Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Piotr Waśniewski: Orest Lenczyk? To było zarządzanie kryzysem [WYWIAD cz. II]

Jakub Guder
Druga część rozmowy z Piotrem Waśniewskim prezesem Śląska Wrocław. Tym razem przede wszystkim o kulisach mistrzostwa Polski w 2012 roku i współpracy z Orestem Lenczykiem.

Jak Pan wspomina pierwszy swój pobyt w Śląsku? W tamtym czasie przez Oporowską przewinęło się mnóstwo barwnych postaci i wiele się wydarzyło.
Moje lata pracy w Śląsku to była jedna wielka przygoda. Ten obraz zaszedł trochę szarością, kiedy uwzględnimy ostatnie miesiące mojej pracy. Wówczas relacje między właścicielami były bardzo napięte. To się negatywnie odbijało na funkcjonowaniu klubu. Kiedy jednak skupimy się na tym, co tu udało się zrobić, to mogę tamte czasy wspominać w samych superlatywach. Może też dlatego, że człowiek już trochę nie pamięta o tych trudnych kwestiach. Oczywiście to nie było pasmo niekończących się sukcesów. Było kilku zawodników, których bardzo chcieliśmy pozyskać, ale do nas nie trafili. Były też trudne decyzje, rozmowy dyscyplinujące… Mimo tego, że z dzisiejszej perspektywy tamten okres był bardzo komfortowy, to w rzeczywistości mieliśmy ogromne limity finansowe. To nie było tak, że dyrektor sportowy wskazywał zawodnika X, a z naszej pancernej kasy wysypywały się pieniądze. Miałem to szczęście, że drużyna, którą udało się wtedy zbudować, była też ciekawa medialnie. Były w niej wschodzące gwiazdy, ale też piłkarze będący właśnie na szczycie. Zawodnicy o ogromnym doświadczeniu. Nawet gracze pozyskiwani z zagranicy byli rozpoznawalni i szybko przebijali się do pierwszego składu.

No kilku niezłych „ananasów” było w tamtym składzie - zaczynając od Cristiana Diaza, a kończąc na Patriku Mrazie. Często trzeba było gasić różne pożary.
Uważam, że jeśli masz charakterną drużynę, to nawet lepiej. To świadczy o sile drużyny. Trudno sobie wyobrazić, że zespół, w którym są wszyscy świetnie poukładani, odnosi sukcesy. Na boisku może im bowiem zabraknąć tego, czego nie mają poza nim: zadziorności, momentami ograniczonej odpowiedzialności, czy cwaniactwa życiowego. Pełno mamy takich przykładów na świecie. Wracając do Diaza. Wokół niego było sporo kontrowersji zważywszy na koszty jego pozyskania. Dla mnie był jedną z niewielu ofiar przemiany Śląska Wrocław. Został pozyskany na prośbę trenera Tarasiewicza i miał być inwestycją. Wiedzieliśmy, że technicznie on absolutnie wykracza poza ramy ekstraklasy. To się potwierdzało w pierwszym okresie. Jego talent był przeogromny. Wielu jego kolegów mówiło, że na treningach było to lepiej widać niż na meczach. Miał to nieszczęście, że trafił na zmianę trenerów i kompletną zmianę koncepcji funkcjonowania drużyny. W kontekście Diaza nie mogliśmy od trenera Lenczyka egzekwować tego, czego oczekiwaliśmy od Ryszarda Tarasiewicza. On oczekiwał od nas tego transferu, wiedział, jaki to jest wydatek, jakie mamy oczekiwania wobec piłkarza i jakie plany na przyszłość. Zmiana szkoleniowca to wszystko ucięła. Z zawodnika, który był inwestycją, stał się kukułczym jajkiem. I tak uważam, że dużo wytrzymał jak na to, co go tu spotykało.

Ze strony Oresta Lenczyka?
Między innymi (śmiech). Ale też wewnętrznej presji. Każdy ze sportowców ma swoje ambicje. Rozwój kariery piłkarza jest wypadkową wielu czynników. Diaz jest dobrym przykładem, jak z dużego potencjału może nic nie wypalić. Trudno też wyobrazić sobie sytuację, że piłkarz, który podpisze satysfakcjonujący kontrakt, tak łatwo z niego zrezygnuje.

Kiedy wyciekły nagrania z rozmowy Oresta Lenczyka z prezydentem Rafałem Dutkiewiczem pomyślał Pan, że to się jednak nie uda?
Ten moment i jeszcze „wesoły autobus” wracający z Gdańska mogły mieć moim zdaniem pozytywny wpływ na wynik. Wkład trenera jest bardzo ważny, ale jeśli sama drużyna jest tylko zbieraniną przypadkowych ludzi, którzy po treningu rozchodzą się w różne strony, to nie mamy gwarancji zgrania i wspólnej odpowiedzialności za projekt. To właśnie kłótnia z trenerem, prezesem, próba ustalenia, skąd prezes dowiedział się o pewnych wydarzeniach skonsolidowały drużynę. Zresztą pamiętam taką konferencję mniej więcej na miesiąc przed końcem ligi, kiedy to jeszcze nie byliśmy liderem, a to Sebastian Mila powiedział mi: „Prezesie - robimy mistrza!”. No i zrobiliśmy. Ja miałem trzymać dyscyplinę, ale wiedziałem też, że wszyscy prowadzimy jakąś grę. Podczas dyscyplinujących rozmów z kapitanem czy radą drużyny mówiłem, że ja mogę te rzeczy rozumieć, jako człowiek, ale nie mogę ich akceptować jako prezes. Uważam, że to była grupa bardzo zgranych ludzi, która miała między sobą pewne niesnaski. Widziałem jednak, że jak mieli wspólnie jeden cel, to byli wstanie odsunąć konflikty na dalszy plan i skupić się na grze. Nawet wtedy, kiedy nie mogli mieć pełnego zaufania do szkoleniowca. Nie demonizowałbym tego jednak.

