Prezes Śląska Wrocław, Piotr Waśniewski: - Jesteśmy drużyną głośną, ale w tym sezonie gramy o stabilizację. A marzeniem jest Puchar Polski

Adam Godlewski
Adam Godlewski
Erik Exposito i John Yeboah to piłkarze bardzo ważni dla Śląska Wrocław. Pierwszy mógł już zapewnić większą stabilizację w klubie, drugi także ma potencjał, aby zostać bohaterem znaczącego transferu zagranicznego...
Erik Exposito i John Yeboah to piłkarze bardzo ważni dla Śląska Wrocław. Pierwszy mógł już zapewnić większą stabilizację w klubie, drugi także ma potencjał, aby zostać bohaterem znaczącego transferu zagranicznego... pawel relikowski / polska press
Śląsk był jednym z największych rozczarowań poprzedniego sezonu w ekstraklasie, w tym stara się – z różnym skutkiem – odbudowywać pozycję w krajowej hierarchii. W lidze idzie to opornie, znacznie lepiej w rozgrywkach Pucharu Polski, w których dziś wrocławianie powalczą o półfinał z KKS Kalisz. I właśnie to był główny pretekst do rozmowy z prezesem Piotrem Waśniewskim o kondycji i planach dolnośląskiego klubu.

O co gra Śląsk w sezonie 2022/23?
Do rozgrywek przystąpiliśmy z zamiarem walki o najwyższe cele, tak jak inne drużyny chcielibyśmy oczywiście grać o mistrzostwo. Życie zweryfikowało jednak to nastawienie, bo jeśli spojrzymy przez pryzmat aktualnego miejsca Śląska w tabeli, to w tej chwili, gramy po prostu o stabilizację naszej pozycji i – generalnie - roli w ekstraklasie. Mamy diametralnie przebudowaną drużynę, a w konsekwencji najmłodszą w PKO Ekstraklasie, dlatego realnie oceniając – chcielibyśmy wylądować jak najbliżej środka tabeli. Każde wyższe miejsce byłoby dużą wartością dodaną. Zarówno ze względów finansowych, wizerunkowych, jak i sportowych. Nie oszukujmy się, znacznie łatwiej i skuteczniej promuje się przecież zawodników drużyny, która zagwarantowała sobie prawo gry w pucharach, czy nawet z TOP 6. w rozgrywkach, niż z miejsc14-15. Zwłaszcza jeśli mówimy o jakimś transferze międzynarodowym. A drugim celem, o który w tym roku bardzo chcielibyśmy powalczyć - i zarazem spełnić moje osobiste marzenie, aby dodać brakujące trofeum do, że tak powiem, „gabloty prezesa” - jest wywalczenie Pucharu Polski. Wiem, że będzie okrutnie ciężko, ale dawno nie byliśmy tak blisko finału.

Konkretnie to od roku 2013.
Tak, od pamiętnego finału z Legią, wówczas rozgrywanego w formule dwumeczu. Pamiętam jak dziś, gdy Piotr Ćwielong trafił w poprzeczkę... Wtedy marzyliśmy o tym, żeby spiąć klamrą okres, w którym mieliśmy już komplet medali wywalczonych w ekstraklasie w ciągu 3 lat. I nawet Superpuchar; brakowało tylko Pucharu Polski do pełnego zestawu trofeów. To było jednak epokę temu, a w ostatnich latach mieliśmy duży dyskomfort w tych rozgrywkach, ponieważ nawet jeśli drużyna walczyła o najwyższe miejsca w ekstraklasie, zajmując ostatecznie 5. czy 4. lokatę, i później graliśmy w pucharach europejskich, to za każdym razem z Pucharu Polski odpadaliśmy już na początku.

