Marek Szczerbowski, prezes GKS Katowice: Zapraszam panów z taczką na rozmowę w klubie [WYWIAD]

Rafał Musioł
Rafał Musioł
Zobacz kolejne zdjęcia. Przesuwaj zdjęcia w prawo - naciśnij strzałkę lub przycisk NASTĘPNE
Zobacz kolejne zdjęcia. Przesuwaj zdjęcia w prawo - naciśnij strzałkę lub przycisk NASTĘPNE Lucyna Nenow / Polska Press
Rozmowa z Markiem Szczerbowskim, prezesem GKS Katowice. Marek Szczerbowski odpowiada m.in. na pytania o finanse klubu, stosunki z kibicami i czy myśli o zostaniu dyrektorem na nowym stadionie.

Hokeiści GKS Katowice zdobyli mistrzostwo Polski, siatkarze po raz pierwszy zagrali w play-off, piłkarze utrzymali się w I lidze, a piłkarki zajęły czwarte miejsce, najlepsze w historii. Mimo tych osiągnięć atmosfera wokół klubu, zwłaszcza ze strony kibiców, jest średnia. Skąd ten rozdźwięk?
Ja nie mam takiego wrażenia. Jest potężna rzesza kibiców oraz potencjalnych kibiców, czyli sympatyzujących z GieKSą, ale nie chodzących na mecze, która docenia to, co udało się osiągnąć. Mam jednak świadomość, że po drugiej stronie jest jakaś grupa mająca inne zdanie. Patrząc na historię klubu to jednak pewna tradycja. Zawsze byli tacy, którzy kontestowali zawodników, nazywających ich wkładami do koszulek, oraz często zmienianych trenerów. Widocznie taki już mają charakter. Teraz ta energia została skierowana w trochę inną stronę.

Ta „inna strona” to najwyraźniej Marek Szczerbowski. Słychać to było właściwie na każdym wiosennym meczu.
To wynika z tego, że jestem reprezentantem klubu. Tyle, że ocena działania spółki akcyjnej należy do organu nadzorczego, czyli właściciela. Tam weryfikują wszystkie działania na podstawie dokumentów. Z tego co wiem nasz nadzorca, czyli miasto, nie wnosi zastrzeżeń do mojej działalności.

Stare powiedzenie mówi, że jeśli nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Nadepnął pan komuś na odcisk dokonując cięć w klubie?
Nie jest moja rolą ocenianie tego, co było w klubie w przeszłości. Mogę tylko mówić o tym, co dzieje się obecnie i co widać w raportach. Podam przykład wpływów z biletów. W hokeju przy bardzo podobnej frekwencji wzrosły nieprawdopodobnie. W obecnym sezonie wyniosły 525.672 zł, podczas gdy w rozgrywkach 2018/19 było to niecałe 196 tysięcy. Skok w siatkówce w tym samym okresie: z 62.200 zł do 103.700. W piłce nożnej z 340.000 do blisko 472.000, bez czterech meczów z pustymi trybunami. Proszę zwrócić uwagę, że porównujemy liczby do czasów sprzed pandemii, bo tylko to jest miarodajne. Ceny biletów zmieniły się w niewielkim stopniu, zdecydowanie nie uzasadniającym tych danych. Różnice muszą dawać do myślenia.

W kontekście piłki to zaskakujące, bo frekwencja jest mizerna.
Mamy własne dane analityczne. Frekwencja nie spada i średnia wynosi ponad 2.000 osób. Poprzednich lat nie oceniam, bo nie jest tajemnicą, że frekwencja była świadomie zawyżana.

Ile wynosi budżet klubu?
Mamy go zaplanowany do drugiego miejsca po przecinku i obejmuje okres od lipca poprzedniego roku do końca czerwca obecnego. W zeszłym roku koszty na cztery sekcje wyniosły niespełna 20,5 mln zł, teraz jest podobnie. Żeby zarysować tło: w 2019 roku planowano wydatki na poziomie 37,952 mln złotych. Odliczając spłaty pożyczek realnie chodziło o 28 milionów. W kolejnym roku, gdy przyszedłem na Bukową, zamknęliśmy się w 18 milionach. Znacznie obniżyliśmy koszty, co oznaczało jednocześnie znacznie mniejsze obciążenie dla miasta, a wynik sportowy mamy porównywalny lub lepszy.

