Podsumowanie występów polskich drużyn w europejskich pucharach

Karol Kurzępa
W czwartek zakończyły się eliminacje do europejskich pucharów, w których udział brały 4 polskie zespoły. Czy powinniśmy się cieszyć, że (w odróżnieniu od lat ubiegłych) dane nam było do ostatnich rund emocjonować się występami niemal wszystkich rodzimych drużyn? A może wypada narzekać, że czeka nas kolejny rok bez Ligi Mistrzów i mamy swoich reprezentantów jedynie w określanej mianem „nagrody pocieszenia” Lidze Europejskiej?

Kazachski koszmar Michała Probierza i spółki na początek

Przyjrzyjmy się drodze polskich zespołów ku Europie. Smutnym obowiązkiem jest przypomnienie flirtu z pucharami Jagiellonii. Zespół z Białegostoku odpadł z eliminacji już na początku lipca, po żałosnym dwumeczu z Irtyszem Pawłodar. 5-ta drużyna sezonu 2010/2011 w Kazachstanie okazała się dla „Jagi” zbyt mocna. Zespół prowadzony wtedy przez Michała Probierza co prawda wygrał u siebie 1:0 po golu Frankowskiego, ale na wyjeździe najadł się wstydu ulegając 0:2. Pogromcy białostoczan w następnej rundzie nie sprostali gruzińskiemu Metalurgowi Rustawi. Może lepiej pozostawmy to bez komentarza. Zaczęło się więc od druzgocącego falstartu. Później jednak nastroje kibiców stopniowo ulegały poprawie.

Pukanie do bram piłkarskiego raju przy Reymonta

Jako druga przystąpiła do pucharów krakowska Wisła. Mistrz Polski rozpoczął rywalizację o upragnioną Ligę Mistrzów od drugiej rundy eliminacji. Styl gry w dwumeczu ze Skonto na kolana nikogo nie rzucił, jednak dwie wygrane bez utraty gola cieszyły. W kolejnym etapie „Biała gwiazda” mierzyła się z bułgarskim Liteksem Łowecz. Po bardzo szczęśliwym wyjazdowym 2:1 wśród obserwatorów przeważało zdanie, że zwycięzców się nie sądzi. W rewanżu w Krakowie pomógł nieco sędzia, ale niekwestionowaną gwiazdą wieczoru był Melikson, autor dwóch goli. Zwycięstwo 3:1 zagwarantowało czwartą rundę, a Izraelczyka obwołano tym, który wprowadzi drużynę Roberta Maaskanta do elitarnych rozgrywek.

W ostatecznym starciu Wisła za rywala miała cypryjski Apoel Nikozja. Entuzjazm po losowaniu w prasie oraz wśród kibiców był spory, szanse na końcowy triumf oceniano pół na pół. Rzeczywistość okazała się jednak drastyczna. Pomimo korzystnego rezultatu w pierwszym meczu (1:0 po golu Małeckiego) daleko było od nadmiernego optymizmu. Krakowianie osiągnęli w tamtym spotkaniu najlepszy możliwy wynik, na jaki było ich stać. Wiadomym jednak było, że Apoel to bardzo silny przeciwnik, a sprawa awansu rozstrzygnie się w rewanżowym meczu na Cyprze. W Nikozji wiślacy zawiedli kompletnie. Porażka 1:3 nie odzwierciedlała ich bezradności i widocznej na boisku różnicy klas dzielącej oba zespoły.

Liga Mistrzów była blisko, a jednocześnie niezwykle daleko. Klub Bogusława Cupiała zrealizował jednak swój cel minimum, czyli promocję do fazy grupowej Ligi Europejskiej. Bilans mistrzów Polski to 5 zwycięstw w 6 spotkaniach i jedna porażka, bramki 10:5 na korzyść krakowian. Biorąc pod uwagę bardzo słabe wyniki Wisły w latach poprzednich, nie można tych eliminacji nazwać nieudanymi. Przegrana na Wyspie Afrodyty pokazała, że na Champions League przy Reymonta było w tym sezonie za wcześnie. Nadzieje na przyzwoity występ w Lidze Europy mieć można, dużo zależy od tego w jakiej grupie przyjdzie krakowianom rywalizować.

Powrót Śląska do pucharów po 24 latach

Trzecim reprezentantem naszego kraju w europejskich pucharach był Śląsk Wrocław. Podopieczni Oresta Lenczyka w II rundzie kwalifikacyjnej mierzyli się ze szkockim Dundee. Korzystny wynik 1:0 uzyskany przy Oporowskiej po trafieniu Voskampa rozbudził nadzieje wrocławian na wyeliminowanie Szkotów. W meczu rewanżowym na Tannadice Park po 5 minutach było 2:0 dla Dundee, mimo to ostatecznie drużyna z Dolnego Śląska cieszyła się z awansu. „Zwycięska” porażka 2:3 premiowała polski klub ze względu na ilość goli strzelonych na wyjeździe. Kapitalnym, dającym w ostatecznym rozrachunku przejście do następnej rundy, uderzeniem z dystansu popisał się Sebastian Dudek. Gol ten niewątpliwie na długo zapisze się w pamięci kibiców Śląska. Awans kosztem Dundee miał także osobisty wymiar dla szkoleniowca wrocławian, który tym samym zrewanżował się wyspiarzom za klęskę 2:7 sprzed 31 lat.

Następnym rywalem WKS-u był Lokomotiw Sofia. Dwumecz z Bułgarami to prawdziwy festiwal nieskuteczności zespołu Lenczyka. Ostatecznie po ponad 210 minutach mordęgi bez gola, Śląskowi udało się przechylić szalę na swoją korzyść w konkursie rzutów karnych.