Teraz zapewniliście sobie już ćwierćfinał, w którym rywalem jest znacznie niżej notowany KKS z Kalisza. Zatem apetyt wydaje się uzasadniony.
Absolutnie tak jest, ale z drugiej strony to także ogromne wyzwanie. Gdy przyjrzymy się występom naszego przebudowywanego zespołu w obecnym sezonie, to znacznie lepiej wypadamy z drużynami teoretycznie od nas mocniejszymi niż z tymi, z którymi powinniśmy, czy wręcz musimy wygrać. Mamy dość młodą drużynę i brak dojrzałości piłkarskiej po takich sinusoidach jest najlepiej widoczny. Potrafimy trzy razy w sezonie wygrać z aktualnym mistrzem Polski, Lechem, a także dwukrotnie z Pogonią Szczecin, czyli z drużyną walczącą o trofea w PKO Ekstraklasie, a chwilę wcześniej przegrać z Zagłębiem Lubin, które jest niżej od nas w tabeli.

Podkreśla pan, że drużyna jest młoda i znajduje się w przebudowie. Rozumiem jednak, że to świadoma decyzja zmiany kierunku? Choćby dlatego, że w zeszłym sezonie wasz punkt wywalczony w ekstraklasie okazał się drugim najdroższym w PKO Ekstraklasie - po Legii Warszawa.
Rozumiem, że odnosimy się do raportu Deloitte'a, zatem tylko jedno zastrzeżenie – otóż w poprzednich latach audytorzy w koszty wliczali wynagrodzenia wyłącznie pierwszej drużyny, natomiast w ostatniej, czyli najnowszej publikacji po raz pierwszy ujęli też wydatki na wynagrodzenia dla wszystkich naszych sportowców – w tym również zawodniczek, trenerów z akademii oraz pracowników administracji. A w omówionym w dokumencie okresie byliśmy też jedynym klubem w ekstraklasie, który miał zarówno drużynę kobiet w najwyższej lidze, jak i drugą drużynę męską na poziomie centralnym. Warto wziąć to pod uwagę, choć oczywiście nie zmienia to faktu, że ten współczynnik wydatków na pensje w przeliczeniu na wywalczone finalnie punkty na pewno wypadł dla nas niekorzystnie. Bo trzeba sobie powiedzieć szczerze, że na ten zeszły sezon, w którym graliśmy na początku w pucharach europejskich, drużynę mieliśmy zbudowaną - i finansowaną - pod kątem walki w PKO Ekstraklasie ponownie o miejsce pucharowe. Zatem absolutnym rozczarowaniem było zajęcie tego ostatniego premiującego Śląsk pozostaniem w elicie miejsca. I już wtedy wiedzieliśmy, że to jest moment, w którym musimy dokonać diametralnej przemiany. Dotyczyła ona zarówno sztabu szkoleniowego, bo de facto wymieniliśmy go - i to dwukrotnie - w bardzo krótkim okresie i jednocześnie podjęliśmy decyzję, że musimy tą drużynę zasadniczo odmłodzić. Ze względów zarówno stricto sportowych, jak i tych finansowych. I proces przebudowy właśnie następuje. Stopniowo. Jesteśmy na pierwszym etapie, czyli do drużyny dokooptowaliśmy w większości zawodników młodych i większości zawodników z Polski.

