Polska weszła na wyższy poziom! Szkoda, że nie utrzymała go przez 90 minut [ANALIZA]

Grzegorz Ignatowski
Szkocja - Polska
Szkocja - Polska Andrzej Szkocki/Polska Press
Zdania na temat meczu Szkocja - Polska są podzielone. Jedni uważają ten remis za fartowny, a drudzy uważają, że to nasi rywale mieli kupę szczęścia. Gdzie jest prawda? Jak zwykle - po środku.

Jakkolwiek to wszystko by się nie skończyło, trzeba reprezentację Polski pochwalić za pierwszą połowę i to pod każdym względem. Na początku biało-czerwoni zdominowali rywala. Grali z ambicją, poświęceniem i entuzjazmem. Owszem, Szkoci nam to nieco ułatwili, ustawiając nieco wyżej linie obrony, ale też szybko wyciągnęli wnioski. Po kwadransie przeciwnik przejął inicjatywę, jednak nie wpłynęło to na fakt, że zespół Adama Nawałki kontrolował mecz. Warto zauważyć, że większość długich piłek zagrywanych do szkockiego napastnika, a następnie zgrywanych do tyłu przejmowali właśnie Polacy. Przewaga w tym elemencie dawała do zrozumienia, że tego meczu raczej nie możemy przegrać.

Potem spełnił się najstraszniejszy sen polskiego kibica. Gol wyrównujący musiał boleć, bo nie można było się przyczepić do żadnego z polskich drużyny Adama Nawałka. Krążą opinię, że zawalił Piszczek, ale prawy obrońca asystował szkockiemu piłkarzowi tak długo, aż wsparł go jeden z środkowych pomocników. Jeśli już ktoś popełnił błąd, to był to zawodnik ustawiony na lewym skrzydle, ponieważ popełnił grzech zaniechania. Zamiast podejść do przeciwnika ustawionego przed polem karnym stanął w miejscu i oglądał, jak rozwija się sytuacja. Potem był już strzał, któremu nie sposób było przeszkodzić.

Drugi gol dla Szkotów to typowy przykład bramki "z niczego". Strata w środku pola Kamila Grosickiego spowodowała, że Szkoci zawiązali szybką akcję w momencie, kiedy obrona reprezentacji Polski była zdezorganizowana. Przypomina się w tym momencie strata Jerzego Brzęczka w meczu ze Szwecją z 1999 roku, po której straciliśmy bramkę decydującą o zwycięstwie "Trzech Koron".

Gol wyrównujący zasługuje na miano cudu na Hampden Park. Dlaczego? Bo piłka nie miała prawa wpaść do bramki. Grosicki dośrodkował źle, jakiś dziwny przypadek sprawił, że futbolówka przedarła się przez gąszcz obrońców i uderzyła w słupek. O tym, że ostatecznie wylądowała w siatce, zadecydował instynkt Roberta Lewandowskiego, połączony z niesamowitą determinacją. Lewy ruszył do piłki o ułamek sekundy szybciej niż szkocki obrońca i to pozwoliło nam zremisować.

Szczęścia w tym remisie jest tyle, co prawdy w programach typu "Ukryta prawda" i to pomimo pozornie niezrozumiałych zmian Adama Nawałki. Przebieg drugiej połowy nieco zamazuje obraz tego spotkania, ale prawda jest taka, że Polska tego dnia miała zwyczajnie lepszą drużynę. Pierwsza połowa była wręcz znakomita i choć gol do szatni mocno podciął nam skrzydła, to nasi zawodnicy wciąż dobrze wywiązywali się z zadań taktycznych. Nawet Krzysztof Mączyński wzniósł się na poziom, którego nikt po nim nie oczekiwał.

