Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Największy zakręt w karierze trenerskiego Króla Midasa

Hubert Zdankiewicz
W Porto był - jak sam mówi - pierwszy po Bogu. Gdy odchodził z Chelsea i Interu, żegnały go łzy piłkarzy. Jego odejście z Realu Madryt może się za to skończyć wielkim westchnieniem ulgi, bo uchodzący do tej pory za trenerskiego Króla Midasa Jose Mourinho znalazł się na największym zakręcie w swojej karierze. Paradoksalnie, stało się to w chwili, gdy Królewscy mają w końcu realną szansę, by zdetronizować znienawidzoną Barcelonę.

Gdy w 2010 roku trafił na Santiago Bernabeu, witano go jak króla. Dostał wszystko co chciał. Wartą ćwierć miliarda euro drużynę samograj, wymagającą korekt, a nie budowania od nowa. A do tego autonomię, o jakiej jego poprzednicy mogli tylko pomarzyć. To on decydował o wszystkim. Zaczynając od transferów, a kończąc na kwestiach organizacyjnych. Takich jak np. zlikwidowanie strefy dla VIP-ów w centrum treningowym Valdebebas - rzecz niepojęta w królestwie Florentino Pereza, dla którego marketing był do tej pory równie ważny jak wyniki na boisku. Chwilami nawet ważniejszy.

Prezydent poszedł mu na rękę do tego stopnia, że w maju ubiegłego roku pozbył się swojej prawej ręki - dyrektora generalnego klubu Jorge Valdano, z którym Portugalczyk od dawna miał na pieńku. Znów był pierwszy po Bogu. Warunek był tylko jeden - sukcesy na miarę Realu.
Tych jednak nie było, bo trudno uznać za sukces wywalczenie Pucharu Króla i awans do półfinału Ligi Mistrzów. Fakt, że przez sześć poprzednich lat Królewscy odpadali w tych rozgrywkach w 1/8 finału nikogo w Madrycie nie zadowolił, bo dwa najważniejsze trofea - mistrzostwo Hiszpanii i triumf w LM - znów zgarnęła Barcelona. Można się spierać na ile pomogli jej w tym sędziowie, ale to też niewielkie pocieszenie dla kibiców i działaczy. Tym bardziej, że bilans spotkań z Barcą za kadencji "The Special One" jest wręcz katastrofalny - dziesięć meczów, pięć porażek i tylko jedno zwycięstwo.

Być może Portugalczyk ma po prostu pecha, bo musi się mierzyć z zespołem uważanym przez niektórych za najwybitniejszy w historii futbolu. Nie zmienia to faktu, że frustracja w stolicy Hiszpanii urosła do niebotycznych rozmiarów. W dużej mierze za sprawą samego Mourinho. Jego spiskowych teorii, oskarżania sędziów, UEFA, a nawet współpracującego z rywalem UNICEF-u. Nie wspominając już o wsadzaniu palca w oko asystenta Guardioli Tito Vilanovy. Personalne ataki to w jego przypadku nic nowego, słynął z nich w Anglii i we Włoszech. Podobnie jak z tego, że prowadzone przez niego kluby dotyka syndrom oblężonej twierdzy...

Tym razem jednak przesadził i wygląda na to, że zaczynają to dostrzegać wszyscy, poza nim samym. Działacze, przed których gniewem broni go jeszcze tylko poparcie Pereza. Większość jest zdania, że wybryki Portugalczyka fatalnie wpływają na wizerunek klubu i podziela opinię honorowego prezydenta Realu Alfredo di Stefano, który otwarcie domaga się jego odejścia.

Dość zaczynają mieć również piłkarze, którzy jeszcze niedawno byli gotowi skoczyć za nim w ogień. Od kilku tygodni w hiszpańskiej prasie trwa nieustanny cykl pod tytułem "kryzys w szatni Realu" I nawet jeśli weźmiemy poprawkę na to, że tamtejsze media mają ponadprzeciętną skłonność do konfabulacji, obraz wyłaniający się z tych tekstów nie jest optymistyczny.

Cierpliwość tracą kibice, którzy po incydencie z Vilanovą wywiesili na trybunach Santiago Bernabeu transparent: "Mourinho - Twój palec wskazuje nam drogę". Podczas niedawnego meczu z Athletikiem Bilbao został przez nich wygwizdany.

Obrywa również od fachowców. Coraz częściej pojawiają się opinie, że porażki z Barceloną są efektem zbyt defensywnej taktyki. Portugalczyk broni się, że granie otwartej piłki z drużyną Guardioli to samobójstwo. Tyle, że zremisowany 2:2 ostatni mecz w Pucharze Króla pokazał coś zupełnie innego. Grający w piłkę, a nie w kości, Królewscy byli bliżej sukcesu, niż kiedykolwiek.

Na razie wszystko wróciło do normy. Po meczu na Camp Nou piłkarze znów stanęli murem za Mourinho, prześcigając go nawet w oskarżeniach pod adresem sędziów. Zwycięstwa w lidze (7 pkt przewagi nad Barcą) sprawiły, że kibice znów go oklaskują, a działacze nabrali wody w usta. Pytanie jednak czy samo mistrzostwo Hiszpanii wystarczy? W Madrycie wszyscy marzą przecież o podboju Europy. Zwalnianie trenerów "w nagrodę" za wygranie ligi to zresztą w Realu żadna nowość. Doświadczyli tego Fabio Capello i Vicente del Bosque. A Jupp Heynckes wyleciał nawet po sezonie, w którym Królewscy wygrali Ligę Mistrzów.

Wygląda zresztą na to, że nawet Portugalczyk ma już dość i latem planuje wrócić do Anglii (jego umowa wygasa w 2014 r.). To na razie tylko medialne spekulacje, niemniej pisze się o nich już nie tylko w Hiszpanii. W dodatku Duncan Castles, dziennikarz "Sunday Times", który opublikował wiadomość o jego odejściu, znany jest na Wyspach ze świetnych stosunków z otoczeniem Mourinho.

Zapisz się na piłkarski NEWSLETTER! - codziennie najważniejsze wydarzenia w Twojej skrzynce

Kto powinien zagrać w pierwszym składzie reprezentacji na Euro 2012? Zabaw się w selekcjonera w serwisie CalaPolskaKibicuje.pl!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24