Przebudowujecie niebezboleśnie, bo choćby kontraktu Krzysztofa Mączyńskiego, a zatem lidera zespołu w poprzednich latach, nie udało się – szybko - rozwiązać za porozumieniem stron.
Krzysiek Mączyński jest dla mnie najlepszym przykładem i symbolem tego, co się wydarzyło ze Śląskiem Wrocław na przestrzeni ostatnich 4 lat. Czyli w okresie, w którym ponownie sprawuję funkcję prezesa zarządu. Bo pozyskiwaliśmy go 4 lata temu, gdy Śląsk walczył o utrzymanie w ekstraklasie i miał specyficzny kształt drużyny. Szukaliśmy lidera mentalnego i obecność Krzyśka pomogła. Zarówno w utrzymaniu, jak i potem w walce o TOP 5 w lidze. Tyle że po 3,5 roku rzeczywistość się zmieniła… W ostatnich miesiącach często było to przedmiotem naszych wewnętrznych analiz. Po okresie bardzo dużego wzrostu i pozytywnego rozwoju całego projektu, coś się zacięło. Pewnie nieprzypadkowo - wraz z rozpoczęciem covidu i wyłączenia na jakiś czas rozgrywek. Gdy wróciliśmy na boiska po przerwie spowodowanej pandemią, wróciliśmy już jako inna drużyna. Dlatego po kilku miesiącach zakończyliśmy współpracę z trenerem Vitezslavem Lavicką i zatrudniliśmy Jacka Magierę. To był też ten moment, w którym – zarządzając projektem prowadzonym po części ze środków miejskich, czyli samorządowych - nie mogliśmy zaakceptować faktu, że Vitezslav nie był zainteresowany ogrywaniem młodych zawodników. Mimo naszych usilnych zabiegów w tym kierunku i wielokrotnych rozmów z tym szkoleniowcem.

Po Magierze, który postawił na młodzież, ale nowej jakości ostatecznie nie uzyskał, postawiliście na Piotra Tworka, który jednak też nie spełnił oczekiwań. To rzeczywiście duże obciążenie dla budżetu…
Bardzo długi czas wierzyliśmy w Jacka i staraliśmy się na każdym polu mu pomagać, ale praca trenera Magiery nie przynosiła zakładanych efektów. Wiem, że w opinii wielu osób wykonaliśmy ten ruch – czyli wręczenie mu dymisji - odrobinę za wcześnie, ale z naszej perspektywy zmiany szkoleniowca dokonaliśmy odrobinę za późno; ponieważ byliśmy już w okresie istniejącego pożaru. Uznaliśmy, że pomóc mógłby właśnie trener Tworek, trener z zupełnie innym mentalnym nastawieniem. A tylko w tej sferze – mentalu – można było oczekiwać poprawy na tamtym etapie sezonu, ale to też niestety nie skończyło się tak, jak byśmy chcieli. Z końcem sezonu musieliśmy więc z tej współpracy zrezygnować i poszukać trenera na nowe czasy – związane z przebudową, z drużyną młodą, który zaakceptuje fakt powstawania czegoś nowego w ramach potencjału, jaki klub posiada. Czyli trenera na dorobku, ale jednocześnie takiego, który nie byłby w tym fachu nowicjuszem. Wybór padł na Ivana Djurdjevicia, który od dłuższego czasu był na naszej liście życzeń...

...w efekcie macie dzisiaj - do końca sezonu 2022-23 - aż trzech trenerów na utrzymaniu. Czy to też wpłynęło na pasywną postawę Śląska na rynku transferowym w zakończonym przed chwilą zimowym okienku?
Ma to oczywiście z tym ścisły związek, podobnie jak choćby brak natychmiastowego porozumienia z Krzysztofem Mączyńskim, które osiągnęliśmy dopiero po jakimś czasie. Jednak najważniejszym faktem, który ma wpływ na naszą obecną sytuację i mocno odbija się na naszej rzeczywistości, jest zajęcie dopiero 15. miejsca w tabeli w zeszłym sezonie. Czyli uzyskanie przychodu finansowego niższego - rzędu kilku milionów złotych – niż zakładaliśmy. Bo to przyczyniło się także do zmniejszenia potencjału sprzedażowego naszych zawodników. A prawda jest taka, że Śląsk Wrocław musi w dużej mierze opierać - taka jest decyzja właściciela, czyli gminy – budżet na transferach wychodzących. Zatem brak transferów wychodzących zasadniczo ogranicza później możliwość zatrudniania zawodników, ale także ich utrzymywania. Kiedy sprzedawaliśmy Przemka Płachetę, Mateusza Praszelika, Jakuba Łabojkę czy Wojciecha Gollę – było czym gospodarować. Bo każdego z wymienionych transferowaliśmy za co najmniej kilkaset tysięcy euro. Potem, niestety, przytrafiła się saga ze sprzedażą Erika Exposito do Chin, która zakończyła się fiaskiem. W grę wchodziła znacząco wyższa kwota, o kilkadziesiąt procent niż za Praszelika (odszedł do Włoch za 2 mln euro – przyp. red.) A że przez kolejne półtora roku nie udało się dokonać żadnej znaczącej transakcji z klubu, to dziś nie jesteśmy aktywni na rynku transferowym. Choć trzeba też przypomnieć i jasno zaznaczyć, że działaliśmy - jak na nasze warunki - z dużym rozmachem w poprzednich okienkach, przeprowadzając transfery gotówkowe na przykład obrońcy Daniela Gretarssona, czy pomocnika Patricka Olsena. Tak naprawdę więc część ruchów wykonaliśmy z jakimś wyprzedzeniem. Podobnie było zresztą latem z Johnem Yeboahem czy Nahuelem Leivą, więc niejako z góry zakładaliśmy, że zimą szaleć nie będziemy. Mogłoby to ulec zmianie w przypadku dopięcia transferu wychodzącego, ale jak już wiemy, do tego ostatecznie nie doszło.

