Miłosz Mleczko: W życiu nie ma przypadku, nic nie przychodzi za darmo

Tomasz Bochenek
Tomasz Bochenek
- Nie chcę się zachłysnąć tym, że jadę na mistrzostwa świata. Bo moim celem jest jak największa liczba meczów w tym turnieju - mówi Miłosz Mleczko, bramkarz powołany na mundial U-20 w Polsce. A już w sobotę, po spędzeniu półtora sezonu w Puszczy Niepołomice, pożegna się z tym klubem. - Rodzinną atmosferę tutaj zapamiętam do końca życia - mówi.

- Bartosz Białkowski, Wojciech Szczęsny, Przemysław Tytoń – z czym się kojarzy Panu to trio, w kontekście Pana obecnej sytuacji?

- Cała trójka była w reprezentacji do lat 20. Na mistrzostwach świata w 2007 roku bronił Białkowski.

- Widzę, że lekcja z historii odrobiona. A nazwiska bramkarzy pokazują, że ta kadra może być etapem na drodze w naprawdę porządnej karierze.

- Na pewno tak.

- W przypadku trójki bramkarzy powołanej na mundial w Polsce też może tak być?

- Oczywiście, że tak. Ja podchodzę bardzo pozytywnie do wielu spraw. W treningach i w meczach widać, że w naszej trójce drzemie bardzo duży potencjał. Radek Majecki pokazywał już w ekstraklasie, w jednym z najlepszych klubów w Polsce (Legii - przyp.), że możemy rywalizować na wysokim poziomie.

">

TUTAJ PRZECZYTASZ: MIŁOSZ MLECZKO I JEGO HISTORIA. "NA TATĘ CZEKAŁEM U "MACZKÓW". TAM RODZIŁY SIĘ PRZYJAŹNIE"

- Kiedy rozmawialiśmy zimą, mówił Pan, że zakwalifikowanie się do kadry na mundial U-20 jest jednym z celów na ten rok. Ma Pan teraz poczucie, że zrealizował cel nie tylko na rok, sezon, co na jakiś szerszy czas przygody z piłką?

- Powiem tak: może rzeczywiście był to jeden z celów na ten sezon, ale nie chcę się zachłysnąć tym, że jadę na mistrzostwa świata. Bo moim celem jest jak największa liczba meczów w tym turnieju. I mam nadzieję, że wszyscy nas będą pamiętali jako kadrę, która odniosła sukces.

- Kiedy impreza odbywa się w Polsce, wzbudza zainteresowanie, ale na reprezentantach kraju spoczywa większa presja, niż gdybyście grali turniej za granicą.

- Może i tak, choć powiem szczerze: jakoś niespecjalnie przejmuję się tym, jakie będą opinie, bo najważniejsze jest to, żeby koncentrować się na boisku. I jak na boisku będziemy dobrze wyglądać, to wszystko wokół też będzie pozytywnie. Ja głęboko wierzę w tę reprezentację. Mamy bardzo dobrego trenera, tworzymy zjednoczoną grupę, która może osiągnąć sukces.

- Dla Pana, z perspektywy czasu, kluczową decyzją okazało się wypożyczenie z Lecha Poznań do Puszczy. Rok temu wskoczył Pan do gry w I lidze i być może tym wygrał miejsce w kadrze np. z Marcinem Bułką. Był Pan piłkarzem, którego można było cały czas oglądać w grze, a jednocześnie zbierającym doświadczenie.

- Na pewno gra w klubie ma duże znaczenie, ale też trzeba było wykorzystać szansę, którą trener Magiera dał mi w kadrze. Zagrałem w dwóch meczach przygotowujących do tych mistrzostw świata i wydaje mi się, że były to dobre występy. Potwierdziłem, że mogę być w tej reprezentacji i że mogę być ważną postacią tej drużyny.

- Jak to było z powołaniem na mistrzostwa? Nie chce mi się wierzyć, żeby trener Magiera trzymał zawodników w niepewności do samego końca. Pan rzeczywiście dopiero w poniedziałek dowiedział się o nominacji, czy jednak był przygotowany na to, że znajdzie się w grupie powołanych?

- Nie ukrywam, że liczyłem na powołanie, jednak do poniedziałku byliśmy trochę trzymani w niepewności. Do mnie, do Niepołomic przyjechał Kuba Bolewicz, przedstawiciel social mediów z Łączy Nas Piłka, i we współpracy z Markiem Bartoszkiem, naszym spikerem, osobą działającą w klubie, zrobili mi niespodziankę. O powołaniu dowiedziałem się za ich pośrednictwem, dosłownie kilka godzin przed oficjalnym ogłoszeniem kadry.

- Wyjaśnijmy: zaprosili Pana do restauracji na niepołomickim zamku i tam się to dokonało.

- Tak, zgadza się. Umówiony byłem z Markiem, ale umawiał się ze mną w innym celu. Okazało się, że mają z Kubą dla mnie bardzo miły prezent, bo nie tylko powołanie, ale też koszulkę i moje zdjęcie reprezentacyjne.

- Koszulka ma numer 12. Występował Pan z nim w meczach kadry?

- Nie, miałem numer 1 albo 22. Ale nie przywiązuję roli do numeru na koszulce. Ważny jest orzełek na piersi.

- Grupowe mecze Polacy rozgrywać będą na stadionie Widzewa. Miał Pan okazję tam już zagrać?

