Lotto Ekstraklasa. Co za dominacja! Jagiellonia pokonała Legię i umocniła się na czele tabeli

Kaja Krasnodębska
Kaja Krasnodębska
Legia Warszawa - Jagiellonia Białystok 0:1
Legia Warszawa - Jagiellonia Białystok 0:1 Bartek Syta
Lotto Ekstraklasa. Miał być hit i był hit. W pierwszej połowie w roli głównej wystąpił VAR. Po weryfikacji sędzia Daniel Stefański najpierw wyrzucił z boiska Domagoja Antolicia, a chwilę później nie uznał bramki zdobytej przez Przemysława Frankowskiego. Piłkarze Jagiellonii dopięli jednak swego tuż przed przerwą, gdy rzut karny wykorzystał Arvydas Novikovas. Po zmianie stron Legia nie była w stanie poważniej zagrozić gościom, którzy w ostatnich minutach przypieczętowali wygraną.

- We wtorek wrócimy na pozycję lidera – odważnie zapowiadał Arkadiusz Malarz po czwartkowym remisie z Cracovią. Golkiper Legii z pełnym przekonaniem mówił, że niesieni dopingiem mają wszystko, żeby poradzić sobie z białostoczanami. Przede wszystkim praktycznie optymalny skład – do zdrowia powrócił już nawet Chris Philipps. Luksemburczyk po meczu przerwy zawitał w wyjściowej jedenastce. W składzie podopiecznych Romeo Jozaka większych niespodzianek nie było. Wydawało się, że do boju z aktualnym liderem – Jagiellonią Białystok chorwacki szkoleniowiec wystawił swoich najlepszych zawodników. Podobnie zresztą jak Ireneusz Mamrot. Jego podopieczni niesieni serią trzech zwycięstw do Warszawy przyjechali zawalczyć o komplet punktów. Zwłaszcza, że jesienią to oni okazali się lepsi od mistrza Polski. Jedynego gola zdobył wówczas Fiodor Cernych.

Litwin zimą odszedł do Rosji, więc na powtórkę scenariusza nie było szans. Najdzielniejsi kibice, którzy tego zimowego wtorku zdecydowali się pojawić przy Łazienkowskiej 3 nie mogli jednak żałować. Na pierwsze sytuacje nie trzeba było czekać ani wcale. Warszawianie od razu popędzili z pierwszą akcją, a chwilę później gorąco zrobiło się już pod bramką Arkadiusza Malarza. Z premierowego kwadransa w pamięci pozostaną jednak nie najładniejsze faule. Najpierw Marko Vesović wpadł w Guilherme, a chwilę później Domagoj Antolić mocno wszedł w jednego z rywali w środku pola. Po wideoweryfikacji VAR prowadzący to spotkanie Daniel Stefański zdecydował się pokazać drugiemu z Chorwatów czerwoną kartkę. I tak po 15. minutach warszawianie zostali na murawę w dziesiątkę.

Chwilę później sędzia pochodzący z Bydgoszczy arbiter ponownie zdecydował się na skorzystanie z powtórki, lecz tym razem podjął decyzję, która cieszyła jedynie gospodarzy. Nie uznał bowiem trafienia autorstwa Przemysława Frankowskiego po świetnym podaniu Arvydasa Novikovasa. Litwin na wpisanie się do meczowego protokołu musiał więc jeszcze poczekać. Zrobił to dopiero przed przerwą wykorzystując podyktowaną chwilę wcześniej jedenastkę. Golkiper Legii nie tylko nie powstrzymał białostoczan przed zdobyciem bramki, ale też sam ten stały fragment gry sprowokował. To on faulował wbiegającego w pole karne Romana Bezjaka. Patrząc na obraz pierwszej połowy wydaje się, że Jagiellonia prowadziła jak najbardziej zasłużenie. Nie tylko miała aż 67% posiadania piłki, ale też oddała prawie cztery razy więcej strzałów niż jej rywal ze stolicy.

Na drugą połowę obie ekipy wyszły bez zmian. Jozak z uwagi na czerwony kartonik Antolicia pierwszej korekty dokonał już przed przerwą – ściągnął ofensywnie nastawionego Eduardo da Silvę, a w jego miejsce do boju ruszył obrońca Łukasz Broź. Nie usprawiedliwiało to jednak niskiej aktywności gospodarzy w ataku. Podobnie jak w pierwszej części, tak i później przewagę miała Jagiellonia. I choć nie kreowała sobie już tylu sytuacji strzeleckich, to wciąż miała lepsze szanse na zdobycie gola. Malarz miał spore problemy z próbami Bezjaka czy Novikovasa.

Minuty mijały, a wynik się nie zmieniał. Można było się domyślić, że białostoczanie na spokojnie dowiozą ten wynik do końca. Ostatecznie wciąż mieli przewagę w posiadaniu piłki i częściej znajdowali się na połowie przeciwnika. Tempo gry jednak spadło, a wraz z nim także liczba oddawanych prób. Mariusz Pawełek marzł niemiłosiernie oglądając futbolówkę jedynie z daleka, niewiele więcej pracy miał też Malarz. Najciekawszym wydarzeniem jawiło się więc przestawienie do ofensywy Williama Remy’ego. Francuz, który dotąd występował na stoperze przeniósł się do przodu. Pokręcił trochę między obrońcami Jagiellonii, lecz w skutek braku podań od kolegów z zespołu nie zdołał wpłynąć na końcowy rezultat.

Zrobił to natomiast Karol Świderski. Zawodnik, który przed tygodniem w doliczonym czasie gry ustalił wynik meczu z Lechią Gdańsk na 4:1, tym razem nieco wcześniej zdołał pokonać golkipera rywali. Otrzymał precyzyjną wrzutkę z prawej strony i głową wpakował piłkę do siatki. Tym samym goście zwyciężyli przy Łazienkowskiej 2-0. To oni ponownie okazali się lepsi w pojedynku najpoważniejszych pretendentów do mistrzostwa i w konsekwencji spędzą kolejne kilka dni na pozycji lidera. Dla podopiecznych Ireneusza Mamrota to czwarte zwycięstwo z rzędu. W 2018 roku nie stracili jeszcze nawet punktu.

Atrakcyjność meczu: 7/10
Piłkarz meczu: Przemysław Frankowski

EKSTRAKLASA w GOL24

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24