Maciej Żurawski pożegnał się z Wisłą (wideo)

Bartosz Karcz/Gazeta Krakowska
Maciej Żurawski nie żałuje, że wrócił do Wisły. Dzięki temu zdobył jeszcze jedno mistrzostwo Polski
Maciej Żurawski nie żałuje, że wrócił do Wisły. Dzięki temu zdobył jeszcze jedno mistrzostwo Polski Wojciech Matusik/Polskapresse
Gdy na mistrzowskiej fecie powiedział, że kończy z Wisłą, ale nie z Krakowem, nie wszyscy zrozumieli jego słowa. Tymczasem Maciej Żurawski kupił apartament w centrum miasta i swoje życie wiąże właśnie z Krakowem.

Wisła Kraków - wyniki, mecze, live - więcej na stronie klubowej "Białej Gwiazdy"

W ubiegłą niedzielę krótko przed godziną 21 na krakowskim Rynku kilkadziesiąt tysięcy gardeł ryknęło: "Jesteś legendą, hej, "Żuraw", jesteś legendą!". Tak kibice Wisły żegnali piłkarza, który jest symbolem sukcesów "Białej Gwiazdy" początku XXI wieku. Piłkarza, który w lecie 2010 r. zdecydował się na powrót do Krakowa, by jeszcze raz cieszyć się z mistrzowskiej korony, 9. w jego bogatej karierze.

Dzisiaj słowa Żurawski i Wisła są nierozłączne. Trudno w to uwierzyć, ale w 1999 roku piłkarz długo wahał się, czy przenieść się do Krakowa. Silnie związany z Poznaniem, nie bardzo chciał zmieniać adres na krakowski.

W tamtych latach Wisła opierała jednak swoją siłę na sprowadzaniu najlepszych polskich piłkarzy i koniecznie chciała mieć "Żurawia" u siebie. Lech nie był obecnym "Kolejorzem" z bogatym finansowym zapleczem i stadionem na ponad 40 tysięcy miejsc. Poznaniacy cienko przędli, więc dwa miliony marek za swojego napastnika wzięli z pocałowaniem ręki.

Trudne początki
Umowa była skonstruowana w taki sposób, że Żurawski miał się przenieść do Wisły dopiero gdy Lech odpadnie z Pucharu UEFA. Na krótko przed tym faktem oba zespoły spotkały się w ligowym meczu przy ul. Bułgarskiej. Doszło do niecodziennej sytuacji, bo Żurawski zagrał przeciwko drużynie, do której miał się przenieść lada moment. Sentymentów nie było, Lech wygrał 4:1, z kiepsko grającą w tym okresie Wisłą, a "Żuraw" strzelił dwie bramki.

Niedługo po tym meczu piłkarz wylądował w Krakowie. Gdy w pierwszych wywiadach dziennikarze pytali Żurawskiego o te bramki, ten mocno się czerwienił.

W ogóle "Żuraw" nie przypominał wtedy obecnego człowieka. Stremowany zamieszaniem wokół swojej osoby, dopiero uczył się kontaktów z mediami. Zagubiony w nowym środowisku, uczył się też grać w nowym klubie, a początki wcale nie były łatwe. Prezentował się nieźle, ale trudno było powiedzieć, że to największa gwiazda drużyny. Sześć bramek, jakie strzelił dla Wisły w pierwszym sezonie, czy osiem w następnym, nikogo na kolana rzucić nie mogło.

Eksplozja jego talentu nastąpiła w sezonie 2001/2002. Co prawda Wisła musiała wtedy uznać wyższość Legii w walce o mistrzostwo, ale na osłodę pozostał Puchar Polski i pierwsza w karierze Żurawskiego korona króla strzelców. To było dopiero preludium do tego, co miało nastąpić w następnym sezonie.

Przedstawił się Europie

Latem 2002 roku mało kto przypuszczał, że Wisła przystępuje do sezonu, który okaże się najlepszym w historii "Białej Gwiazdy", który przyniesie jej pierwszy i jedyny do tej pory dublet, a także znakomite występy w europejskich pucharach.

Ogromny wkład w te sukcesy miał Żurawski, który na polskich i europejskich boiskach strzelał jak karabin maszynowy. W Pucharze UEFA Wisła przeszła najpierw słabe Primorje Ajdovscina. Później przyszło jej już toczyć boje z uznanymi na Starym Kontynencie firmami. O sile "Białej Gwiazdy" przekonały się Parma i Schalke Gelsenkirchen. Firmowy zwód "Żurawia", (lekkim balansem ciała oszukiwał obrońcę, by po chwili mocnym strzałem posłać piłkę do siatki) poznała cała Europa.

Po tych meczach Żurawski był już gwiazdą w pełni tego słowa znaczeniu. To już nie był nieśmiały chłopak z Poznania. Farbował włosy, zaczął inaczej się ubierać, a po meczach ze swadą i często trafną puentą potrafił podsumować swoją grę.

Do historii polskiej piłki przeszedł szczególnie magiczny wieczór na stadionie w Gelsenkirchen, gdy Wisła rzuciła na kolana Schalke. Do dzisiaj można zobaczyć w internecie akcję, w której krakowianie wymienili czternaście podań. Niemcy tylko bezradnie się przyglądali, a zwieńczeniem tej akcji był strzał Żurawskiego do siatki.