Adekwatny do budżetu?
W hokeju mamy na pewno nie pierwszy, raczej trzeci, a nawet chyba czwarty budżet w lidze, w siatkówce przedostatni w PlusLidze, w piłce mężczyzn plasujemy się finansowo w Fortuna 1. Lidze około dziesiątego miejsca, w kobiecej tabeli w pierwszej czwórce, piątce. Wynik sportowy był więc wyższy niż budżetowy. Ale jeśli wszyscy nadal będą wykonywać swoje obowiązki tak profesjonalnie i z takim zaangażowaniem to wahnięcia nie powinny być zbyt duże.

Ma pan jednak ten komfort, że zawsze można wykonać telefon do Urzędu Miasta...
Od trzech lat nie było takiej sytuacji awaryjnej i niezaplanowanej. Teraz mamy trochę z taką do czynienia, bo mistrzostwo Polski hokeistów oznacza dodatkowe nadzwyczajne wydatki związane z Ligą Mistrzów. Będziemy grać z najlepszymi zespołami w Europie, musimy się godnie zaprezentować.

A piłkarzom za utrzymanie nie wypłaciliście premii?
Drużyna dostaje premie za wygrane mecze, wiedzą ile mogą podnieść z boiska, wszystko jest precyzyjnie zapisane. Nie przewidzieliśmy ekstra pieniędzy za utrzymanie.

Nad GKS-em ciąży sprawa, w której ZUS domaga się 4 milionów złotych za podpisywanie z piłkarzami podwójnych umów - o pracę i zlecenie.
Chodzi o lata 2015-2019. Utworzyliśmy rezerwę budżetową na wypadek przegrania sprawy. W sądzie bronimy stanowiska ówczesnych władz klubu, zobaczymy czy znajdzie to zrozumienie.

To był błąd czy typowa dla polskiej piłki kreatywna księgowość?
Nie odpowiem na to pytanie do czasu uzyskania prawomocnego wyroku.

Wracając do kosztów: na czym pan zaoszczędził?
Połowę zyskaliśmy na niższych kontraktach zawodników, obniżeniu kosztów organizacji imprez i obsłudze kosztów uzyskania przychodu. Drugiej połowy nie jestem jednak w stanie wskazać.

Przyznam, że nie rozumiem.
Tylko tyle mogę powiedzieć. Nie mam zresztą już zamiaru tego sprawdzać.

Obniżka kosztów wiąże się z redukcją zatrudnienia. Można usłyszeć opinię, że poszło to za daleko i obecni pracownicy są nadmiernie obciążeni obowiązkami.
Zmieniła się struktura zatrudnienia, bo trzeba było ją zracjonalizować. Na przykład obsługę księgową prowadziło siedem osób, teraz są trzy. Zapewniam, że klub funkcjonuje właściwie.

Dużym echem odbiły się zmiany w Akademii GieKSy.
Zmiany dokonane w czerwcu 2021 przyniosły spodziewane efekty.

Efekty powinno być widać przede wszystkim w pierwszej drużynie.
Pojawił się już Patryk Szwedzik. Teraz z pierwszą drużyną już trenuje kilku wychowanków. Ten proces niestety musi trwać. Czy z procesu jesteśmy zadowoleni? Bardzo. A z efektów? Na razie nie, ale trzeba na to poczekać. Docelowo chcemy dorównać do tych dwóch-trzech klubów, które w Polsce potrafią żyć z transferów. Na przeszkodzie stoją kwestie infrastrukturalne, poprawiane systematycznie przez miasto, ale jeszcze dalekie od optymalnego.

Podobno mocno ograniczył pan Klub Biznesu...
GKS Katowice jest klubem sportowym i musi skupić się na tym, by oferować najlepszy możliwy produkt sportowy. Współpraca biznesowa ma sens wtedy, gdy przynosi klubowi wymierne korzyści finansowe. Obecni partnerzy klubu mają z nami właśnie takie umowy i ten kierunek zamierzamy konsekwentnie realizować.

Ile pieniędzy zarabiacie bez pomocy miasta?
Uzyskujemy środki zewnętrzne nie w setkach tysięcy, a milionach złotych. Dokładnie około 4 milionów. Wliczamy do tego także prawa telewizyjne.

