Niespodzianki na zakończenie kolejki

Michał Wieczorek
Partnerem Bartosza Ślusarskiego w ataku będzie teraz Radosław Matusiak
Partnerem Bartosza Ślusarskiego w ataku będzie teraz Radosław Matusiak Karol Karolczyk (Ekstraklasa.net)
W Wodzisławiu Śląskim w ostatnim meczu 4 kolejki ekstraklasy Odra wygrała z Legią 1:0. W pierwszym dzisiejszym spotkaniu Cracovia, z Radosławem Matusiakiem w składzie, sensacyjnie wygrała w Sosnowcu z Lechem 1:0.

Odra bez respektu
Pierwsze minuty spotkania potwierdziły, że Odra podbudowana zwycięstwem w Gdańsku nie czuje respektu przed faworyzowaną Legią. Ponieważ i zespół Jana Urbana wyraźnie pała chęcią do rehabilitacji za remis z Cracovią oglądamy dobry, żywy mecz, w którym nieco więcej z gry mają jak na razie przyjezdni. Najlepszą okazję do strzelenia gola zaprzepaścił Sebastian Szałachowski, któremu asystował Marcin Mięciel, jednak Adam Stachowiak spisał się bez zarzutu. Sam "Miętowy" zaprzepaścił później dwie doskonałe sytuacje. We wcześniejszych meczach napastnik Legii narzekał na brak dobrych podań od pomocników. Dziś jest ich dużo, ale brakuje skuteczności. Z kolei defensywe Legii najczęściej stara się absorbować ruchliwy Marcin Wodecki.

Niezła gra Odry trwała tylko pół godziny. Później nastąpiło istne bombardowanie bramki Stachowiaka przez Sebastiana Szałachowskiego i Marcina Mięciela. To, że Legia jeszcze nie prowadzi w Wodzisławiu może zawdzięczać tylko fatalnej skuteczności swoich napastników. Szałachowski raz strzelał w słupek, by za chwilę nawet strzelić gola, ale z pozycji spalonej.

Jan Urban natychmiat zareagował na taką grę swoich ofensywnych piłkarzy i po przerwie wpuścił na boisko Paluchowskiego. Choć kilka razy szkoleniowiec Legii powtarzał, że wariant gry z duetem napastników Mięciel-Paluchowski nie jest najlepszy, właśnie tak wygląda teraz formacja ataku Legii w Wodzisławiu. Choć na boisku, nietypowo jak na ustawienie stołecznej drużyny, jest aż trójka napastników (Szałachowski gra na skrzydle) na bramkę Odry strzelają obrońcy. W najlepszej po przerwie sytuacju Artur Jędrzyjczyk główkował w słupek.

A Odra dłużej nie czekała na ataki Legii. Gospodarze coraz odważniej poczynali sobie na boisku i wreszcie udokumentowali to golem. Fatalny błąd w polu karnym popełnił Marcin Komorowski, a wykorzystał to Piotr Piechniak. Legia w drugiej połowie nie była tym samym zespole co przed przerwą. Przez 45 minut goście stworzyli tylko jedną sytuację, a po stracie gola w ogóle nie zagrozili bramce Stachowiaka.

Debiut Matusiaka i szybka bramka Sasina
Znów tylko 199 osób mogło obejrzeć ligowe spotkanie na Stadionie Ludowym w Sosnowcu. Cracovia otrzymała już zgodę od policji na organizację imprez masowych, ale pierwszy mecz z publicznością rozegra dopiero w 6. kolejce. Niektórzy w Sosnowcu wciąż więc wspominali sobotni mecz Zagłębia z Ruchem Radzionków, na którym zjawiło się ponad 5 tysięcy sympatyków obu drużyn. Atmosfera na spotkaniu drugiej ligi grupy zachodniej była bardzo gorąca, w niedzielę na meczu ekstraklasy - piknikowa.

Dopiero po kwadransie stuprocentowe okazje stworzyły oba zespoły. O ile należy zganić Marcina Kikuta, bo jego strzał był fatalny, o tyle uderzenie Radosława Matusiaka było całkiem niezłe. Ten piłkarz wniósł wiele dobrego do drużyny "Pasów". Bartosz Ślusarski ciągle schodził po piłkę na skrzydła, lub do środka pola, natomiast Matusiak czekał na dobre podania w polu karnym. Jedyny problem napastnika Cracovii to jego przygotowanie fizyczne. Po każdej akcji, w której brał udział musiał dłuższą chwilę odpocząć. Wraz ze słabnącym Matusiakiem, mnożyły się dobre sytuacje pod bramką Marcina Cabaja. Ale Lech grał bardzo ospale. Brakowało chyba mobilizacji na mecz przy pustych trybunach, po emocjonującym pojedynku w Lidze Europejskiej.

Druga połowę oba zespoły zaczęły bardzo niemrawo, a jako pierwsza z tego impasu wyszła drużyna Cracovii, która przeprowadziła najpiękniejszą akcję meczu. Mierzejewski podał do Pawlusińskiego, ten do Bartosza Ślusarskiego, który wdarł się w pole karne i dograł do Radosława Matusiaka. Znów zabrakło szczęścia, bo piłka trafiła w poprzeczkę. Pech nie opuszczał Cracovii, bo w drugiej połowie boisko z wielkim opatrunkiem na prawym kolanie opuścił Ślusarski. Kontuzja napastnika "Pasów" wyglądała naprawdę poważnie.

Szczęście w nieszczęściu, że napastnika gospodarzy zmienił Paweł Sasin, który kilka minut po wejściu na plac gry strzelił bramkę. Od tego momentu fart Cracovii już nie opuszczał. Drużyna Jacka Zielińskiego dopiero po stracie gola zaczęła atakować bramkę Cabaja. Ale piłkarze "Kolejorza" albo nie trafiali w bramkę, albo gospodarzy ratował słupek.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24