(Multi)liga detali

Bartłomiej Krawczyk
22.04.2017, kielce, korona kielce - bruk-bet termalica nieciecza. fot. slawomir stachura/polska press
22.04.2017, kielce, korona kielce - bruk-bet termalica nieciecza. fot. slawomir stachura/polska press brak
Ktoś mądry mógłby policzyć, że w 85. minucie spotkań ostatniej kolejki sezonu zasadniczego mieliśmy jakieś 1500100900 kombinacji możliwych wyników i ich skutków dla podziału tabeli. Co więc zadecydowało o ostatecznym kształcie obu grup? Detale, oczywiście.

Można powiedzieć, że Multiliga tak naprawdę zaczyna się po 80 minucie. Czasu coraz mniej, a wieści z pozostałych stadionów – coraz więcej. Wiemy, że jeśli sami nie wygramy, musimy liczyć na łaskę rywali, ale na to się nie zanosi. Pozostaje więc tylko włączyć tryb turbo (no dobra, w naszych realiach to co najwyżej 4 bieg) i wziąć sprawy w swoje ręce. Emocje rosną, a dramaturgii wydarzeń nie wymyśliłby czasami nawet sam Alfred Hitchcock. Przypomnijmy sobie kluczowe momenty:

- Jacek Kiełb przez chwilę mógł poczuć się jak Steven Gerrard — w krytycznym momencie poślizgnął się pod bramką rywala. Wydawało się, że grupa mistrzowska odjechała tak, jak mistrzostwo Liverpoolowi pod wodzami Brendana Rodgersa, bo...
- w meczu Zagłębia ze Śląskiem wciąż utrzymywał się remis, który dawał awans „Miedziowym”, ale...
- w ostatniej akcji meczu w Gdyni Jose Kante strzela gola z rzutu karnego, przez co... nikt nie wiedział, jaki kształt będzie miała tabela. Pomieszanie z poplątaniem; niby mecze się skończyły, ale emocje dopiero wtedy sięgnęły zenitu.

W tym momencie nawet przeliczniki za wiatr w skokach narciarskich wydawały się oczywiste i przejrzyste, w odróżnieniu od tabeli LOTTO Ekstraklasy. Właśnie – LOTTO — na kogo wypadnie, na tego bęc. Cieszyli się w Gdyni, smucili się w Kielcach, nerwowo czekali w Lubinie, aż w końcu okazało się, że radość i smutek były przedwczesne.

Przypomnijmy jeszcze raz fundatora emocji — był nim Jacek Kiełb. Bez jego pecha szybko moglibyśmy przejść do nowego terminarza i nie musielibyśmy słuchać, jak to pięknie ubrany w studiu Canal+ był tego dnia pan Sławek. Ot, szczególik.

Pamiętam jak przez cały sezon zasadniczy słyszałem szyderę, że gramy tylko o 1,5 punktu. Tylko, ledwie, to tyle, co nic...bo przecież za chwilę podzielimy punkty i nasze straty się zmniejszą, a wtedy wrócimy do gry o puchary, tudzież o utrzymanie. Założę się, że w Płocku czy Lubinie nawet 0,5 punktu wzięliby teraz z pocałowaniem ręki. Jeden mecz o 1,5 punktu w skali całego sezonu przesądził o tym, że o kolejności zadecydowała mała tabelka między Koroną, Wisłą a Zagłębiem. I jeden mecz o 1,5 punktu może być kluczowy dla utrzymania w lidze, choćby w przypadku równej liczby „oczek". Detale, detale, detale. Czas wreszcie przyłożyć do nich należytą uwagę albo dać sobie spokój z zawodowym sportem.

Wyśmiewano słabą postawę Legii z początku sezonu. Drwiono z Lecha Poznań. Nie wszyscy brali na poważnie Jagiellonię. Tymczasem, choć bardzo chciałbym się mylić, najbliżej do wypisania się z walki o mistrzostwo Polski jest Lechia Gdańsk.

Niekoniecznie dojdzie do tego już w najbliższej potyczce z Termalicą, ale terminarz jest dla podopiecznych Piotra Nowaka wyjątkowo okrutny – na wyjeździe zagrają z Wisłą, Lechem i, w ostatniej kolejce – Legią. Warto wspomnieć, że w przekroju całego sezonu gdańszczanie wywalczyli na wyjazdach tylko 16 punktów. Dla porównania — Lech ugrał 25 „oczek”, Jagiellonia 30, a Legia aż 34. Ostatni mecz poza Gdańskiem, z którego Lechia wyszła zwycięsko, to ten z Zagłębiem Lubin, rozegrany 15 października. Tak, dobrze liczycie – ponad pół roku temu.

W poprzednich latach do zdobycia mistrzostwa Polski trzeba było zgromadzić co najmniej 43 punkty 43 (a w sezonie 2013/14 Legia wywalczyła 50 punktów). Nazwijcie mnie człowiekiem małej wiary, ale szanse Lechii na osiągnięcie takiego dorobku określić umiem tylko jednym słowem – matematyczne.

Chętnie to odszczekam, jeśli okaże się inaczej. Być może Piotr Nowak przygotował na finisz rozgrywek coś ekstra, tego nie wiem. Wiem za to, że Lechia, aby zagrać w europejskich pucharach, musi zagrać jeszcze 7 bardzo dobrych meczów. Tymczasem Arce Gdynia wystarczy „tylko” jedno rewelacyjne spotkanie – z Lechem w finale Pucharu Polski. Gdyby Gdynianie ukradli rywalom zza miedzy miejsce w rozgrywkach UEFA, pretendent do tytułu przegranych roku mógłby być tylko jeden.

TOP 10 najbardziej nielubianych piłkarzy w Ekstraklasie

Pod Ostrzałem GOL24

**WIĘCEJ odcinków

Pod Ostrzałem GOL24

**

Najlepsze piłkarskie newsy - polub nas!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24