W Katowicach jest sporo klubów, które o takich pieniądzach, jakie dostaje GKS, mogą tylko pomarzyć.
Konkurencja nas mobilizuje i chcemy rywalizować jakością, a nie monopolem. W mojej opinii współpraca jest coraz lepsza i chyba jesteśmy coraz lepiej postrzegani.

Kibice GKS widzą ogromny, a już na pewno w Ekstraklasie. Jaki będzie cel na przyszły sezon?
Chcemy zbudować zespół, który osiągnie cel znacznie szybciej niż miało to miejsce w minionym sezonie.

Czyli gra znów będzie się toczyć o utrzymanie?
Jeśli szybko je sobie zapewnimy, to kto wie dokąd nas to zaprowadzi.

Może powie pan wprost, że z planami awansu czekacie aż powstanie nowy stadion?
Nowa infrastruktura to na pewno nowy i mocny bodziec. A ponieważ mamy perspektywę przenosin już nie tak odległą, jak to jeszcze niedawno mogło się wydawać, to klub i nasi sportowcy dostali wyraźny impuls żeby się rozwijać.

Jest w pana planach posada dyrektora stadionu?
Pierwsze słyszę. Nigdy z nikim nie zamieniłem na ten temat ani jednego zdania. To całkowita nieprawda, zwykła plotka. Myślę nawet, że w tej chwili nikt w Katowicach nie myśli jeszcze o rozwiązaniach personalnych.

Po długoletnim dyrektorowaniu na Stadionie Śląskim nie ciągnie pana w tę stronę?
Życie jest pełne niespodzianek, ale nie sądzę, żeby tak się stało w tym przypadku.

Wierzy pan, że nowy stadion będzie stanowił przełom także dla frekwencji i że nie będzie to tylko krótkotrwały impuls wynikający z ciekawości?
Przygotowywanie nowego środowiska skupionego wokół klubu to proces długotrwały i prowadzimy go od co najmniej dwóch lat. Akcja Serduszko GieKSy, szkolenie dzieci i młodzieży, przedsięwzięcia społeczne oparte na szkołach, to wszystko pokazuje, że chcemy zaprosić na stadion nowych ludzi, także najmłodszych. Dążymy do tego, by dawać ludziom nie tylko widowiska sportowe, ale i wokółsportowe. Dlatego kupiliśmy dmuchańce i inne atrakcje dla dzieci, które już zapraszamy za darmo na stadion. Chodzi o to, żeby mecze stały się wydarzeniem rodzinnym i stanowiły element spędzania czasu, który dobrze się będzie kojarzyć. Po to animujemy profesjonalną strefę kibica. To wszystko „zagra” jednak tylko wtedy, gdy na tym obiekcie będzie systemowo bezpiecznie.

I w ten sposób przechodzimy do zadymy podczas spotkania z Widzewem, która stanowiła punkt zwrotny w pana kontaktach z kibicami.
Samo wydarzenie było dla nas bardzo trudne, bo wydawało się, że coraz więcej działań powinno wpływać na minimalizację aktów agresji. Sprostaliśmy jednak zadaniu, bo nie doszło do przekroczenia linii ogrodzenia, czyli do bezpośredniej konfrontacji kibiców, a co za tym idzie, wejścia policji. To udało się na Bukowej chyba po raz pierwszy. Ale zdarzenie uświadomiło nam, że sprawy bezpieczeństwa znów musimy traktować priorytetowo.

Rozmawiając kilka dni po meczu twierdził pan, że wsparcie ze strony miasta było mocne, ja uważałem, że wręcz przeciwnie...
Wszystko jest już na pewno jasne po tym, jak prezydent Marcin Krupa powiedział publicznie, że mamy pełne wsparcie w naszych działaniach i że nie ma miejsca w miejskim klubie na takie wydarzenia. Prezydent spotkał się zresztą z wszystkimi pracownikami klubu i mocno ich wsparł. Rozmowy o konkretnych posunięciach trwają, są na etapie przygotowań. Jak zapadną decyzje to wszyscy zainteresowani je poznają.

Jest pan zwolennikiem opcji dyplomatycznej czy radykalnej, na przykład mocnego podniesienie cen biletów?
To proces, na który składa się wiele elementów, a celem jest trwała zmiana postaw kibiców. Ważne będą działania edukacyjne.

