Mecze towarzyskie jak papierek lakmusowy? Tak Polacy grali przed wielkimi turniejami

Rafał Strzelec
Paweł Łacheta
Reprezentacja Polski już za kilka dni zmierzy się w dwóch meczach towarzyskich z Serbią (26.03) i Finlandią (29.03). Przed francuskim EURO drużyna Adama Nawałki ma zagrać towarzysko z Holandią (1.06) i Litwą (6.06.). Czy to jak wypadniemy w tych spotkaniach, będzie determinowało wynik kadry w Mistrzostwach Europy?

Mundial 2002 w Korei i Japonii

Aby odpowiedzieć na to pytanie trzeba się cofnąć, by dowiedzieć się, czy słabe wyniki naszej kadry przed turniejem rangi mistrzowskiej można było przewidzieć na podstawie zmagań towarzyskich. Zaczniemy oczywiście od Mistrzostw Świata w Korei i w Japonii w 2002 roku, kiedy to Jerzy Engel nie podołał wyzwaniu stworzenia po 16 latach perspektywicznej drużyny na Mundial. Engel rozpoczął przygotowania już w lutym.. Po kapitalnych meczach eliminacyjnych przyszły dwa kolejne zwycięstwa z Wyspami Owczymi (2:1) i Irlandią Północną (4:1). Wtedy jednak ani Wyspiarze, ani Irlandczycy nie byli przeciwnikami, przed którymi miałyby się ugiąć nogi drużynie, która z Europy awansowała na Mundial jako pierwsza. Miesiąc później przyszła pierwsza solidna weryfikacja – „Orły” Engela spotkały się towarzysko z jednym z gospodarzy mistrzostw, czyli Japonią. Rywal miał odpowiadać stylem jednemu z naszych grupowych przeciwników – Korei. Polacy przegrali 0:2 na stadionie w Łodzi. Mecz ten został zapamiętany przede wszystkim przez incydent z racą – jeden z kibiców rzucił w stronę Jerzego Dudka petardę, a ta wybuchła i ogłuszyła golkipera polskiej kadry. Na drugą połowę wybiegł już Radosław Majdan. - _Każdemu zdarzają się takie mecze, że nic nie idzie. Kiedyś musiało trafić na nas. Zagraliśmy bez determinacji, nieagresywnie. To my powinniśmy zagrać tak, jak Japończycy. Teraz wiemy przynajmniej, co nas czeka na mistrzostwach świata. Cóż, trzeba z tej lekcji wyciągnąć wnioski. Za trzy tygodnie mecz z Rumunią i na pewno zagramy inaczej. _– mówił po meczu Radosław Kałużny. Polacy wniosków z porażki z Japonią nie wyciągnęli.

Mecz z Japonią był pierwszym sygnałem ostrzegawczym. Na kolejny przyszło czekać 3 tygodnie – 17 kwietnia reprezentacja Polski zagrała towarzysko z Rumunią w Bydgoszczy. Polacy po raz kolejny doznali porażki (1:2). Gola honorowego strzelił Tomasz Hajto. Jeszcze przed wylotem do Azji drużyna Engela spotkała się z Estonią. Polacy wygrali 1:0 po bramce Macieja Żurawskiego z rzutu karnego. Losy kadry na turnieju znamy doskonale – 2 porażki z Koreą i Portugalią, wygrana „o marchewkę” ze Stanami Zjednoczonymi i powrót do domu z niczym. Wyniki reprezentacji na turnieju pokazały, iż nie można lekceważyć negatywnych symptomów z meczów przygotowawczych.

Mundial 2006 w Niemczech

Na kolejny turniej trzeba było czekać 4 lata. Polacy drugi raz z rzędu awansowali na Mistrzostwa Świata. Kadra Pawła Janasa przebrnęła przez eliminacje w sposób efektowny – pomijając dwie porażki z Anglią polski zespół wygrał wszystkie pozostałe spotkania. A grupa, jak pamiętamy, do łatwych nie należała. Zawsze solidna Walia, groźna Austria, grająca twardo Irlandia Północna. Jedynym prawdziwym outsiderem w tym zestawie był Azerbejdżan.

Polacy po awansie z 2. miejsca zagrali towarzysko z Estonią (wygrana 3:1) i z Ekwadorem (jak pokazała historia, późniejszym rywalem grupowym Polaków na Mundialu). Kadra Janasa wygrała pewnie 3:0 z ekipą z Ameryki Południowej. Mecz rozegrany w strugach deszczu w Barcelonie miał być dla nas dobrym prognostykiem, kiedy Ekwador trafił do naszej grupy z Niemcami i Kostaryką. Jak pamiętamy rzeczywistość tragicznie zweryfikowała ten pogląd.

Wiosną kadra Janasa, podobnie jak drużyna Engela, dała wyraźne powody do niepokoju. Polacy w marcu przegrali w Kaiserslautern z USA 0:1 po bardzo słabej grze. Do tego porażka z Litwą i przegrana w Chorzowie z Kolumbią po pamiętnej wpadce Tomasza Kuszczaka – można było mówić o deja vu rodem z 2002 roku.

Wygrana tuż przed mundialem z silną Chorwacją (1:0) rozbudziła nieco nasze apetyty. Tym razem znów musieliśmy obejść się smakiem. Porażka 0:2 z Ekwadorem, klęska z Niemcami (0:1) i znów wygrany mecz „o pietruszkę” z Kostaryką (2:1). Janas, podobnie jak Engel, wrócił z niczym, a mecze towarzyskie znów pokazały, że warto brać je na poważnie.

