Michał Listkiewicz mieszka w Gdyni i doradza Bałtykowi. "Warszawa to przy Trójmieście prowincja"

Paweł Stankiewicz
Na zdjęciu: Michał Listkiewicz
Na zdjęciu: Michał Listkiewicz Bartek Syta
Michał Listkiewicz, były prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej, który od dwóch lat mieszka w Gdyni i doradza Bałtykowi, opowiada o polskim futbolu w wydaniu reprezentacyjnym i klubowym, odbudowie Bałtyku Gdynia, szansach Lechii Gdańsk na mistrzostwo Polski i dlaczego woli Trójmiasto od stolicy.

Jaki był miniony rok dla polskiego futbolu?
Niestety, nie był najlepszy. Reprezentacja wróciła z Rosji na tarczy i nie ma co zaklinać rzeczywistości, bo było bardzo słabo pod względem wyniku i stylu. Byłem rozgoryczony ostatnimi dziesięcioma minutami meczu z Japonią, bo nie powinno się to wydarzyć i w piersi niech się uderzą wszyscy, którzy w tym uczestniczyli. Jeszcze większym rozczarowaniem były dla mnie występy polskich klubów, bo to jest dla mnie niezrozumiałe. Reprezentacja przegrała na mistrzostwach z dobrymi drużynami, ale kluby ze słabymi, często egzotycznymi.

Trzeba powiedzieć sobie wprost, że polska liga jest słaba?
Wyniki na to wskazują. Paradoksalnie, jedynym klubem, który godnie pożegnał się z pucharami w ostatnim czasie, jest Arka Gdynia. W poprzednich rozgrywkach wspaniale grała w pucharze i pechowo przegrała z dobrą drużyną z Danii. Zespoły mocniejsze od Arki sportowo czy historycznie, jak Lech czy Legia, zawodzą. To dla mnie zagadka. Przez ostatnie dwa lata pracowałem w Czechach jako szef sędziów i widziałem w jakich warunkach piłka funkcjonuje. Tam nie ma stadionów ani takich budżetów, nie ma wielkiego zainteresowania kibiców, a są wyniki. Trzy drużyny czeskie grały do końca fazy grupowej pucharów. Zatem rzecz nie w pieniądzach czy obiektach tylko w szkoleniu. Nasi zawodnicy są po prostu słabo wyszkoleni. Dlaczego? Trzeba zapytać fachowców. Najlepszych mamy na miejscu, czyli moich przyjaciół Michała Globisza czy Józka Gładysza. Wychowali setki wspaniałych zawodników, a dziś to starsi panowie i trudno tego od nich wymagać. Gdyby dziś Zbigniew Boniek wyszedł na boisko, to pewnie byłby najlepiej wyszkolonym piłkarzem.

O polskiej lidze mówi się, że jest słaba, ale pięknie opakowana...
Oczywiście. Do tego dochodzi bardzo duży budżet, bo ostatnio wynegocjowany kontrakt telewizyjny, to dziesięciokrotność tego, co jest w krajach porównywalnych, jak Czechy, Słowacja, Węgry, a nawet Austria czy Skandynawia. To prezent w pięknym pudełku i z kokardą, a w środku jest skromniutko. Kiedyś musi nastąpić przełamanie, bo szkoda stadionów. Od dwóch lat mieszkami w Gdyni, więc chodzę na Arkę i Lechię i szczególnie obiekt gdański to świątynia futbolowa, ale to co na boisku, to już nie jest takie fascynujące. Teraz wierzę też w to, że Wisła Kraków wyjdzie ze swoich problemów. Ma szerokie grono fanów, ale nie mam na myśli chuliganów czy kryminalistów, ale ludzi poważanych w życiu biznesowym i mam nadzieję, że uratują ten zasłużony klub. Ważny jest też prestiż ligi. Świętowaliśmy kontrakt telewizyjny z ogromnymi kwotami, jak na nasze warunki i nagle co? Wiosną ma grać w ekstraklasie 15 zespołów? Dla prestiżu ligi, potencjalnych sponsorów, to bardzo słaby argument. W Europie takich przypadków nie ma za wiele, o ile są w ogóle.

O słabą postawę klubów kibice mają pretensje do Zbigniewa Bońka, prezesa PZPN. Zasadne?
Nie. PZPN robi bardzo dużo, żeby poprawić szkolenie młodzieży. Jest dużo materiałów i programów szkoleniowych. Prezes Boniek nie może wpłynąć na to, kogo kluby zatrudniają i jakich zawodników kontraktują. Kluby nie myślą dalej niż czubek własnego nosa. Jedynie trenerzy mogą na swoich pracodawcach wymuszać zatrudnianie Polaków i dawanie szansy młodym ludziom. Tutaj chwalebnym przykładem jest Lechia, gdzie Piotrek Stokowiec - dla mnie jeden z kandydatów na trenera kadry w przyszłości - potrafi zachować proporcje i zbiera laury w postaci lidera ekstraklasy. W Arce jest podobnie. Trener Zbigniew Smółka też stawia na młodych, a Mateusz Młyński to objawienie. Trzeba stawiać na młodych i dawać im szansę. To samo zrobił Adam Nawałka po przyjściu do Lecha. Nie zgadzam się absolutnie na sytuację, jak w niektórych klubach, gdzie Polakami są tylko kierownik drużyny, masażysta i lekarz.