Jak zatem na dziś wygląda sytuacja finansowa Śląska?
Jest niesatysfakcjonująca i w znacznym stopniu nas ogranicza. Nie chodzi jednak o bieżące zobowiązania, a właśnie - dla przykładu - o dość mocno zawężone pole manewru przy dokonywaniu transferów w zakończonym okienku. Pamiętajmy też, że wszystko dzieje się w rzeczywistości, w której w ogóle stabilność ekonomiczna - w kraju i na świecie – jest średnia. Wzrosły choćby opłaty za media, o kilkaset procent. To znaczący punkt w naszym budżecie, a przecież klub to nie tylko pierwsza drużyna. Oczywiście, to znacząca część wydatków, ale mamy też Ekstraligę kobiet, II ligę mężczyzn, a oprócz tego 20 młodzieżowych drużyn męskich i żeńskich, w tym 5 uczestniczących w rozgrywkach centralnych. A to generuje koszty wyjazdów, czy utrzymywania profesjonalnych sztabów tych zespołów, co wymuszają przepisy licencyjne. Generalnie jednak wierzymy w to, że praca z młodzieżą przyniesie wymierne efekty; co widzimy na przykładzie innych klubów – już nie tylko Lecha Poznań, Legii Warszawa, czy Zagłębia Lubin, które były pionierami w szkoleniu i budowie akademii, ale też po Pogoni Szczecin czy Jagiellonii Białystok. Zresztą, jeśli spojrzymy jeszcze przez pryzmat misji, jaką akurat Śląsk powinien realizować będąc własnością gminy Wrocław, to szeroka praca z młodzieżą wpisuje się w obraz odpowiedzialności społecznej podmiotu takiego jak klub, którym zarządzam.

Jak bardzo zmienił się biznes piłkarski w Polsce w okresie, kiedy przestał pan być prezesem Śląska i wrócił do klubu? Czyli od roku 2013?
Zmieniły się przede wszystkim wymogi licencyjne; a my musimy spoglądać na futbol przez pryzmat wymagań stawianych przez PZPN generowanych na podstawie oczekiwań UEFA. Śląsk Wrocław w latach 2008-2013, kiedy miałem okazję tu pracować i osiągać duże sukcesy, był bardzo mocno nastawiony na prowadzenie pierwszej drużyny. Przyglądając się wtedy Legii czy Lechowi nie mogłem się nadziwić, co mogą robić w klubie zespoły pracowników administracyjnych w liczbie 50-70, podczas gdy my zatrudnialiśmy kilkanaście osób. Dzisiaj – po upływie dekady - Śląsk Wrocław jest już na tym poziomie organizacyjnym, na jakim wtedy w Polsce były chyba tylko Legia i Lech. Tyle że budżety, jakimi dysponowaliśmy wtedy, a te którymi dysponujemy teraz są mocno… porównywalne. Mimo że struktura wydatków jest zupełnie inna. Teraz znaczący punkt w kosztach stanowi inwestycja w młodzież i szkolenie. Dlatego wierzę, że działalność akademii uda się już wkrótce finansować z transferów wychowanków i ekwiwalentów za wyszkolenie. Taki jest cel i na pewno jest wykonalny.

