Na grzyby, na ryby - tylko ze Śląskiem! [KOMENTARZ]

Maciek Jakubski
Śląsk nie jest zbyt gościnny we Wrocławiu: 5 wygranych, 1 remis
Śląsk nie jest zbyt gościnny we Wrocławiu: 5 wygranych, 1 remis Maciek Jakubski
Chwilo trwaj! Nawet najwięksi optymiści nie przypuszczali, że po 1/3 sezonu zasadniczego Śląsk znajdzie się na pudle. Drużyna z rundy na rundę jest coraz mocniej osłabiana, latem straciła podstawowego bramkarza, stopera, pomocnika, a w dodatku na całą rundę wypadł najlepszy strzelec. Nic, tylko cieszyć się sukcesami, bo nie wiadomo, kiedy maszyna się zatnie.

Śląsk bez dwóch zdań potrafi zagrać dobrą piłkę. Tak było chociażby w Warszawie, czy u siebie z Górnikiem, gdzie wrocławianie mogli strzelić jeszcze kilka bramek. Zespół gra na pewno do przodu, zawsze stara się zdominować środek pola, co przecież nie jest normą w naszej Ekstraklasie. Większość drużyn gra dokładnie tak jak nauczono je w juniorach, czyli podwójna garda i szybki kontratak. Śląsk ma dużo słabszy środek pola niż chociażby rok temu, ale mimo to dąży do dominacji. Nie zawsze to się sprawdza. Legia chociażby zabiła wrocławian kontrami. W zespole panuje też świetna atmosfera, co najłatwiej zauważyć w dwóch sytuacjach. Po bramkach, które cały zespół celebruje, jak chociażby gola Sebastiana Mili w meczu z Łęczną. A przecież nie zawsze to było normą, wystarczy wspomnieć, że po bramkach Łukasza Gikiewicza nikt do niego nie podbiegał z gratulacjami.

Drugim symptomem dobrej atmosfery jest... Sebino Plaku. Spodziewałem się, że przesunięcie do rezerw najlepszego kumpla braci Paixao pogorszy humory, ale nic z tych rzeczy. Nawet jeśli Plaku odbywa trzy treningi dziennie, to nie przeszkadza do Flavio w zdobywaniu bramek. Wygląda na to, że wszyscy doszli do wniosku, że kolega kolegą, ale jeśli nic nie daje drużynie, to niech sobie biega po schodach. To nie te czasy, gdy całą drużyna wstawiała się za Cristianem Diazem. Mam wrażenie, że dawniej liczyła się jedność w szatni, dziś najważniejsza jest jedność na boisku. Dużo daje tej drużynie trener Tadeusz Pawłowski. Sam byłem do niego nastawiony negatywnie, ale gołym okiem widać, że poukładał ten zespół, ma pomysł na grę i dba też o atmosferę. Zaraża swoim optymizmem, potrafi też zabrać zespół na strzelnicę, do Panoramy Racławickiej, na ryby, na grzyby.

Zupełnie inaczej odbierają także Tadeusza Pawłowskiego nawet dziennikarze. Owszem, na konferencjach po meczach Śląska wszyscy mają niezłą zabawę, bo trener Pawłowski zawsze zaczyna od słów "mój zespół zagrał fenomenalnie. Chcę pogratulować chłopcom...", ale konferencje zawsze przebiegają w miłej i pełnej humoru atmosferze. Za trenera Lenczyka w zwyczaju było z pokorą wysłuchanie mentorskiego tonu szkoleniowca. Za trenera Levego trzeba było być przygotowanym na wyliczankę, kto odszedł i kto powinien przyjść. Dziś trener Pawłowski z uśmiechem na ustach odpowiada nawet na tak trudne pytania, jak: "czy wolałby więcej rowerów czy nowego napastnika?". Dla niezorientowanych - to nowy rytuał w szatni Śląska. Po każdym meczu zawodnicy muszą "wyjeździć" swoje na rowerkach stacjonarnych.

Aby jednak nie był to tylko i wyłącznie hymn pochwalny, trzeba jednak wytknąć kilka rzeczy, które być może wkrótce przyczynią się do spadku z pudła. Po pierwsze Śląsk zdobywa punkty u siebie. W tym sezonie zagrał we Wrocławiu 6 spotkań, z czego wygrał 5 i 1 zremisował (Cracovia). Na wyjazdach udało się wygrać jedynie w Białymstoku, a trzy mecze kończyły się przegraną. Prosta matematyka pokazuje, że przed Wojskowymi więcej wyjazdów niż gier u siebie. I to powinno martwić. Po drugie bez napastnika nie da się wygrywać i wygrywać. W niektórych spotkaniach brak typowej "9" aż razi po oczach. Wystarczy, że przeciwnik ma solidnych stoperów, skoncentruje się na obronie, a Śląsk ma kłopot, bo nie ma komu wygrać walki o górną piłkę, ani przepchnąć obrońców. W chwili obecnej jest w Śląsku tylko jeden napastnik - Karol Angielski, ale on jeszcze nie jest gotów do gry według trenera Pawłowskiego, choć strzela regularnie bramki dla rezerw.

Drugi grzech wrocławian, to krótka ławka. Gra podstawowa jedenastka plus dwóch rezerwowych w osobach Ostrowskiego i Hateleya. W dodatku na ławce próżno szukać graczy o inklinacjach ofensywnych. Większość to obrońcy, w przypadku niekorzystnego wyniku nie ma kim postraszyć. Zastanawiające, że na początku roku Marco Paixao gromił zarząd za brak transferów i młodzież na ławce, a dziś nie widzi nikt w tym problemu. Problemem są natomiast stałe fragmenty gry. Kiedyś domena Śląska, dziś ciężko się spodziewać, by wrocławianie zagrozili przeciwnikowi z rzutu rożnego czy wolnego. Brakuje tutaj oczywiście centymetrów. Dawniej był Fojut, Pietrasiak, Kokoszka, Kaźmierczak, Elsner czy Jodłowiec. Swoje ważyli i mierzyli, a dziś obaj stoperzy, czyli Celeban i Hołota są odpowiednio nominalnym prawym obrońcą i defensywnym pomocnikiem.

Czwartą rzeczą wartą wytknięcia są przestoje w grze wrocławian. W Białymstoku zaczęli grać dopiero po czerwonej kartce dla bramkarza gospodarzy, z Koroną wdali się w nijaką kopaninę, w Szczecinie nie wyszli nawet na drugą połowę, z Łęczną wygrali po cudownym strzale Mili, bo w przekroju całego meczu byli słabsi. Tylko, że szczęście w piłce nożnej jest piekielnie ważne. Śląsk miał go całą furę w sezonie wicemistrzowskim i mistrzowskim, dlatego trzeba trzymać kciuki, by szczęście trwało jak najdłużej. A najlepiej, żeby wrocławianie utrzymali pudło do końca sezonu. Bo należy im się. Za optymizm Tadeusza Pawłowskiego, za to że Sebastian Mila znowu jest w formie, za to jak gra drużyna bez Marco Paixao.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24