Było tak, że w ostatnich kolejkach trener Lenczyk ustalał skład, a drużyna potem grała swoje?

DALSZA CZĘŚĆ ROZMOWY - KLIKNIJ TUTAJ

Było tak, że w ostatnich kolejkach trener Lenczyk ustalał skład, a drużyna potem grała swoje?
Byłbym niesprawiedliwy, gdybym tak powiedział. To on ustalał treningi, skład. Był w stanie ustalić, kto w danym momencie jest w najlepszej formie. Trener Lenczyk ma świetne wyczucie selekcjonera. Potrafi wybrać najlepszych piłkarzy na daną chwilę. Nie ma co jednak ukrywać, że miał bardzo trudny charakter. To był okres paradoksów. Nikt o zdrowych zmysłach nie powiedziałby, że tamta drużyna może walczyć o mistrzostwo, a właśnie te wszystkie elementy, czasem kłopoty sprawiły, że tak się jednak stało. Nie byliśmy przecież na papierze najlepszą drużyną z największym budżetem. Realnie nie powinniśmy marzyć o mistrzostwie.

Trudna była decyzja o rozstaniu z Orestem Lenczykiem?
Funkcjonowanie z trenerem Lenczykiem to było nieustanne zarządzanie kryzysem. To przynosiło efekty. Zawsze jednak w takim przypadku występuje moment zmęczenia materiału. Moim zdaniem tak się stało. Inną rzeczą było to, że trener Lenczyk w pewnym momencie powiedział, że europejskie puchary nie są dla niego najważniejsze, nie do końca zdając sobie sprawę jak istotny dla klubu i właścicieli jest awans. To zostało bardzo źle przyjęte przez właścicieli, chociaż nie miało wpływu na zaangażowanie trenera w swoją pracę. Europejskie puchary były szansą na realny zastrzyk finansowy, a jego wypowiedź zabrzmiała tak, jakby chciał je odpuścić. To się nie spodobało właścicielom.
Potem szukaliśmy z dyrektorem sportowym Krzysztofem Paluszkiem szkoleniowca o dużo łagodniejszym charakterze, który wygasi emocje w szatni.

Wybór padł wówczas na Stanislava Levego.
Tak. Zresztą on bardzo przyzwoicie tę drużynę ułożył.

Kibice do dziś wspominają tego czeskiego szkoleniowca, chociaż niekoniecznie chodzi o wyniki sportowe. Zawładnął internetem.
Wszyscy prosiliśmy go, żeby trzymał się pewnych standardów…

Poprosiliście go, żeby swoją skórzaną kurtkę zamienił garnitur lub ewentualnie dres.
Moim zdaniem pierwszy trener i kierownik drużyny powinni być pod garniturem. Trener Levy dostał od nas takie polecenie. Chyba zresztą przed pierwszym meczem, ale tłumaczył wówczas, że to jego szczęśliwy strój. Stał się trochę tego ofiarą, bo potem wszyscy patrzyli na niego poprzez pryzmat stroju.

Macie teraz kontakt?
Tak. To naprawdę świetny człowiek i trener. Kontaktowaliśmy się z nim ostatnio robiąc wywiad na czeskim rynku trenerskim.

Po tylu latach ile jest znajomych twarzy przy Oporowskiej?
Bardzo niewiele. Po 2-3 osoby w drużynie i w administracji. Zmiana kadry w takim okresie to rzecz naturalna, ale bardzo żałuję, że tak szybko zrezygnowano z tego zespołu, który wówczas udało się zbudować. Oni mieli ogromne doświadczenie w budowaniu dużego klubu grającego w europejskich pucharach. To przykre, że Śląsk ta łatwo zrezygnował z tego potencjału. Uważam, że teraz wszystko wygląda tak a nie inaczej, bo każdy z nowych pracowników musiał się wszystkiego uczyć.

Rozmawiał JAKUB GUDER

SPORTOWIEC i TRENER ROKU 2018. W czwartek 20 grudnia zakończyliśmy głosowanie w etapie powiatowym. W piątek (21.12) rozpoczęliśmy głosowanie finałowe. Wszyscy kandydaci na Wasze wsparcie czekają do 28 grudnia, do godz. 21.

KLIKNIJ i wybierz kategorię:

Sportowiec Junior Roku – dziewczęta
Sportowiec Junior Roku – chłopcy
Najpopularniejszy Sportowiec Roku – kobiety
Najpopularniejszy Sportowiec Roku – mężczyźni
Trener Roku
Drużyna Roku
Działacz Sportowy
Szkółka Piłkarska
Trener Personalny i Fitness
NAJLEPSZY sportowiec 2018
NAJLEPSZY trener 2018

Dołącz do wydarzenia na Facebooku i obserwuj plebiscyt na bieżąco
->> KLIKNIJ W PONIŻSZE ZDJĘCIE:

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Piotr Waśniewski: Orest Lenczyk? To było zarządzanie kryzysem [WYWIAD cz. II] - Gazeta Wrocławska

Wróć na gol24.pl Gol 24