Planowane Wrocławskie Centrum Sportu to ośrodek treningowy, który ma służyć przede wszystkim młodzieży. Na ile ta inwestycja już obciąża budżet Śląska?
To projekt, który tak naprawdę już od 2 lat generuje koszty. Wrocław dysponuje dużą liczbą boisk, ale są one porozrzucane po całym mieście. A to stanowi duże - i czasochłonne - wyzwanie logistyczne. Dlatego dzięki zaangażowaniu naszego głównego właściciela i przy deklaracji Ministerstwa Sportu i Turystyki zdecydowaliśmy się na zaprojektowanie i prace przygotowawcze pod budowę Wrocławskiego Centrum Sportu. Czyli kompleksu, który ma pomieścić kilkanaście boisk piłkarskich, wśród których będą zarówno nawierzchnie sztuczne, jak i murawy naturalne. A także kryte boisko i nieduży stadion, na którym druga drużyna męska i pierwsza drużyna żeńska będą mogły rozgrywać – zgodnie z wymogami licencyjnymi - mecze ligowe. Jesteśmy na etapie projektowania i uzyskiwania wszystkich zgód formalnych niezbędnych do uzyskania pozwolenia na budowę. A to element, który jest niezbędny, aby oficjalnie wystąpić do ministerstwa o wypłatę pierwszej transzy dotacji. Grzebiemy w ziemi - dosłownie i w przenośni. Dla przykładu, to zarządzanie wodami odpadowymi na tym terenie jest bardzo skomplikowane, co niestety nie ułatwia nam zadania.

Jaki jest szacowany koszt tego centrum treningowego?
Na początku zakładaliśmy kwotę oscylującą w granicach 100 mln zł. Od tego czasu jednak zmieniła się sytuacja na rynku, inflacja poszła znacząco w górę, a wraz z nią choćby ceny materiałów budowlanych. Liczymy się z tym, że finalny koszt inwestycji może być wyższy, ale przeprowadziliśmy też konsultacje z operatorami innych tego typu obiektów, które powstały w Polsce. Mieścimy się w budżetach, jakie pochłonęły centra treningowe Legii Warszawa, Lecha Poznań czy Cracovii.

Skoro już rozmawiamy i finansach, to ile w tym momencie – konkretnie - wynosi budżet Śląska i jaki procent pokrywa miasto?
Jest to budżet zbliżony do 50 milionów złotych rocznie, natomiast wsparcie ze strony gminy wynosi 13 milionów złotych. W takiej kwocie co roku dostajemy dokapitalizowanie naszej spółki ze środków publicznych. Zatem udział w finansowaniu Śląska Wrocław przez gminę Wrocław jest na poziomie mniej więcej jednej czwartej budżetu klubu, mimo współpracy reklamowej klubu ze spółkami miejskimi. Zresztą, można postawić tu retoryczne pytanie - czy w interesie właściciela jest pozostawienie projektu na pastwę losu, czy też dbanie o przedsięwzięcie i wspieranie go? Pamiętajmy przy tym, że pieniądze, które otrzymujemy od gminy, w całości pokrywają koszty funkcjonowania klubu w segmentach niezwiązanych z profesjonalnym uprawianiem piłki nożnej. Nie wydajemy pieniędzy gminnych na pensje zawodników pierwszego zespołu, tylko na szkolenie w Akademii, funkcjonowanie całej sekcji piłki nożnej kobiet oraz drugiej drużyny męskiej uczestniczącej w rozgrywkach centralnych. Wypracowanie pozostałych trzech czwartych części naszego budżetu - to jest obowiązek zarządu spółki. Dlatego tak ważne są działania nie tylko na rynku sponsorskim i te mające na celu zbudowanie jak najsilniejszego zespołu – bo miejsce w lidze przekłada się konkretnie na wysokość transzy z Ekstraklasy SA – ale i transfery wychodzące. Dlatego często sięgamy po zawodników młodszych, dla których Śląsk Wrocław jest przystankiem na drodze w karierze. Po to, aby ich z zyskiem sprzedać. Płacheta, czy Praszelik byli u nas krótko, ale nikt nie zarzuci, że nie opłacało się tych zawodników zatrudnić.

