Nie o takim Superpucharze marzyli kibice. Decyzja Ekstraklasy SA o rozegraniu spotkania na Pepsi Arenie zaowocowała bojkotem spotkania przez fanów z Wrocławia i proteście legionistów, którzy po pierwsze na meczu stawili się w liczbie nieprzyzwoitej, a po drugiej nie prowadzili dopingu. Spotkanie zbojkotowali nawet działacze, bo nie było na nim ani prezesa PZPN Grzegorza Laty, ani nowego prezesa Ekstraklasy SA Bogusława Biszofa. Medal wręczali wiceprezes PZPN Janusz Matusiak i członek zarządu Ekstraklasy SA Marcin Animucki.
Sparingowa atmosfera spotkania udzieliła się też trenerom, a szczególnie Janowi Urbanowi, który od pierwszej minuty wystawił do boju kilku rezerwowych zawodników. Tuż przed spotkaniem tłumaczył tę decyzję możliwością przeprowadzenia aż 6 zmian i już w przerwie musiał z tej opcji skorzystać.
Legia przegrywała 0:1 tracąc gola po stałym fragmencie gry. Śląskowi wystarczyła jedna sytuacja, by Sebastian Mila posłał dokładną piłkę na głowę Roka Elsnera, który dokładnym strzałem pokonał Dusana Kuciak. Poza bramką na murawie działo się niewiele. Urban na drugą połowę posłał do boju Danijela Ljuboję, Miroslava Radovicia i Jakuba Koseckiego. Ten zabieg się udał, bo Legia grała lepiej, a piękną bramkę z rzutu wolnego strzelił Ljuboja. Serb skopiował wyczyn z Wrocławia, kiedy też pięknym strzałem zza linii pola karnego przyczynił się do wysokiego zwycięstwa Legii w meczu ligowym ze Śląskiem.
Szkoleniowiec "Wojskowych" testował jednak do końca meczu. W końcówce na lewej stronie obrony grał nominalny stoper Marko Suler. W efekcie wrocławianie zrobili sobie jego stroną prawdziwą autostradę, którą co rusz przedostawali się pod bramkę Kuciaka. Strzelili nawet gola, ale Mateusz Cetnarski był na pozycji spalonej.
Legia też miała swoje sytuacje do strzelenia zwycięskiej bramki, ale zawodził przede wszystkim Radović. Pomocnik Legii nie może odnaleźć formy z rundy jesiennej poprzedniego sezonu, irytując szczególnie pod bramką przeciwnika. "Rado" zawiódł także w serii rzutów karnych, która rozstrzygnęła losy Superpucharu. Rafał Gikiewicz obronił jego strzał oraz uderzenie Marka Saganowskiego. Tę "jedenastkę" sędzia kazał powtórzyć, ale snajper Legii nie zachował zimnej krwi i przestrzelił. Kuciak obronił jeszcze "jedenastkę" wykonywaną przez Tomasza Jodłowca, ale Mateusz Cetnarski już się nie pomylił i Śląsk mógł cieszyć się na Łazienkowskiej z drugiego w tym roku trofeum.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?