Lechia może zostać mistrzem Polski?
Jestem kibicem wszystkich klubów w Trójmieście. Wiem, że jest napięcie między Gdynią i Gdańskiem, ale mnie nie obejmuje, bo jestem gdyńskim „słoikiem”. Marzy mi się, żeby Lechia to dowiozła i życzyłem Januszowi Biesiadzie, żeby tabela nie drgnęła do końca sezonu. Widzę na to szansę, ponieważ Lechia ma dobry skład, mocną ławkę, trochę trzeba wzmocnić obronę, ale nie dlatego, że gra słabo, ale problem może być w przypadku kartek czy kontuzji. Wielką indywidualnością jest Stokowiec, którego pamiętam z Polonii. To człowiek szalenie konsekwentny, nie idzie na kompromisy, a tak musi być w sporcie wyczynowym. Uczył się przy Pawle Janasie, który dla mnie jest jednym z najlepszych polskich trenerów. Ma czuja, psychologicznie dobrze podchodzi do zawodników.

Podoba się Panu to, jak budowana jest Arka?
Fajny jest styl Arki. Nawet jak przegra, czy zremisuje, to nigdy nie ma nudy. Jest show i to efekt nowej filozofii trenerskiej Smółki. Trochę jest w tym gry radosnej, nieodpowiedzialności i to się odbija na wynikach. Byłoby kapitalnie, gdyby Arka weszła do „ósemki”, bo miałaby utrzymanie, a trener mógłby bez ryzyka wprowadzać młodych zawodników, a ma do tego ciągoty. Obaj panowie Midakowie są zaangażowani i wszystko bardzo przeżywają. Mocnym punktem Arki jest prezes Wojtek Pertkiewicz i moim zdaniem to jeden z najbardziej kompetentnych prezesów polskich klubów.

Bałtyk, w którym Pan doradza, ma aspiracje awansu do II ligi?
Oczywiście. Upaść łatwo, podnieść się jest znacznie trudniej. Dotknęło to zasłużone kluby, jak chociażby Polonię Warszawa, która została przekazana w ręce pana Króla, człowieka nieodpowiedzialnego i o złych zamiarach, który doprowadził klub do upadku. Możemy mówić tutaj o Widzewie Łódź czy Polonii Bytom. Teraz udzielam się społecznie w Bałtyku Gdynia, a pamiętam, jak bały się z nim grać najlepsze polskie kluby. Bałtyk nie może się wydźwignąć z trzeciej ligi, bo nazwa czy tradycja nie gwarantują sukcesu, a potrzeba ludzi, którzy klubem będą świetnie zarządzać. W gdyńskim klubie jednak nie w tym rzecz, ale w finansach. Trójmiasto, a Gdynia zwłaszcza, jest tak nasycone wyczynowym sportem, że trudno tort podzielić na tyle części, żeby wszyscy byli nasyceni. Firmy z Gdyni powinny się bardziej się zaangażować, bo to jeden z najstarszych klubów na tym terenie i bardzo zasłużony. Problemem Bałtyku jest brak własnego obiektu i domu. Zasługuje na to, żeby nie grać na bocznym boisku Arki, czy z rugbistami. Powinien mieć swój dom, ale nie wiem, na ile to jest realne.

PZPN jest dziś organizacją właściwie zarządzaną?
Patrząc na finanse, działalność biura czy administracji, to funkcjonuje perfekcyjnie. Bardzo dobrze naoliwiona maszyna. Może trochę za bardzo związek jest przechylony w stronę korporacji, ale takie mamy czasy i ja to rozumiem. Myślę, że brakuje trochę ducha społeczności, ale to samo dotyczy FIFA czy UEFA. Wzorem łączenia filozofii korporacyjnej z czynnikiem społecznym jest Pomorski Związek Piłki Nożnej, którym kapitalnie zarządza Radek Michalski. Znam związki wojewódzkie i pomorski jest tym wiodącym. Kiedy trzeba profesjonalizmu i twardej ręki, to tak jest. Podziwiam Radka, że on jeździ na czwartą ligę, piątą czy juniorów i nie raz zabiera mnie ze sobą. Praktycznie cały weekend spędza na meczach piłkarskich. Jest bardzo dobrym gospodarzem.

Na koniec - jak Pan ocenia poziom polskich sędziów?
Przytoczę słowa prezesa Bońka, że gdyby nasi piłkarze byli na tym poziomie, co sędziowie, to byśmy grali w Lidze Mistrzów. Sędzia to najlepszy obiekt do krytykowania i VAR tego nie zmienił. Szymon Marciniak jest zapraszany na najlepsze mecze, młodzi sędziowie prowadzą mecze w Lidze Europy. Jeśli chodzi o VAR to jesteśmy liderem w Europie. U nas jest na wszystkich meczach, a takich krajów nie jest wiele. Mamy wyszkolonych 15-20 sędziów VAR, a w Czechach czterech, czy na Węgrzech dwóch. Mieszkam tutaj, więc postaram się i „na nos” wychwycić zdolnych sędziów. W ogóle cieszę się, że zamieszkałem w Gdyni, bo oferta sportowa w Trójmieście jest pięć razy lepsza niż w Warszawie, gdzie nie bardzo miałem na co pójść. Tutaj mam dwie ekstraklasy piłkarskie, świetną koszykówkę, siatkówkę, piłkę ręczną, żużel, hokej, rugby. Warszawa przy Trójmieście jest sportową prowincją.

Gorące powitanie mistrza Szwecji na treningu. Kibice AIK Fotboll przygotowali piłkarzom pokaz fajerwerków

STORYFUL / x-news

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Michał Listkiewicz mieszka w Gdyni i doradza Bałtykowi. "Warszawa to przy Trójmieście prowincja" - Dziennik Bałtycki

Wróć na gol24.pl Gol 24