Kolejnym przeciwnikiem wicemistrza Polski był Rapid Bukareszt. Rumuni zwyciężyli przy Oporowskiej 3:1, w rewanżu padł remis 1:1. Przeważyło nie tylko dużo większe pucharowe doświadczenie drużyny prowadzonej przez Razvana Lucescu. Rywale dominowali nad klubem z Wrocławia pod wieloma względami. Konfrontacja z Rapidem niewątpliwie była dla Śląska lekcją futbolu na wysokim poziomie.

Ogólnie rzecz biorąc, „zielono-biało-czerwoni” mogli się podczas swojej pucharowej przygody wiele nauczyć i doświadczenie zebrane w tych eliminacjach może w przyszłości zaprocentować. Zespół chce ponownie powalczyć w Europie już za rok, liczymy na ich postęp. Śląsk jako jedyna z polskich drużyn przegrała 2 mecze, trzykrotnie wrocławianie zremisowali, wygrali zaledwie raz. 5 goli zdobytych, 7 straconych. Jest nad czym popracować. Zważywszy jednak na brak pucharowego ogrania wrocławianie zaprezentowali się całkiem przyzwoicie. Póki co jest to klub na europejskim „dorobku”.

Legii nawiązanie do wspaniałych tradycji

Ostatnim rodzimym zespołem, który dołączył do eliminacji była warszawska Legia, zdobywca krajowego pucharu.

Losowania niekoniecznie układały się pomyślnie dla klubu z Łazienkowskiej. Najpierw los skojarzył legionistów z tureckim Gaziantepsporem. Faworytem tego dwumeczu była drużyna znad Bosforu. Nieoczekiwanie jednak „Wojskowi” ,za sprawą mądrej gry defensywnej, bramki Miroslava Radovica i odrobiny szczęścia zdołali w Turcji wygrać 1:0. Bezbramkowy remis w Warszawie w rewanżu dał awans Polskiemu zespołowi, co było swego rodzaju niespodzianką.

Drugą przeszkodą na drodze ku fazie grupowej był Spartak Moskwa. Rosyjski klub mający w swoich szeregach znakomitych piłkarzy, znacznie większy od warszawian budżet i duże pucharowe doświadczenie. Podopieczni Macieja Skorży pierwsze spotkanie rozegrali u siebie i zaprezentowali się bardzo dobrze, remisując 2:2. Co więcej, to gospodarze byli bliżej zwycięstwa niż ekipa z Moskwy. Mimo wszystko w korzystniejszej sytuacji przed rewanżem był Spartak. Na Łużnikach doszło jednak do ogromnej sensacji, Legia zwyciężyła 3:2, choć po 27 minutach gry przegrywała dwoma bramkami po golach braci Kombarow. Do przerwy było jednak już 2:2 dzięki kontaktowemu trafieniu Kucharczyka i pięknym strzale Macieja Rybusa. Występ w fazie grupowej przypieczętowała „główka” Janusza Gola w doliczonym czasie gry.

Ten mecz przejdzie do historii warszawskiego klubu. Heroiczny bój legionistów zapewnił im kwalifikację do Ligi Europejskiej. Trzeba przyznać, że w pełni zasłużoną. Poza remisami na swoim obiekcie, drużyna Skorży wygrała dwa niezwykle trudne wyjazdowe spotkania, a taki wyczyn nie udał się rodzimemu zespołowi już dawno. Bilans bramkowy ośmiokrotnych mistrzów Polski 6 goli strzelonych i 4 stracone. Awans kosztem dwóch renomowanych rywali budzi szacunek. Legia grając w przeszłości w europejskich pucharach niejednokrotnie sprawiała dużo radości kibicom w całym kraju. Miejmy nadzieję, że fantastyczny wynik z Moskwy nie jest ostatnim w tym sezonie sukcesem warszawian na arenie międzynarodowej.

Powód do dumy czy obowiązek?

Gdyby nie przykra porażka Jagielloni moglibyśmy rzec iż w tym roku obyło się bez wpadki. Fakt, że poza drużyną z Białegostoku wszystkie kluby rywalizowały do ostatniej rundy (niektóre nawet do końcowych fragmentów swoich spotkań) na pewno cieszy. Miejmy nadzieje, że zespoły nas już do tego na dłuższy czas przyzwyczają. Oby. Niewątpliwie w poczynaniach naszych pucharowiczów widać progres. Żadna z drużyn nie przegrała w dwumeczu dwukrotnie, nie było rywala któremu nie udało się strzelić co najmniej jednego gola (przynajmniej w konkursie rzutów karnych). Pozytywną oznaką jest także mentalne podbudowanie rodzimych zespołów. Respekt przed bardziej renomowanymi rywalami jest, ale nie ma mowy o bojaźliwości. Nasze zespoły próbują także grać nowocześnie, ofensywnie, niezależnie od tego czy jest to mecz wyjazdowy czy przed własną publicznością. Budujące są także przykłady Legii, czy Śląska, które nie podłamały się przegrywając w delegacji już dwoma bramkami. Nie należy jednak popadać w przesadną euforię. Polskie kluby wciąż wielu rzeczy muszą się uczyć. Zbieranie szlifów w Lidze Europejskiej to dobry prolog przed upragnioną i od dawna wyczekiwaną Champions League. W obecnych rozgrywkach, po raz pierwszy od dłuższego czasu, jesienią będziemy się emocjonować występami dwóch drużyn w europejskich pucharach. Nikt nie ma nic przeciwko, by tendencja w tym zakresie była wyłącznie zwyżkowa.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24