoni Szczecin i Górnika Łęczna, którzy pozyskali piłkarzy o wysokich umiejętnościach. Oczywiście najważniejsza jest wysokość proponowanych zarobków, ale nie tylko. Piłkarze chętniej zgodzą się na podpisanie umowy w takim klubie jak ŁKS, czy Pogoń, niż choćby w Ruchu Radzionków. A właśnie z Radzionkowem ełkaesiacy rywalizowali o Mięciela i Jakuba Koseckiego. W obu przypadkach piłkarze zdecydowali się na grę w Łodzi.
ŁKS w większości zatrudnił piłkarzy z przeszłością w ekstraklasie. Mięciel, Marcin Smoliński, Dariusz Kłus i Damian Seweryn przez wiele sezonów grali w najwyższej klasie rozgrywkowej. Podobnie zresztą jak Tomasz Jarzębowski, następny z piłkarzy Legii, który jest na liście życzeń ŁKS.
Znacząco wzmocniła się także Pogoń, która - obok ŁKS - jest największym faworytem do wywalczenia awansu. Szczecinianie zrezygnowali z kilku przeciętnych piłkarzy, a w ich miejsce pozyskali naprawdę wartościowych zawodników, jak Marcina Dymkowskiego i Roberta Kolendowicza z Odry Wodzisław Śląski, Bartosza Ławę z Arki Gdynia, czy Łukasza Matuszczyka z KSZO Ostrowiec, którym jeszcze pół roku temu poważnie interesował się ŁKS. Ale, podobnie jak w przypadku transferów łódzkiego klubu, każda z tych transakcji ma wspólny mianownik - piłkarz musi mieć swoją kartę na ręku, czyli nie trzeba za niego płacić.
Kto może być trzecią siłą w pierwszej lidze? Być może Górnik Łęczna, który po wyrzuceniu z ekstraklasy za korupcję do tej pory próbuje się podnieść. Klub z Lubelszczyzny wypożyczył Bułgara Daniela Bożkowa i Macedończyka Dejana Miloseskiego z Widzewa oraz zatrudnił m.in. Pawła Magdonia i Adriana Paluchowskiego.
Nieźle wygląda też kadra biednego jak mysz kościelna Piasta Gliwice, wzmocniona m.in. Michałem Chałbińskim, Krzysztofem Kozikiem, Adrianem Klepczyńskim i Jakubem Szmatułą.
Znaczących transferów dokonali także szefowie GKS Katowice, którzy mają problem z regulowaniem zaległości, ale nie przeszkadza im to w zatrudnianiu nowych graczy. Ostatnio do PZPN trafiła skarga wychowanka ŁKS Marcina Krysińskiego, który domaga się wypłaty zaległych pieniędzy od GKS. Mimo to katowiczanie, którzy aktualnie są w trakcie przekształceń własnościowych, pozyskali już m.in. Przemysława Pitrego z Górnika Zabrze, a także Piotra Piechniaka, Bartłomieja Chwalibogowskiego i Jacka Kowalczyka z Odry Wodzisław.
Największym dostarczycielem piłkarzy jest właśnie Odra, czyli spadkowicz z ekstraklasy, który ma duże szansę w tym roku opuścić także szeregi pierwszoligowców. Z Odry odeszli niemal wszyscy piłkarze, a w ich miejsce pozyskano anonimowych graczy, z których najbardziej znany jest Andrzej Rybski, były zawodnik m.in. Widzewa i Lechii Gdańsk.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?