- Tak, w meczu z Japonią.

- To dobrze Pan wspomina, bo wygraliście 4:1.

- Zgadza się. Ale ja mogę powiedzieć, że bardzo dobrze wspominam wszystkie mecze w kadrze, w których grałem, bo wszystkie były zwycięskie.

- Hierarchia bramkarzy jest ustalona? Czy jeszcze przed mistrzostwami, kiedy przyjedziecie do Łodzi, między Panem, Radosławem Majeckim i Karolem Niemczyckim będzie toczyła się rywalizacja o miejsce w jedenastce?

- Nie zagłębiam się w tematy, które nie są zależne ode mnie. Decyzje podejmują trenerzy. Moim celem jest jak najlepsze przygotowanie się do pierwszego meczu z Kolumbią.

- Pan ma w tej kadrze jakiegoś kolegę? Z dzieciństwa, wczesnej młodości?

- Na pewno Dominika Steczyka (to napastnik II drużyny FC Nuernberg – przyp.), z którym dzielę pokój na kadrze. Znamy się od pierwszej lub drugiej klasy podstawówki. Graliśmy w tych samych turniejach, w czwartej klasie nasze losy się połączyły, bo byliśmy razem w UKS-ie Ruchu Chorzów. Dobrze znam się też z chłopcami z Akademii Lecha – z tej obecnej kadry z Tymoteuszem Puchaczem, Michałem Skórasiem. Ale z wieloma chłopakami znamy się już od kilku lat.

- Za Panem w tym sezonie 31 meczów w I lidze. I mam wrażenie, że nie będzie w sobotę trzydziestego drugiego.

- Powiem szczerze – nie wiem. Ja cały czas przygotowuję się tak, jakbym miał grać, nic się nie zmienia. Mam nadzieję, że trener w sobotę desygnuje mnie do gry i zrobię wszystko, by być do tego przygotowanym jak najlepiej.

- OK, mówi Pan bardzo profesjonalnie. Ale nawet już abstrahując od tego, że trener Tomasz Tułacz sprawdza w końcówce rundy bramkarza przymierzanego do gry na przyszły sezon, to pewnie nie chciałby, żeby stała się Panu na ostatniej prostej przed mundialem jakaś krzywda.

- Trudno powiedzieć. Ja podchodzę do sprawy tak, że nie ma jakiegoś specjalnego traktowania. Ja chcę być jak najlepiej przygotowany, zależy mi na grze w każdym meczu i mam nadzieję, że stanie się tak też w sobotę.

- Tak czy inaczej, będzie to Pana pożegnanie z Puszczą. Co dalej?

- Nie chciałbym medialnie komentować tego, co wydarzy się po sezonie. Pewne rzeczy zostały ustalone, ale na razie zostawiam te sprawy osobom, które o nich decydują. Nie chciałbym, żeby to mojej strony wychodziło, jak będzie wyglądała moja przyszłość w następnym sezonie.

- Ale faktem jest to, że kończy się Pana wypożyczenie do Puszczy.

- Tak jest.

- Jak podsumowałby Pan ten swój rok w niepołomickim klubie?

- Dokładnie to półtora roku.

- Rok gry w Puszczy.

- Tak. Przyszedłem w styczniu i pierwsze półrocze w Puszczy to nie był łatwy okres, bo praktycznie pierwszy w życiu, w którym nie grałem. Nie uważałem jednak, żeby ten czas był zmarnowany. Pracowałem na to, żeby zostać bramkarzem numer 1. Uważam, że w życiu nie ma przypadku, nic nie przychodzi za darmo. Szansa przyszła w ostatniej kolejce poprzedniego sezonu i mam nadzieję, że już wtedy ją wykorzystałem.

- W tym sezonie bronił Pan we wszystkich meczach od 1. do 31. kolejki...

- Pobyt w Puszczy oceniam bardzo pozytywnie. Zależało mi na regularnej grze i tak się stało. Liczby były dobre, choć wiem, że mogły być lepsze, w tych 31 meczach zachowałem 11 czystych kont. Na pewno jest lekki niedosyt, jeśli chodzi o tę rundę, bo nasz wynik po jesieni był bardzo dobry. Teraz dołożyliśmy zbyt mało punktów. Jestem bardzo ambitny i zależało mi na tym, żeby zespół był jak najwyżej. W Pucharze Polski mieliśmy fajną przygodę, choć też pozostał niedosyt, jeśli chodzi o mecz z Miedzią Legnica (porażka 0:1 w ćwierćfinale – przyp.). Ogólnie jednak uważam ten czas za bardzo udany. Poznałem wspaniałych ludzi, nie mógłbym złego słowa powiedzieć na temat atmosfery w szatni, ludzi, z jakimi dzieliłem tę szatnię. Czy było dobrze czy źle, mogłem na każdego liczyć. Ta rodzinna atmosfera tutaj to jest coś, co na pewno zapamiętam do końca życia.

Stadiony Krakowa. Zobaczcie wszystkie! Które wypiękniały po ...

Maor Melikson z żoną Tal

Maor Melikson. Piękna żona, dzieci, tatuaże. Tak żyje teraz ...

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Trener Wojciech Łobodziński mówi o sytuacji kadrowej Arki Gdynia

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Miłosz Mleczko: W życiu nie ma przypadku, nic nie przychodzi za darmo - Dziennik Polski

Wróć na gol24.pl Gol 24