EURO 2008 w Austrii i Szwajcarii

W 2007 roku naszej kadrze udało się po raz pierwszy w historii awansować do grona najlepszych drużyn kontynentu. Eliminacje, w których odprawiliśmy Portugalię w Chorzowie i dwukrotnie pokonaliśmy Belgów (dzięki czemu wygraliśmy bardzo trudną grupę eliminacyjną), dały nam wiele powodów do optymizmu.

Leo Beenhakker, który zauważył że Polaków trzeba wyciągnąć ku jasnej stronie księżyca i pokazać im pełną połowę szklanki miał niemal wszystko, by stworzyć dobrą drużynę na zbliżający się turniej. Sprawdzanie potencjalnych kandydatów do gry na EURO zaczął od egzotycznych wypraw na Cypr i Maltę, gdzie w grudniu i lutym rezerwy kadry rozegrały mecze z Bośnią (wygrana 1:0) i Finlandią (wygrana 1:0). Na sprawdzian pierwszego zespołu przyszło czekać do 6 lutego. Nasza reprezentacja zagrała fantastyczne spotkanie z Czechami, jednymi z faworytów na EURO. Wynik 2:0 wprawił piłkarską Polskę w ekstazę tym bardziej, że parę tygodni później kadra Holendra wygrała z Estonią, również 2:0. Niestety spokój o grę naszej kadry nie trwał długo.

Kolejne mecze chłopców Beenhakkera to bolesna klęska z USA w Krakowie (0:3) i remis ze słabą Macedonią (1:1). Wygrana 1:0 z Albanią tuż przed startem mistrzostw nie była spektakularnym wyczynem, choć warto pamiętać, że Maciej Żurawski zdobył wówczas 1200. gola w historii spotkań reprezentacji. Kadra zaczęła się niestety rozpadać – już zaraz po eliminacjach rezygnację z gry w drużynie narodowej ogłosił Radosław Sobolewski, do tego kontuzja Błaszczykowskiego, problemy z grą w klubie Smolarka, słaba gra Żurawskiego. Sukces na EURO stał się nierealny jeszcze przed rozpoczęciem mistrzostw. Porażka z Niemcami na otwarcie (0:2), wymęczony i pełen kontrowersji remis z Austrią (1:1) no i pożegnalna klęska z Chorwatami pokazały debiutującej na ME drużynie miejsce w piłkarskim szeregu.

EURO 2012 w Polsce i na Ukrainie

Franciszek Smuda na zbudowanie silnej reprezentacji miał dwa lata. Takiego komfortu pracy nie miał żaden z jego poprzedników. Popularny "Franz" nie musiał martwić się meczami w eliminacjach, gdyż tym razem to my byliśmy gospodarzami wielkiej imprezy.

Były mecze mniej absurdalne (turniej w Singapurze), były mecze bardziej absurdalne (z trzecim garniturem Argentyny). W decydującej fazie przygotowań czekały nas jednak starcia z europejską czołówką. Już jesienią 2011 roku kadra Smudy rozegrała mecz w Gdańsku z Niemcami. Remis 2:2 po bardzo wyrównanym spotkaniu (zwycięstwo stracone w ostatnich minutach) stworzyły iluzję drużyny gotowej na duży turniej. Tym bardziej, że w kolejnych meczach z Koreą (2:2) i Białorusią (0:2) pokazaliśmy kawał niezłego futbolu. Drużyna Smudy tylko raz wyłożyła się w ostatniej fazie przygotowań do polskiego EURO. W listopadzie, a dokładnie w Święto Niepodległości, Polacy przegrali z Włochami (0:2), późniejszymi wicemistrzami kontynentu.

W lutym reprezentacja zainaugurowała swoje występy na Stadionie Narodowym bezbramkowym remisem z Portugalią (0:0). Na kolejne mecze przyszło czekać aż do maja – w Klagenfurcie Polska pokonała Łotwę 1:0, takim samym stosunkiem wygraliśmy 4 dni później ze Słowacją. Tuż przed samym EURO Polacy odprawili Andorę (4:0). Dobre wyniki w meczach towarzyskich i teoretycznie najsłabsza grupa na turnieju miały nam zagwarantować tym razem pewne wyjście z grupy. Remis z Grecją na Narodowym na początek zmagań (1:1), taki sam wynik w meczu z Rosją i bolesny finisz zmagań grupowych z Czechami we Wrocławiu (1:0) pokazały, że dobre wyniki w meczach towarzyskich i pozornie dobra gra nie gwarantują powodzenia na turnieju.

Podsumowując wyniki reprezentacji przed wielkimi turniejami można z pewnością zaznaczyć, iż spotkań towarzyskich nie sposób zlekceważyć. Adam Nawałka jest w o tyle dobrej sytuacji, że trzon jego reprezentacji, a nawet zmiennicy, nie mają tylu problemów w klubach, co za kadencji poprzednich selekcjonerów. Engel w ostatnim momencie zrezygnował z Iwana, a jego kadra była ponoć targana wewnętrznymi sporami. Janas w ostatniej chwili zrezygnował z Jerzego Dudka, Tomasza Frankowskiego i Tomasza Kłosa – zawodników stanowiących trzon zespołu w udanych eliminacjach. Leo Beenhakker, nasycony fantastycznymi eliminacjami, nie zauważył, jak kruche są podwaliny budowanego przez niego zespołu. W przypadku Smudy wiele mówiło się o zbyt ciężkich przygotowaniach po sezonie i brakiem równorzędnych zmienników, których były selekcjoner nie wynalazł w trakcie budowy kadry na EURO 2012.

Patrząc na wyniki Nawałki w jesiennych sparingach (3:1 z Czechami, 4:2 z Islandią), a także na formę jego zawodników w klubach istnieje nie tyle przekonanie, co prawie pewność, że historia wreszcie się nie powtórzy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na gol24.pl Gol 24