Mokra robota w Brzesku. Remis Okocimskiego z Legionovią

Jakub Podsiadło
Okocimski Brzesko podzielił się punktami z Limanovią
Okocimski Brzesko podzielił się punktami z Limanovią Andrzej Wiśniewski / Dziennik Polski
Zwycięstwa rodzą się w bólach, natomiast remisy w strugach deszczu i porywistym wietrze - przynajmniej w Brzesku, gdzie w mało przyjaznej scenerii Okocimski powtórzył rezultat z jesieni i po raz drugi w obecnym sezonie zremisował z Legionovią Legionowo 1:1 (1:1). Na wysokości zadania stanęli Jurij Hłuszko i Szymon Lewicki - w czwartek obaj napastnicy zdobyli swoje czwarte bramki od początku piłkarskiej wiosny.

Tuż po meczu Robert Pevnik potwierdził, że dla niego przedwczesne spotkanie na stadionie "Piwoszy" było typową rywalizacją o "sześć punktów" - jeśli przyznać słoweńskiemu szkoleniowcowi rację, na grząskiej murawie w Brzesku oba zespoły straciły ich zdecydowanie za dużo. A przecież walka o zwycięstwo była prowadzona na noże i do ostatniej kropli krwi - zawodnicy Okocimskiego i Legionovii często uciekali się do łamania przepisów, czego dowodzi aż siedem żółtych kartek pokazanych piłkarzom przez arbitra. Za kadencji Tomasza Kulawika "Piwoszom" powodzi się różnie, dlatego od samego początku spotkania Pevnik musiał pokrzykiwać i wymachiwać rękami za pięciu, żeby jego podopieczni wydostali się spod sumiennego pressingu gospodarzy. Mogła im w tym pomóc zagubiona obrona Okocimskiego - mecz dopiero co się zaczął, a Arkadiusz Garzeł już nie porozumiał się z Robertem Błąkałą i mógł na wejściu sprezentować Konradowi Wieczorkowi łatwego gola po powrocie na stadion w Brzesku.

Złe pierwsze wrażenie zatarł dopiero najskuteczniejszy zawodnik w talii Kulawika - w 19. minucie Jurij Hłuszko zdołał na moment wyrwać się spod opieki stopera i zatrudnić Mikołaja Smyłka zdradliwym uderzeniem z granicy pola karnego. Im bardziej rozmokła była murawa, tym częściej zawodnicy musieli siłą przerywać kontrataki rywali, dlatego tylko do końca pierwszej połowy sędzia Daniel Kruczyński rozdał aż sześć żółtych kartoników. Serię zapaśniczych chwytów, nokautów i wślizgów przerwał Sebastian Czapa, na kilka minut przed przerwą technicznym lobem zaskakując Błąkałę. Jeszcze wtedy piłka poszybowała obok bramki - chwilę później znalazła się w siatce. Mózgiem bramkowej akcji "Piwoszy" był Wojciech Wojcieszyński, który najpierw zwabił obrońców Legionovii, a potem w najdogodniejszym możliwym momencie oddał piłkę Hłuszce. Ukrainiec umiejętnie zwiódł bramkarza gości, położył go na murawie i strzelił gola po nodze rozpaczliwie interweniującego obrońcy.

Odpowiedź Legionovii była z gatunku tych błyskawicznych, chociaż jej okoliczności nie zaskoczyły żadnego częstego obserwatora spotkań "Piwoszy" - trudno zliczyć, ile rzutów rożnych przeciwko brzeszczanom zakończyło się bramką dla rywali. Defensywa Okocimskiego nie mogła nic zrobić, gdy Szymon Lewicki wypatrzył dośrodkowanie z kornera i główką pokonał Błąkałę. Po zmianie stron zmienił się również układ sił na boisku - Legionovia okopała się na własnej połowie, pozwalając gospodarzom na nękanie ich atakami i... marnowanie kolejnych sytuacji. Zaczęło się niewinnie - mocny strzał Arkadiusza Lewińskiego z dystansu na raty obronił Smyłek, potem bomba Białkowskiego sprzed kola karnego wyszła na aut bramkowy, chociaż zapowiadało się, że piłka wpadnie bramkarzowi Legionovii "za kołnierz". Piłkarze Pevnika uśpili czujność Okocimskiego i sami przeprowadzili dwa ataki, które mogły, jeśli nie musiały zakończyć się decydującymi bramkami. Któryś z kolei rajd dynamicznego Sebastiana Czapy poprzedził celne dośrodkowanie na głowę Marcina Figiela. Były zawodnik Siarki Tarnobrzeg nie gra w powietrzu tak dobrze, jak Szymon Lewicki i uderzył obok słupka.

Ostatnie minuty remisowego pojedynku w Brzesku upłynęły pod znakiem przegrupowywania sił - w ostatnim kwadransie obaj szkoleniowcy dokonali aż sześciu zmian. Chyba niepotrzebnie, bo losy deszczowej potyczki mógł zmienić przebywający na boisku od samego początku Jurij Hłuszko. W doliczonym czasie gry wrzutka Wojcieszyńskiego znalazła adresata w Ukraińcu - ten nie doprowadził czwartkowego meczu do szczęśliwego finału, pechowo główkując wprost w ręce Smyłka. Podział punktów nie urządza żadnego z drugoligowców i oprócz żenująco niskiej frekwencji spowodowanej nieprzyjaznymi warunkami pogodowymi jest raczej najważniejszym z powodów, dla których Kulawik, Pevnik i ich podopieczni powinni jak najszybciej zapomnieć o tym spotkaniu oraz skupić się na walce o bezcenne oczka w nadchodzących meczach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24