Bardzo idealistyczna wizja.
Ale możliwa do realizacji i efektywna. W wielu krajach przyniosła efekty, u nas dopiero to się zaczyna.

Stowarzyszenie Kibiców GKSKatowice jest po pana stronie?
Poszukujemy płaszczyzny dialogu. Chcemy dążyć do tego, by wszyscy ich przedstawiciele nie akceptowali zachowań i postaw uderzających w wizerunek klubu.

Podstawienie taczki z pana nazwiskiem pod drzwi klubowego budynku było elementem dialogu?
Zaskoczę pana i coś pokażę. (Marek Szczerbowski włącza film z monitoringu, na którym widać dwie osoby z taczką). Wiemy, kto ją podstawił. Ja osobiście nie mam pretensji. To młodzi ludzie, poszukują swojej wspólnoty, a my chcemy ich zaprosić, żeby skorzystali z naszych ideałów. Chciałbym ich zaprosić do klubu i porozmawiać w spokojny sposób. Proszę to przekazać także za pośrednictwem tego wywiadu.

O sprawach bezpieczeństwa będzie też głośno w kontekście hokejowej Ligi Mistrzów. Mecze GKS-u na Janowie, gdzie dominują kibice Ruchu, będą stanowić duże wyzwanie dla policji...
Szkoda, że wykluczony został Spodek. Najpierw było daleko, potem nawet blisko, ale mistrzostwa świata w siatkówce definitywnie wykluczyły tę opcję. Władze miasta z bardzo dużą uwagą podchodzą do spraw bezpieczeństwa, mając świadomość, że jednocześnie rozgrywane mecze siatkarzy też będą absorbować służby. Optymalne rozwiązania są opracowywane.

Pierwszą decyzję podjął wojewoda zamykając stadion. Miał pan na to wpływ?
Nie rozmawiałem z wojewodą. Potem po prostu dostosowaliśmy się do jego decyzji. Organizowanie imprez niemasowych było wykluczone ze względu na regulacje licencyjne i przepisy prawa powszechnego.

O celach piłkarzy na najbliższy sezon już pan wspomniał. A plany innych sekcji?
W hokeju jesteśmy mistrzami, więc nie możemy grać o szóste miejsce. Podstawowym celem musi być półfinał, a w nim, jak pokazał ten rok, wszystko może się zdarzyć, a decydujący może okazać się jeden gol. W siatkówce chcielibyśmy powtórzyć awans do ósemki. A kobiety? Tam jest ciasno, to liga niezwykle wyrównana. Byłoby super wykonać kolejny krok do przodu, czyli sięgnąć po historyczny medal, ale równie dobrze może się skończyć na miejscu siódmym. Będziemy to wszystko analizować, żeby nie stać się zakładnikami deklaracji o źle wyznaczonych celach.

Za miedzą, w Zabrzu, trwa wielka dyskusja kibiców o tym, czy formuła miejskiego klubu nie została już tam wyczerpana. Jak jest w Katowicach?
Uważam, że na końcu takiej drogi zawsze powinna być prywatyzacja. Trzeba jednak dobrze opracować perspektywę czasową, żeby nie skończyło się to tak jak na przykład w Kielcach.

Jak ta perspektywa miałaby wyglądać w Katowicach?
Dwadzieścia cztery miesiące po wejściu klubu na nowy stadion zakończy się etap komercjalizacji, który może stanowić furtkę do rozpoczęcia prywatyzacji. Wtedy trzeba przygotować całą strukturę, która zachęci potencjalnego inwestora w zainwestowanie w sport. O to naprawdę nie jest łatwo.

Jest pan posiadaczem klubowych akcji. Po przejęciu klubu przez prywatnego właściciela ich wartość poszybuje w górę...
Te akcje są elementem związku z klubem i jednocześnie inwestycji, co nie stanowi dla mnie konfliktu interesów. Każdy dzień, w którym wykonuję swoje obowiązki, ma służyć temu, żeby podnosić ich wartość z korzyścią dla GKS-u i wszystkich akcjonariuszy, czyli także dla mnie.

Nie przeocz

Musisz to wiedzieć

Bądź na bieżąco i obserwuj

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Trener Wojciech Łobodziński mówi o sytuacji kadrowej Arki Gdynia

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gol24.pl Gol 24