Orlando "Sa" słaby na Legię? [KOMENTARZ]

Szymon Janczyk
Orlando Sa nie może przebić się w Legii
Orlando Sa nie może przebić się w Legii Sylwester Wojtas
Transfer Orlando Sa miał być hitem, nie tylko dla zespołu Legii, ale też całej piłkarskiej Polski. Kilkanaście spotkań później okazuje się jednak, że hitem był on jedynie dla mediów, bo sam Portugalczyk na boisku pojawia się od wielkiego dzwonu. W czym tkwi problem? Dlaczego były reprezentant kraju nie może odnaleźć się w warszawskim klubie?

Orlando Sa - wielka nadzieja portugalskiej piłki nożnej (kilka milionów euro temu), zawodnik za którego Smoki z Porto wyłożyły 3 miliony euro, autor dziesięciu bramek dla młodzieżowych reprezentacji Portugalii, były zawodnik takich klubów, jak wspomniane Porto, czy Fulham. Oto, jak w krótki sposób można opisać karierę Portugalczyka. Nie ma wątpliwości, że bogate CV i opinie wystawiane temu piłkarzowi w początkowych latach przygody z piłką powinny uczynić go z miejsca gwiazdą całej T-Mobile Ekstraklasy. Nic dziwnego, że transfer tego napastnika szybko stał się głównym tematem dyskusji na popularnych portalach społecznościowych, m.in. na Twitterze. Większość z nich, w tym m.in. Mateusz Borek i Adam Godlewski uważało, że kupiony z AEL-u zawodnik będzie sporym wzmocnieniem Legii.

Kibice stołecznego klubu szybko mianowali go następcą Danijela Ljuboji - zawodnika, który mimo swojego niepokornego charakteru i lekkiego stylu życia (a może dzięki temu?) został symbolem Legii dążącej do Europy. Prezes Bgusław Leśnodorski po swoim przyjściu do klubu postanowił jednak zakończyć współpracę z doświadczonym napastnikiem. Mówiło się o kilku powodach tej decyzji, m.in. zbyt wysokich wymagań odnośnie wynagrodzenia. Tymczasem to właśnie "Leśny" osobiście dopinał transfer Sa z cypryjskiego AEL-u Limassol. Niedługo po sfinalizowaniu transferu skomentował go tymi słowami: "W końcu udało nam się podpisać umowę z Orlando Sa. Był długo obserwowany przez skautów i wszyscy wypowiadali się na jego temat pozytywnie. Liczymy, że ten chłopak dobrze wpasuje się do drużyny. Wierzę w jego możliwości. Powinien być dużym wzmocnieniem Legii".

Nasuwa się więc jedno pytanie - dlaczego zawodnik tak chwalony i komplementowany, wyniesiony na piedestał jeszcze przed jakimkolwiek oficjalnym treningiem z nowym zespołem, na boisku pojawia się od wielkiego dzwonu? Co prawda od chwili transferu Portugalczyka rozegrano zaledwie osiem kolejek T-Mobile Ekstraklasy, ale nie zmienia to faktu, że przy takich "wiatrach", na koncie Sa powinno widnieć przynajmniej 90 minut. Na to pytanie postaram się odpowiedzieć wskazując kilka możliwych opcji.

A) Orlando Sa jest po prostu zbyt słaby, żeby wygrać konkurencję do gry w ataku - czyli został przeceniony...

Opcja pierwsza wydaje się bardzo możliwa. Problem w tym, że zerkając w skład Legii, staje się... niemożliwa. Cóż, prawdę mówiąc przegrać rywalizację z Dwaliszwilim to tak, jakby dać wyprzedzić się żółwiowi na dystansie stu metrów. Oczywiście Gruzin ma swoje atuty - schowane pod coraz wyraźniej widocznymi krągłościami. Tymczasem Sa w poprzednim klubie radził sobie bardzo przyzwoicie. W 19 spotkaniach zdobył aż 13 bramek. Były gracz Polonii co prawda nie odstaje rażąco od rywala, bo ma na koncie 10 trafień, ale nie licząc niedawno zdobytej bramki z Piastem - wcześniej do siatki przeciwnika trafił pod koniec listopada 2013 roku. Od tego czasu regularnie zawodzi i zalicza fatalne wręcz pudła, jak to gdy w spotkaniu przeciwko Wiśle nie potrafił pokonać leżącego Michała Miśkiewicza z odległości około dwóch metrów. Mimo to Dwaliszwili jest najpoważniejszym konkurentem dla Orlando. Michał Efir nie dostaje szans od trenera Berga i gra w trzecioligowych rezerwach, Marek Saganowski dopiero w ostatnim meczu wrócił na ławkę po długotrwałej przerwie spowodowanej kontuzją kolana, a Patryk Mikita przeniósł się na zasadzie wypożyczenia do Widzewa Łódź. W tej sytuacji na szpicy gra... nominalny pomocnik, Miroslav Radović.

Oczywiście, popularnego "Rado" w tak znakomitej dyspozycji nie wolno wręcz odsunąć od składu, ale od czego są zmiany? Tymczasem gdy Norweg chce wprowadzić świeżego, wypoczętego zawodnika do linii ataku, korzysta albo z usług reprezentanta Gruzji albo z wypożyczonego z Fluminense Raphaela Augusto. Orlando Sa po debiucie i 73 minutach na boisku przeciwko Górnikowi trafił na ławkę, z której podniósł się na całe trzy minuty w meczu, w którym Legia podejmowała u siebie bydgoskiego Zawiszę. Co więc jest przyczyną takiego stanu rzeczy? Czy skauci źle ocenili potencjał Orlando Sa i będzie on kolejnym niewypałem transferowym? Taka wersja byłaby chyba zbyt pesymistyczna. Trzeba wziąć pod uwagę fakt, że Portugalczyk może mieć pewne zaległości treningowe. Nie mogę jednak pozbyć się myśli, że nie powinny być one aż tak duże, żeby nie pozwalały mu zaliczać chociaż kilkunastominutowych epizodów w każdym spotkaniu, które obecnie skutecznie zasilają czasowe konto borykającego się z nadwagą Dwaliszwilego...

