Sytuacja Kaczmarka jest klarowna. Gdyby za kilka miesięcy Widzew miał pozostać w drugiej lidze, wówczas na 99,9 procenta straciłby pracę w Łodzi. Jeśli awansuje, niemal na pewno zostanie i umocni swoją pozycję w klubie.
Zresztą sam trener doskonale zdaje sobie z tego sprawę, o czym wspominał przecież w kilku wywiadach jeszcze przed inaguracją sezonu 2019/2020.
Naprawdę szczerze życzymy więc Kaczmarkowi, by potwierdził w Łodzi opinię wybitnego specjalisty od awansów. Przypomnijmy, iż ma ich na koncie już szesć (po dwa z Lechią Gdańsk, Olimpią Grudziądz oraz Wisłą Płock).
Niemal niemożliwie będzie skopiowianie wyczynu słynnego Leszka Jezierskiego, który z Widzewem awansował trzykrotnie: z klasy okręgowej do międzywojewódzkiej w 1970 roku, na zaplecze ekstraklasy w 1972 roku (czyli ówczesnej II ligi) oraz do ekstraklasy w 1975 roku. Po jednym awansie z Widzewem zaliczyli: Paweł Kowalski (do ekstraklasy w 1991 roku), Stefan Majewski (do ekstraklasy w 2006 roku), Paweł Janas (do ekstraklasy w 2010 roku), Marcin Płuska (do trzeciej ligi w 2016 roku), Przemysław Cecherz, Franciszek Smuda oraz Radosław Mroczkowski (kolejno ta trójka trenerów prowadziła wtedy łodzian) do drugiej ligi w 2018 roku.
Wyglądałoby to wręcz przepięknie: Widzew Kaczmarka do I ligi w 2020 roku oraz do ekstraklasy w 2021 roku.
Czy ten piękny sen kibiców klubu z al. Piłsudskiego się sprawdzi?