Tym razem słabiej wyglądały skrzydła, ale dlaczego miałyby wyglądać inaczej? Szkoci słabiej prezentowali się w środku pola i w tej strefie Polacy osiągnęli przewagę. Idę o zakład, że właśnie na tym polegał plan Adama Nawałki. Mimo wszystko warto zwrócić uwagę na fakt, że chociażby Jakub Błaszczykowski miał jedenaście odbiorów. Jak więc należy oceniać grę skrzydłowych? Cenzurki powinien wystawiać wyłącznie selekcjoner reprezentacji Polski, bo powinny być one wystawiane na podstawie wykonania postawionych zadań.

Skoro było tak dobrze, to dlaczego w drugiej połowie było tak źle? Problem reprezentacji Polski polegał na tym, że po strzeleniu gola w 45. minucie Szkoci narzucili nam swój styl gry. Być może stąd wejście na boisko Tomasza Jodłowca, który miał pomóc w opanowaniu środkowej strefy oraz nawiązać walkę w powietrzu z wysoko skaczącymi rywalami. Nie pomógł. Mało tego, zmiana odniosła odwrotny efekt, bo Lewandowski został w ataku sam, a dodatkowo cofał się, by pomagać kolegom z pomocy. W efekcie na szkocki chaos odpowiedzieliśmy naszym swojskim chaosem. To jednak nie wpływa na fakt, że w tym dniu prezentowaliśmy się lepiej niż Szkoci, byliśmy lepiej przygotowani i lepiej rozpracowaliśmy rywala. Niestety w 45. minucie jeden przysłowiowy "gong" zachwiał równowagę naszych piłkarzy.

Byliśmy lepsi i dowodem na to są statystyki. Oddaliśmy więcej strzałów (14-10) i strzelaliśmy celniej (5-3), mieliśmy więcej rzutów rożnych (4-2) i dłużej utrzymywaliśmy się przy piłce (56-44). Trzeba jednak pamiętać o jednym - rywal nie rozpracował dobrze drużynę Adama Nawałki. Szkotom udało się ograniczyć główne atuty Grosickiego i Błaszczykowskiego, a także za wszelką cenę usiłowali powstrzymać Roberta Lewandowskiego, co im się już nie udało. Jednak nie można się pozbyć wrażenia, że zbytnio skupili się na naszej ofensywie, a zupełnie zapomnieli o defensywie. Nie od dziś wiadomo, że Kamilowi Glikowi zdarzają się wyjścia do przodu w celu zatrzymania akcji w okolicach środka pola. W takiej sytuacji potrzebna jest dobra asekuracja, do której niezbędne jest ogranie na pozycji środkowego obrońcy, a tego Michałowi Pazdanowi wciąż brakuje. Rywale nie próbowali wyciągać naszych środkowych obrońców, do znudzenia atakowali skrzydłami, szukając kolejnych dośrodkowań. My znaliśmy ich słabość, przygotowaliśmy się nią i w pierwszej połowie nie graliśmy w "ich grę". Szkoda, że tylko w pierwszej.

Mecz ze Szkocją oceniam jako jeden z lepszych w wykonaniu polskiej drużyny, ale podkreślić należy, że nie osiągnęliśmy w nim dobrego wyniku. Remis wobec porażki Niemców z Irlandią jest dla nas niekorzystnym wynikiem. Dlaczego? Bo Irlandczycy są bardziej wymagającym rywalem niż Szkoci i z pewnością na stadionie Narodowym zmuszą nas do jeszcze większego wysiłku niż potomkowie Williama Wallece'a na Hampden Park. Tym razem potrzeba będzie czegoś więcej niż dobrego planu, który Nawałka przygotował na pierwszą połowę i czegoś więcej niż tylko 45 minut maksymalnej koncentracji i entuzjazmu. Na szczęście Robert Lewandowski golem w doliczonym czasie gry wlał w serca polskich piłkarzy tyle entuzjazmu, że starczyłoby przynajmniej nie na 90, ale co najmniej na 180 minut. Na nasze nieszczęście tyle samo entuzjazmu wlał w serca Irlandczyków Shane Long.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24