Po takich występach coraz głośniej mówiło się o tym, że Maciek wyjedzie z Polski, bo w kraju osiągnął już wszystko. Został jeszcze do 2005 roku, pomógł Wiśle zdobyć dwa kolejne tytuły mistrza Polski i odszedł do wielkiego klubu, jakim bez dwóch zdań jest Celtic Glasgow.
W Szkocji bardzo udany miał pierwszy sezon, w którym strzelił 20 bramek, zdobył mistrzostwo kraju i zasłużył na porównania do samego Henrika Larssona, żywej legendy "The Bhoys".

To był najlepszy okres w jego zagranicznej karierze. Później było już gorzej. Nękany kontuzjami grał coraz mniej i strzelał coraz mniej. W końcu w lutym 2008 roku Żurawski przeszedł do Larissy, gdzie już na dzień dobry, bo w debiucie, przypomniał wszystkim, że nadal potrafi strzelać bramki. W Larissie grał przez 1,5 roku, strzelił 15 bramek.

Powrót do Krakowa
Już gdy rozstawał się z greckim klubem, był przymierzany do Wisły. Prowadzone były nawet wstępne rozmowy w sprawie jego powrotu. Wybrał Omonię Nikozja, która zapewniła mu lepsze wynagrodzenie. "Żuraw" zdawał sobie sprawę, że jego kariera powoli dobiega końca i że to może być już ostatni naprawdę dobry kontrakt. Zarobił, co miał zarobić na Cyprze. Znów strzelił gola w debiucie i dorzucił do swojej bogatej kolekcji ósmy mistrzowski tytuł. Jak się miało okazać, nie ostatni.

Latem 2010 roku Kraków obiegła sensacyjna wiadomość - Żurawski wraca do Wisły! Cieszył się, że znów będzie mógł grać w klubie, z którym tyle osiągnął. Życie zweryfikowało oczekiwania jego i kibiców. Grał słabo, w sezonie, we wszystkich rozgrywkach, strzelił raptem trzy bramki. Okazały się one jednak o tyle ważne, że powiększyły dorobek piłkarza do 150 goli strzelonych dla "Białej Gwiazdy". To już jednak nie był ten sam Maciek.

Brakowało mu szybkości, zawodził instynkt. Do głosu dochodziła frustracja. Po przegranym meczu w Chorzowie z Ruchem wypalił do reportera stacji Canal Plus słynne zdanie o bandzie nieodpowiedzialnych ludzi, jaką miała być Wisła.

Takich momentów w karierze Żurawskiego, gdy okazywał aż takie nerwy, nie było wiele. Z wcześniejszych lat można przypomnieć jedynie wywiad w przerwie meczu z Katowicami, gdy sędzia nie podyktował ewidentnego karnego dla Wisły i wymianę zdań z bramkarzem Radosławem Majdanem po przegranym meczu w Pucharze Polski.

W pewnym momencie Żurawski pogodził się z rolą rezerwowego. Po szczerej rozmowie z trenerem Robertem Maaskantem zaczął pomagać drużynie w inny sposób niż na boisku. Choćby pracując nad Patrykiem Małeckim, dla którego jest idolem i z którym dzielił pokój podczas wyjazdów.

W ostatnich tygodniach Wisła zmierzała po trzynasty tytuł mistrza Polski, ale Żurawski nie miał już na to wielkiego wpływu. Mimo to, na kilka dni przed ostatnim meczem w barwach Wisły, nie żałował, że zdecydował się na powrót. - Chciałem wrócić do Wisły, chciałem zagrać na nowym stadionie. To mi się udało. Jestem zadowolony, że mogłem tutaj znów zagrać, dla kibiców, dla drużyny, dla siebie - powiedział.

Zagrał jeszcze raz, 48 minut w kończącym sezon meczu z Polonią Warszawa. Po raz ostatni jako kapitan wyprowadził zespół na boisko. Gdy je opuszczał, koledzy z drużyny utworzyli szpaler i razem z 24 tysiącami kibiców bili brawo piłkarzowi, który zasłużył na takie pożegnanie jak mało kto.

Pieśń o Maćku Żurawskim
Kibice śpiewają o Żurawskim, że jest legendą. Dla Wisły jest nią z całą pewnością. Oczywiście mógł osiągnąć więcej, choćby w reprezentacji, dla której strzelał ważne bramki podczas eliminacji do dużych imprez. Już jednak na mistrzostwach świata czy Europy zawodził, tak jak zresztą cała nasza drużyna.

Dzisiaj nie wiadomo jeszcze, czy Żurawski definitywnie zakończy karierę. Decyzję ma podjąć w czasie urlopu. Może pogra jeszcze w Warcie Poznań, gdzie się wychował, być może gdzie indziej. Podjął natomiast już inną bardzo ważną decyzję. Gdy na mistrzowskiej fecie w Rynku Głównym powiedział, że kończy z Wisłą, ale nie z Krakowem, nie wszyscy zrozumieli jego słowa. Tymczasem Maciek kupił niedawno apartament w centrum miasta i swoje życie po karierze wiąże właśnie z Krakowem. Dobrze wie, co robi. Tutaj zawsze będzie darzony wielkim szacunkiem, zawsze będzie mógł liczyć na specjalne miejsce na stadionie przy ul. Reymonta.

Dał kibicom Wisły tyle radości, że długo nie zapomną o "Żurawiu, władcy muraw".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24