Pogoń 70. Burzliwy XXI Pogoni Szczecin. Liczy się jak powstajesz

Jakub Lisowski
Olgierd Moskalewicz po finale Pucharu Polski z Jagiellonią Białystok w 2010 r.
Olgierd Moskalewicz po finale Pucharu Polski z Jagiellonią Białystok w 2010 r. Andrzej Szkocki
Kibice Pogoni Szczecin marzą o powrocie do europejskich pucharów. 10 lat temu marzyli o powrocie do Lotto Ekstraklasy.

21 kwietnia 2008 roku ulicami Szczecina przeszedł korowód kibiców Pogoni, którego ostatnim punktem był Plac Tobrucki.

- Cała akcja wyglądała naprawdę dobrze. Kilka tysięcy ludzi idących wspólnym krokiem przez miasto to super sprawa. Zresztą widać to było po osobach postronnych, które obserwowały to wydarzenie. Były pod dużym wrażeniem - opowiadał Robert Dymkowski, kiedyś napastnik Portowców.

W programie jubileuszu znalazło się kilka innych ciekawych wydarzeń. Przy Twardowskiego doszło do zderzenia reprezentacji Polski z obcokrajowcami z ekstraklasy. Doszło do pojedynku Portowców z Legią Warszawa. Organizowano turnieje, mecze charytatywne, otwarto izbę pamięci imienia Floriana Krygiera.

Pogoń celebrowała 60. urodziny w zupełnie innych okolicznościach niż obecny jubileusz. Stała przed odmiennymi wyzwaniami i problemami. Żeby dostać się do Lotto Ekstraklasy i móc myśleć o powrocie do europejskich pucharów, musiała najpierw wywalczyć trzy awanse. Rozpoczynała się era odbudowy klubu.

- Organizowaliśmy jubileusz, będąc w czwartej lidze - powiedział Dariusz Adamczuk, prezes akademii Pogoni. - Był to najtrudniejszy czas w historii klubu. Przeszliśmy długą drogę, żeby grać ponownie w najwyższej klasie rozgrywkowej. Obraliśmy jednak dobry kierunek i przy okazji 70. urodzin naprawdę mamy się z czego cieszyć.

Najważniejszym meczem w erze odbudowy był finał Pucharu Polski. W 2010 roku rewelacji rozgrywek, prowadzonej przez Piotra Mandrysza, zabrakło 90 minut do zdobycia pierwszego trofeum w historii Pogoni. Z takimi piłkarzami w składzie jak Omar Jarun, Maciej Mysiak i Piotr Dziuba potknęła się na ostatniej z dziesięciu przeszkód. Pogromcą była Jagiellonia, która zwyciężyła w Bydgoszczy 1:0.

- Wiedzieliśmy, że to historyczny moment. Mogliśmy po raz pierwszy wygrać puchar i byliśmy tego blisko - komentował Mysiak. - W finale pojawiły się ciarki na plecach. Pomyślałem sobie, że dla takich chwil gra się w piłkę nożną. Nasi kibice zrobili wspaniałą atmosferę. Udowodnili, że są najlepsi w Polsce. Wykonaliśmy dobrą robotę w drodze do finału, choć był też smutek, żal i złość, że nie udało się go wygrać.

Pogoń zagrała w Bydgoszczy jeszcze jako pierwszoligowiec. Na wejście do elity pracowała kolejne dwa lata. To niby niewiele, jednak we współczesnym futbolu trzeba przyjąć inną miarę. W jedenastkach z finału Pucharu Polski i z meczu z Arką Gdynia, w którym Portowcy przypieczętowali awans, powtarzało się tylko nazwisko Radosława Janukiewicza. Od czasu trenera Mandrysza z zespołem pracowali jeszcze Maciej Stolarczyk, Artur Płatek, Marcin Sasal i Ryszard Tarasiewicz. Siła spokoju tego ostatniego okazała się na wagę złota w wymagającym i nerwowym sezonie.

- Kibice ponieśli nad do zwycięstwa dającego awans. W rundzie wiosennej nie zawsze było kolorowo, ale na sam koniec spięli się i okazali nam bezcenną pomoc. My piłkarze przeszliśmy w pewien sposób do historii. Po kilku latach tułaczki w niższych ligach Pogoń wróciła tam, gdzie jest jej miejsce, czyli do ekstraklasy - powiedział Janukiewicz.

W czasie, kiedy szczecinianie dostali się do elity, jednym z nich był już Adam Frączczak. Uniwersalnego żołnierza Pogoni można nazwać weteranem odbudowy. Na zastrzeżone numery zapracowali Olgierd Moskalewicz i Edi Andradina, ale oni grali dla Pogoni już przed spadkiem poza szczebel centralny. Frączczak to bohater innej historii. Trafił do szatni na początku 2011 roku i jest w niej do teraz.

- Pochodzę z zachodniopomorskiego, urodziłem się w Kołobrzegu i czy to w Żakach, czy w Kotwicy, Pogoń była zawsze blisko mnie. Pamiętam czasy, w których kibice obu klubów mieli sztamę. Tak jest też teraz. Pogoń była więc od zawsze kierunkiem, który interesował mnie najbardziej. To największy klub na Pomorzu, więc ten wybór był oczywisty - wspominał Adam Frączczak.

Rok temu najlepszy strzelec zespołu został jego kapitanem, a od kibiców otrzymał przydomek Prawdziwy Portowiec. Ponadto podpisał nowy kontrakt i jeżeli wypełni go w całości, spędzi w klubie dekadę.

- Przychodząc do Pogoni nie myślałem o tym, ile spędzę w niej czasu i w zasadzie teraz też o tym nie myślę - zaznaczył Frączczak. - Dostałem sygnały z innych klubów. Pogoń złożyła jednak propozycję przedłużenia kontraktu. Wiadomo, że to jest klub, który jest dla mnie pierwszym wyborem i dlatego zdecydowałem się zostać.

- To zawodnik, który nie zna strachu - dodał trener Kosta Runjaić o podopiecznym z najdłuższym stażem w erze odbudowy Pogoni.

Niemiec zajmuje się sprzątaniem po jednym z dwóch największych bagien, w które wdepła drużyna w czasach najnowszych. Pierwsze z nich było w drugim sezonie na zapleczu Lotto Ekstraklasy, kiedy krzątała się blisko strefy spadkowej. W trwającej kampanii wylądowała na dnie tabeli i po raz pierwszy od czasu reformy ligi, bije się w grupie spadkowej.

Za Pogonią sporo wrażeń. Być może dekada między 60. a 70. urodzinami to najbardziej frapująca w historii klubu. Nie brakowało w niej też rozczarowań, ale pamiętać warto, z którego miejsca startowali granatowo-bordowi.

Następne dziesięciolecie mogłoby być nie tylko jeszcze ciekawsze, ale i najlepsze pod kątem sukcesów.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Pogoń 70. Burzliwy XXI Pogoni Szczecin. Liczy się jak powstajesz - Głos Szczeciński

Wróć na gol24.pl Gol 24