A ilu dziś macie takich piłkarzy?
Nie wiem, czy powinienem wymienić nazwiska, choćby z tego względu, żeby nie deprymować innych, ale co najmniej trzech. Choć oczywiście rozważylibyśmy dobrą ofertę za każdego z naszych graczy. A jeśli realnie mamy mówić o sprzedaży za poważne pieniądze, to pod uwagę trzeba brać piłkarzy nie starszych niż 22-, 23-letnich. Czyli na przykład takich jak John Yeboah, który decydując się na przyjazd do Polski wykonał krok wstecz, ale ze świadomością, że dzięki Śląskowi wykona dwa kroki do przodu. Tak jak miało to miejsce choćby w przypadku wspomnianego Praszelika, którego jednak pozyskaliśmy na rynku wewnętrznym; podobieństwo jest takie, że Mateusz również nie chciał czekać na swoją szansę w Legii nie wiadomo jak długo. Strategia budowy kadry musi być mocno przemyślana, proszę mi wierzyć, ale mamy też zawodników wywodzących się bezpośrednio z Akademii, którymi interesują się najwięksi gracze. Karol Borys już jest monitorowany przez największe marki w Europie. A tylko w 2023 roku mieliśmy w Śląsku 14 piłkarzy i 7 piłkarek w kadrach narodowych w kilku kategoriach wiekowych. I w swoich rocznikach są to z pewnością zawodnicy ponadprzeciętni.

Śląsk Wrocław nie jest rodzynkiem, jeśli chodzi strukturę właścicielską; podmiotami będącymi własnością samorządów są – między innymi - także Górnik Zabrze, czy Korona Kielce. Porównujecie się do innych tego typu klubów? A jeśli tak, to jak wypadacie?
Jak pan zauważył, Śląsk Wrocław nie jest wyjątkiem albo wynaturzeniem, co próbowano wmówić naszym kibicom w polskim piekiełku. I że zamiast na „kopaczy”, lepiej wydać publiczne pieniądze na chodnik, czy nowe przedszkole. Samorządy, spółki skarbu państwa lub innego rodzaju podmioty publiczne posiadają udziały w wielu klubach – i to nie tylko piłkarskich, wystarczy spojrzeć na to, kto gra w siatkarskiej PlusLidze – w Polsce i za granicą. Zawsze w takich sytuacjach staram się zresztą powtarzać, że w tak dużych aglomeracjach jak Wrocław, Poznań, czy Warszawa, klub sportowy jest dla ludzi tak samo ważnym miejscem rozrywki i identyfikowania się z miastem jak… teatr, opera, czy też innego rodzaju ośrodki kultury. Mecze Śląska z trybun ogląda rocznie ponad 150 tysięcy osób i warto pamiętać, że znajdziemy tam pełen przekrój społeczeństwa. A ja mam pewność, że w każdym z miast, które wymieniłem, jest duży procent ludzi, którzy powiedzą, że w kategorii spędzania czasu wolnego znacznie istotniejsze jest dla nich istnienie klubu piłkarskiego niż funkcjonowanie teatru, czy muzeum, które rzecz jasna także wspierane są ze środków publicznych. Sam chętnie odwiedzam muzea, i staram się uczestniczyć w niezwykle bogatym życiu kulturalnym naszego miasta i naszego regionu, ale Śląsk Wrocław to taki sam element kulturalno-rozrywkowej układanki. Zapewniający skrajne emocje dla uczestników i obserwatorów, bo jak określa to trener Djurdjević - mamy drużynę bardzo głośną; ponieważ potrafimy albo spektakularnie wygrać, albo w identycznych okolicznościach przegrać. Powiem tak – w sporcie działam od 20 lat, w piłce nożnej kilkanaście, ale Jacek Sutryk był dopiero pierwszym prezydentem, który odważył się powiedzieć, że nie wstydzi się wspierać profesjonalnego sportu. I gmina Wrocław dotuje nie tylko piłkę nożną, ale też koszykówkę, siatkówkę, żużel, czy futbol amerykański. Poza tym kluby sportowe mają wierną publiczność i nie przez przypadek uważa się je za najlepsze medium reklamowe. Nie widzę zresztą żadnego, nawet błahego powodu, dla którego mielibyśmy rezygnować z promowania swojego miasta czy swojego regionu poprzez sport.

