Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pożar widmo spustoszył uzdrowisko w Czerniewicach. Szalał również w Kaszczorku i na Stawkach

Szymon Spandowski
Szymon Spandowski
Ulica Fryderykowska, czyli obecna Warszawska, z posadzonymi przy niej drzewami.
Ulica Fryderykowska, czyli obecna Warszawska, z posadzonymi przy niej drzewami. Kujawsko-Pomorska Biblioteka Cyfrowa
W połowie kwietnia 1904 roku Toruń i Podgórz ogarnęła fala strajków. Domagający się podwyżek czeladnicy pracujący przy budowie obecnego Collegium Maius wystawili warty, które zawracały z drogi szukających roboty w Toruniu pracowników zamiejscowych.

Daniel Ludwiński opowiada o Marianie Rosem

od 7 lat

Mistrz szewski Julius Dupke nie miał łatwo w życiu. I wcale nie chodzi tu o nazwisko, chociaż przyznacie Państwo, że wśród polskiej klienteli w Toruniu... Jak na nasze warunki, prowadził całkiem dużą firmę. W jego wyroby można było się zaopatrzyć w sklepie przy ul. Melliena 74 (dziś Mickiewicza 74), a w roku 1900 otworzył kolejny przy ul. Garbarskiej 33/35 (dziś Wielkie Garbary 23). Sto dwadzieścia lat temu posiadał również jakąś nieruchomość na Mokrem i tam właśnie jakiś niegodziwiec ukradł mu osiem drzew owocowych, w związku z czym imć Dupke wyznaczył 20 marek nagrody za wykrycie sprawcy. O tym, co mistrz szewski miał zamiar z nim zrobić, gazety nie napisały. Mógł mu łapy przetrącić, albo kopnąć.

Poza opisem problemów szewca, na początku kwietnia 1904 roku "Gazeta Toruńska" zamieściła również informację, że właśnie rozpoczyna się żydowska... Wielkanoc. Z pewnością chodziło o święto Paschy, a to, że nasi przodkowie wywiedli z tego Wielkanoc świadczy chyba o tym, że chociaż dwa narody żyły wtedy obok siebie, to w gruncie rzeczy wiedziały o sobie niewiele. W każdym razie Polacy najwyraźniej mieli niewielkie pojęcie o świętach żydowskich.

Dokąd został przeniesiony kantor na Dworcu Głównym?

Problem z drzewami miał wtedy nie tylko szewc o ciekawym nazwisku. Niedawno wspominaliśmy, że na początku wiosny A.D. 1904 jakiś łobuz uszkodził szpaler lip posadzonych przy ul. Fryderykowskiej (dziś Warszawskiej) w 1902 roku. W tym samym czasie lipami została również obsadzona ulica Mostowa. Jak się jednak okazało, część z nich uschła. Na początku kwietnia 1904 roku martwe drzewka zostały wymienione na nowe, zresztą nie były to jedyne zmiany w mieście.

"Kantor zamiany pieniędzy, znajdujący się jeszcze obecnie w dawnem miejscu na tutejszym dworcu głównym, przeniesiony zostanie wkrótce na zachodnią stronę południowego peronu" - poinformowała "Gazeta Toruńska".

Co się stało ze skradzionymi pieniędzmi?

To jest bardzo ciekawa wiadomość. Kantor na Dworcu Głównym otworzył w 1903 roku Bernhold Adam, właściciel banku przy ul. Mostowej 32. Nasza znajomość z nim sięga ostatniego remontu dworca, podczas którego, na ścianie przy południowym peronie, konserwatorzy odkryli i utrwalili pozostałości dawnej reklamy. Kamil Snochowski, czyli toruński Literołap, wydedukował z tych literoduchów, że prawdopodobnie była to reklama kantoru. Znajomość z bankierem, czy też raczej jego firmą, bo sam pan Adam został na początku XX wieku znaleziony martwy koło przystani na Kępie Bazarowej, okazała się dla nas bardzo opłacalna. Poza historią zagadkowej śmierci bankiera, ze starych gazet wydobyliśmy również opis wielkiej kradzieży, do jakiej doszło pod koniec roku 1911. Jak się później okazało, pracowniczka kantoru wspólnie ze swoim narzeczonym, ukradli ponad 25 tysięcy marek. Złodzieje uciekli, ale w kwietniu 1912 roku zostali zatrzymani. Część pieniędzy wydali, a część jeszcze przed ucieczką, ukryli na Kępie Bazarowej. Już po wyroku pan narzeczony szukał tych pieniędzy w asyście policji, jednak skrytki nie odnalazł. Kto wie, może zrabowane wciąż gdzieś tam leżą?

Toruńskie gazety sprzed bardzo wielu lat są prawdziwą kopalnią skarbów. A Kujawsko-Pomorska Biblioteka Cyfrowa, w której można je znaleźć, jest ich kopalnią. Były już rośliny, mieliśmy też trochę biznesu, sprawę kryminalną. Teraz zaś dodamy do tego kilka kropel etnologii.

Czym była wielka choroba?