B) Więc może Portugalczyk jest lepszy, ale podpadł trenerowi?

Każdy szkoleniowiec ma swój typ ulubionego zawodnika, bądź po prostu swoich ulubieńców. Dla przykładu - bardzo dobrze spisujący się w tym sezonie Juan Mata został wystawiony na listę transferową przez Jose Mourinho, bo zwyczajnie nie pasował do jego koncepcji zespołu. Znane są również przypadki, gdy nowy trener chcąc pokazać drużynie swoją władzę, odsuwał od drużyny potencjalnie najlepszego lub jednego z najlepszych zawodników. Nie można tego wykluczyć, gdyż Henning Berg nie naciskał na transfer, więc teoretycznie można uznać, że Portugalczyk nie był mu do szczęścia potrzebny. Możliwe też, że były zawodnik m.in. Manchesteru United ma innego faworyta i kosztem jego występów nie oglądamy Orlando na boisku. Kto może nim być? Kandydatów jest dwóch. Oprócz Dwaliszwilego, który "kradnie" końcówki, na myśl nasuwa się również Henrik Ojamaa, który delikatnie mówiąc - rozczarowuje swoją grą, ale wciąż znajduje miejsce w podstawowym składzie. Miejsce, w które można przesunąć Miroslava Radovicia, zwalniając tym samym środek ataku dla "Lado" lub Sa.

Przy tym wszystkim znów ważny element zajmuje sprawa, którą opisałem w poprzednim akapicie, a mianowicie zmiany. Tyczy się to również opcji B, ponieważ powody wpuszczania przeciętnego Augusto, zamiast najdroższego napastnika w historii klubu, mogą dotyczyć jego relacji z trenerem. Może rzeczywiście Sa swoim podejściem do treningów czy też innym zachowaniem zdenerwował Berga, którego przecież norweskie media określały jako perfekcjonistę pod każdym względem? Nie można tego wykluczyć, ale prawdę zna zapewne tylko zawodnik...

Aby znaleźć ostateczną odpowiedź na postawione przez nas pytanie, postanowiliśmy poprosić o komentarz dwóch dziennikarzy niezwiązanych z naszym serwisem, ale znających realia Legii i bywających po "drugiej stronie kurtyny". Obaj mają podobną opinię na temat Orlando Sa.

Piotr Jóźwiak, dziennikarz serwisu Weszlo.com: Negocjacje między Legią, a byłym klubem Orlando przedłużały się, a on sam - zamiast na treningach - siedział na walizkach. Kiedy w końcu podpisano dokumenty, głośno mówił o potrzebie kilkunastu dni na dojście do formy. Zagrał najpierw z Górnikiem, kiedy błysnął raz, groźnie strzelając z półobrotu, a później zaliczył całkowicie bezbarwną połówkę w przerwanym meczu z Jagiellonią. Mam wrażenie, że Berg dostrzegł jego niższą dyspozycję, więc pod pretekstem lekkich problemów ze zdrowiem, dyskretnie pracował nad odzyskaniem przez Portugalczyka strzeleckiej formy. Na treningach wyglądało to naprawdę średnio. Pod koniec marca pojawiły się natomiast głosy na temat problemów rodzinnych, dlatego powrót do gry został odłożony w czasie. Aż do epizodu z Zawiszą. Trudno jednak przypuszczać, by w następnej kolejce, w Lubinie - pod nieobecność Radovicia - Sa znów siedział na ławce...

Piotr Kamieniecki, redaktor serwisu Legia.net: Orlando Sa został sprowadzony do Legii w końcówce okienka transferowego jako napastnik, ale niektórzy zbyt mocno przykleili mu łatkę zbawiciela stołecznego zespołu. Szybko wyszło na jaw, że Portugalczyk ma pewne zaległości treningowe. Dodatkowo po spotkaniu z Jagiellonią Białystok 25-latek zaczął narzekać na kontuzję. Obie rzeczy sprawiły, że trochę wody w Wiśle upłynęło, zanim był gracz AEL-u Limassol wrócił do formy. Kiedy już jednokrotny reprezentant swojego kraju doszedł do dyspozycji, która uprawniała go do ponownego pojawienia się w kadrze na pojedynek z Piastem Gliwic, Henning Berg wolał stawiać na sprawdzony duet Radović - Duda, który nie zawodził praktycznie od początku rundy. Wydaje się również, że norweski szkoleniowiec ma póki co więcej zaufania do Wladimera Dwaliszwilego, który zapewnił "Wojskowym" trzy punkty na Śląsku. Sa na treningach prezentował się przeciętnie, choć miewał przebłyski. Póki co atakujący urodzony w Barcelos dostał chwilę na pokazanie się w trakcie ostatniego meczu z Zawiszą - przez ten czas zdołał oddać jeden strzał. Powodów rzadkich występów Portugalczyka należy upatrywać w słabym przygotowaniu, choć niektórzy sugerują również nienajlepsze prowadzenie się przez samego zawodnika. W najbliższy weekend jest szansa, że Orlando dostanie więcej minut na zaprezentowanie swoich umiejętności, gdyż w Lubinie za kartki pauzował będzie Miroslav Radović, który wiosną jest dla legionistów wręcz niezastąpiony.

Zapraszamy do dyskusji w komentarzach!

ŚLEDŹ WPISY AUTORA NA TWITTERZE!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24