A reklamowanie na przykład ogrodu zoologicznego, czy parku wodnego na bandach stadionu piłkarskiego także się panu podoba? Ewentualnie kampania zachwalającą picie kranówki? Ekonomicznie takie działania naprawdę się bronią?
W praktyce jako Śląsk Wrocław jesteśmy przedsiębiorstwem komercyjnie funkcjonującym na rynku. I jeśli ktoś szuka sposobu na zachęcenie do picia wody z kranu, która od dawna we Wrocławiu jest zdatna do picia, co wiąże się też z zmianą nawyku kupowania plastikowych butelek, to najlepszym narzędziem do komunikacji jest właśnie sport. Piłkarze, sportowcy muszą się zdrowo odżywiać, więc jeśli oni piją kranówkę to oznacza, że naprawdę każdy nie tylko może, ale wręcz powinien sięgać po taką wodę na co dzień. Dlatego nie widzę nic zdrożnego w wynajęciu takiego klubu jak Śląsk i piłkarzy także z jego akademii do tej kampanii. A jeśli ktoś stara się wmówić, że reklamowanie wrocławskiego ZOO czy Parku Wodnego nie jest potrzebne, to być może nie rozumie mechanizmów promocji i reklamy. Z jakiegoś powodu nawet tak globalne marki jak Coca-cola czy Apple nadal się reklamują. Na Zanzibarze czy w Chorwacji każdy chciałby spędzić wakacje, a mimo to lub właśnie w związku z tym organizacje turystyczne wydają miliony na promocję. Zresztą, aqua parki i ogrody zoologiczne – jako atrakcje turystyczne Wrocławia – jeszcze bardziej wymagają reklamowania. To przyjezdni, czyli turyści, znacząco uczestniczą w budowaniu budżetu przychodowego takich miejsc. Dlatego w pierwszej kolejności – także, a może przede wszystkim – turystom warto pokazywać na bandach podczas transmisji w ogólnopolskiej telewizji - dokąd warto pójść po przyjeździe do Wrocławia. Co więcej, podobne reklamy można zobaczyć na bandach na stadionach w innych miastach. Przecież futbol to dyscyplina o największym zasięgu w Polsce, zatem jest też najlepszym nośnikiem do pozyskania klienteli. I zupełnie nie dziwi mnie fakt, że jako mieszkaniec Wrocławia widzę w naszym mieście reklamy różnych atrakcji z innych polskich miast czy sąsiednich regionów...

Rozmawiał Adam Godlewski

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Trener Wojciech Łobodziński mówi o sytuacji kadrowej Arki Gdynia

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Prezes Śląska Wrocław, Piotr Waśniewski: - Jesteśmy drużyną głośną, ale w tym sezonie gramy o stabilizację. A marzeniem jest Puchar Polski - Portal i.pl

Wróć na gol24.pl Gol 24