"Mokre. Robotnica S. udała się w pierwsze święto z synem swoim, cierpiącym na tak zwaną wielką chorobę do rzeki, aby z niej zaczerpnąć wody wielkanocnej - czytamy w "Gazecie Toruńskiej" z 10 kwietnia A. D. 1904. - Dawne podanie przepisuje, aby niosąc wodę do domu, nie obracać się ani nie mówić, inaczej woda traci siłę. Ta wiara kobiety w gusła byłaby przyprawiła syna jej o mało o utratę życia. Chłopak bowiem dostał kurczy i wpadł do wody, a matka nie ważyła się odwrócić za nim. Szczęściem jakiś przechodzień spostrzegł nieszczęście i chłopca wyratował".

Wielką chorobą, zwaną również chorobą św. Walentego była padaczka. A skoro już o wodzie i jej cudownych właściwościach mowa, to 120 lat temu znany i ceniony podtoruński kurort Czerniewice nawiedził pożar widmo.

"Zakład kąpielowy (solanki) pani Modrzejewskiej zgorzał w niedzielę wieczorem" - doniosła "Gazeta Toruńska" w czwartek 14 kwietnia 1904 roku.

Kto i gdzie szukał pożaru?

W tej notce jest coś dziwnego. Stali Czytelnicy z pewnością zdają sobie sprawę z tego, jak wielką estymą otaczali nasi przodkowie stworzoną przez Józefa Modrzejewskiego konkurencję dla położonego w zaborze rosyjskim Ciechocinka. Czy to możliwe, że wiadomość o katastrofie, która dotknęła Czerniewice, do toruńskich Czytelników dotarła dopiero po czterech dniach? Cóż, jest to dowód na to, że gazety trzeba czytać od deski do deski, numer po numerze. Szybko bowiem okazało się, że ten pożar był dziwny.

"W niedzielę wieczorem widziano w oddali wielki ogień, ale nikt nie wiedział na pewno, gdzie się pali - pisała niemal tydzień po pożarze "Gazeta Toruńska". - Straż pożarna mokrzańska, sądząc, że ogień jest w Kaszczorku, wyruszyła na pomoc, ale wróciła, bo w Kaszczorku ognia nie było. Podgórska znów straż ogniowa była zdania, że paliło się na Stawkach, ale i ona wróciła, bo i tam pożaru nie było. Ktoś w końcu zawyrokował, że ogień był w Czerniewicach i zniszczył tamtejsze solanki. Obecnie się wykazało, że to nieprawda, bo solanki stoją jak stały. Przypuszczać więc należy, że pożar nawiedził jakąś przygraniczną wioskę w Królestwie Polskiem".

Zatem straż z Mokrego popędziła do Kaszczorka, straż z Podgórza na Stawki, a co w tym czasie robiła straż toruńska? Być może strażak dyżurujący na ratuszowej wieży dostrzegł, że pali się gdzieś poza zasięgiem jego jednostki. Torunianie pod tym względem górowali nad sąsiadami, którzy tak wysoko ulokowanymi punktami obserwacyjnymi nie dysponowali. Wież w Toruniu było wciąż sporo, chociaż ich liczba od kilku dekad malała i w najbliższym czasie jeszcze zmaleć miała.

"Minister oświaty zezwolił na zerwanie dwóch starożytnych wież przy teatrze i szkole wieczorowej - donosiła "Gazeta" w połowie kwietnia 1904 roku. - Urzędowe zezwolenie jeszcze co prawda nie nadeszło. Skro jednak nadejdzie zaczną natychmiast zrywać te zabytki".

Czego żądali strajkujący czeladnicy?

O zgodę na wyburzenie wież nr 25 i 27 burmistrz Georg Kersten zabiegał już wcześniej, w listopadzie 1903 roku pojechał w tym celu do Berlina. W połowie kwietnia 1904 roku władze miasta nie musiały się tak spieszyć z burzeniem, ponieważ na budowie szkoły, czyli obecnego Collegium Maius UMK, wybuchł strajk.

"Robotnicy zatrudnieni na budowli szkoły wieczornej złożyli pracę - informowała "Gazeta Toruńska". - Stało się to skutkiem wydalenia z pracy jednego z ich towarzyszy. Chcąc nie chcąc musieli również roboty zaprzestać murarze zatrudnieni na rzeczonej budowli. Bezrobocie jednak, jak się zdaje, przybierze większe rozmiary. Czeladnicy ciesielscy bowiem stawili chlebodawcom swoim żądanie, aby płacę za godzinę podwyższyli do 40 fenigów. Dotychczas wynosiła ona 30 - 32 fenigi. Chlebodawcy nie zgodzili się na to żądanie i czeladników oddalili. Ci znów, aby zapobiec napływowi zamiejscowych czeladników ciesielskich wystawili warty, które przybyłym do Torunia czeladnikom wręczają pieniądze i wysyłają dalej. Słychać również, że robotnicy zatrudnieni na budowli banku rzeszy również starają się o podwyższenie płacy. Tutaj jednak nie ma obawy, aby zaprzestano pracy. Bezrobocie urządzić zamierzają podobno również robotnicy zatrudnieni w tartakach".

Ile chcieli zarabiać robotnicy budujący podgórską gazownię?

Bank rzeszy to rzecz jasna późniejszy Narodowy Bank Polski, a dziś Collegium Maximum UMK na dawnym placu Bankowy, a dziś Rapackiego. O ile sytuacja na placu budowy banku czy tartakach była niepewna, o tyle na budowie gazowni na Podgórzu murarze na samym początku prac wystąpili o podwyżkę z 40 na 45 fenigów za godzinę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska